Ks. Piotr Skarga: Żywot św. Hermengilda, męczennika (13 kwietnia)


MĘCZEŃSTWO HERMENEGILDA KRÓLA WISYGOTÓW W HISZPANII
KRÓLUJĄCYCH, pisane przez ś. Grzegorza papieża, lito. 3,
Dialog, cap. 13. Żył około Roku Pańskiego 590.

Pisze ś. Grzegorz papież, iż wielu ludzi, którzy z Hiszpanii przychodzą, relacyę wzięliśmy, że nie dawno król Hermenegildus, syn Zeowigilda króla Wisygotów, przez najwielebniejszego męża Leandra biskupa Hiszpańskiego, od herezyi Aryańskiej nawrócony jest. Tego, ojciec jego Aryanin, do wiary powszechnej darami, namową, pogróżkami zwieść chciał, aby się do kacerstwa wrócił. Gdy on bardzo statecznie ojcu odpowiedział, iż nigdy nie mógł wiary prawdziwej, którą mu Pan Bóg raz dał poznać, odstąpić, ojciec rozgniewany królestwo odjął i wszystko pobrał. Jednak i tem stateczności jego przełamać nie mogąc, do więzienia go ciasnego, za ręce i nogi związanego, posadził. Hermenegildus młodzieniec, gardząc świeckiem królestwem, chętnie niebieskiego szukał; a na włosiennicach w wieży siedząc, o posilenie serca Boga wszechmogącego prosił. Tem więcej sławą tego mijającego świata gardził, im więcej widział związany, jako tego za nic mieć nie miał, co mu zginąć i być odjęte mogło.

Przyszło święto Wielkanocne, posłał do syna niewierny ojciec biskupa Aryańskiego, aby z jego ręki świętokradzkiego sakramentu uczestnictwo wziął, a tem ku łasce ojcowskiej przyjść mógł. Lecz młodzieniec Bogu oddany, biskupa Aryańskiego, gdy do niego przyszedł, należycie i odważnie zgromił i słowami takiemi, na jakie zasłużył, zfukał; bo chociaż był z wierzchu związany, ale na swem wielkiem sercu był wolny i bezpieczny. Gdy on heretyk królowi to powiedział, jako był od syna jego odprawiony i zhańbiony za pobudką heretyckiego języka, rozgniewał się srodze ojciec i wnet sługi posłał, aby onego statecznego Bożego wyznawcę, tamże w więzieniu zabili. Sprawili źli słudzy wolę okrutnego pana; bo skoro weszli, siekierę w mózgu jego utopili i życie mu odjęli; bo to mu tylko odjąć i w nim zabić mogli, czem sam zabity gardził. Na pokazanie prawdziwej jego chwały, której za onem męczeństwem dostał, niebieskie się cuda zjawiły. W nocy słyszane było śpiewanie przedziwne Psalm ów, przy ciele króla onego i Męczennika, który więcej przeto królem zwany być ma, iż jest Męczennikiem. A drudzy mówią, iż w nocy przy temże ciele pochodnie jasne zapalone widziano i przetoż ciało ono wierni wielce ważyć poczęli. A ojciec niewierny synobójca żałować tego, co uczynił, począł; wszakże nie na otrzymanie zbawienia swego uczynku się onego przeląkł i żałował, bo poznał, iż katolicka wiara jest prawdziwa, ale do niej bojaźnią swego ludu odstraszony, przyjść godny nie był. Który gdy umierał a blizko skonania był, Leandra onegoż biskupa, którego przedtem bardzo prześladował, przyzwał do siebie i zalecał mu syna swego Rychareda, w temże karcerstwie będącego, aby go do tego swem napominaniem przywiódł, do czego i brata jego umarłego, to jest do katolickiej wiary i to uczyniwszy umarł.

A syn jego Rycharedus nie szedł za niewiernym ojcem ale brata Męczennika naśladując, Aryańską złość porzucił i wszystek lud swój Wisygotów do wiary świętej przywiódł, tak i żadnemu w królestwie swojem wojny służyć nie dopuścił, któryby nieprzyjacielem Bożym przez kacerską nieprawość być śmiał. I nie dziw, iż brat Męczenników stał się kaznodzieją prawdy; ponieważ braterska mu zasługa pomagała, że ich tak wiele do łaski i wiary wszechmogącego Boga przywiódł. Ztąd przypatrzyć się nam trzeba, iżby się to było nie stało, gdyby król Hermenegildus za prawdę Bożą nie umarł. Bo napisano jest: Jeżeli ziarno pszeniczne padłszy na ziemię nie obumrze, tylko samo zostanie, a jeżeli obumrze, wielki przynosi pożytek. Co tu się jasno pokazuje; bo w narodzie Wisygotów jeden umarł, aby ich wiele ożyło. Prawdziwie jako jedno ziarno wierne dla zatrzymania wiary padło, zkąd wiele dusz jako na hojnem żniwie powstało, na cześć żywemu Bogu, przez Jezusa Chrystusa Pana naszego, któremu z Duchem św. chwała na wieki, Amen.

Obrok
Duchowny.

Dziwne sądy Boże, sprawiedliwe, tajemne i straszliwe, wiele heretyków umierając znają, wołają, potępiają błędy swe (i prawie wszyscy są tacy na świadectwie sumienia swego), a jednak ku prawemu nawróceniu przyjść wiele ich nie może, jako ten król Zeowigildus, o którym wyżej mówiliśmy. Ponieważ też, przy czem sam obecny byłem, a że prawdziwie, Bogiem świadczę: Roku 1575, był tu jeden Włoch w Wilnie, na imię Klaudyusz, który robić pomagał około cyborium ołtarza wielkiego Wileńskiego u ś. Jana; i mniemaliśmy długo, aby był katolik. Ten zabił drugiego Włocha mularza i siedział osądzony na gardło. Chodziliśmy do niego, upominając go do dyspozycyi duszy i do pokuty, tam odkrył dopiero niezbożność swoję, iż ledwie co o Panu Bogu wierzył, pacierza nigdy nie mówił, o Kościół żaden ani katolicki ani heretycki nie dbał. Gdyśmy go często przywodzili do wiary świętej, mówił to na koniec: Ojcze, bardzo rad was widzę i gdy ze mną mówicie, w tej trwodze czuje pociechę dusza moja. Wiem, iż u was jest prawda; ale skłonić serca nie mogę, abym miał w wierze waszej umrzeć. Mówiłem jemu: Gdy widzisz, iż przy nas prawda, czemu jej nie trzymasz, pozyskując zbawienie twoje? gotów cię Bóg przyjąć i Kościół. On na to nic nie mówił, jedno też słowa: Widzę ja to i uznawani, ale nie mogę. Spytałem go potem: Gdzież się chcesz obrócić? Do luteranów powiedział: i tak przyzwawszy ministra Saskiego, ścięty, zginął na duszy i na ciele. O, zaiste wiernym katolikiem zostać, nie w samej jest mocy ludzkiej! i ztąd ci to są niebaczne słowa, które mówią heretycy: Dowiedź mi tego a tego, a ja katolikiem zostanę. Nie tylko wywody, ale i cuda zakamieniałości heretyckiej nie pomogą. Rozum ich łacno przekonać, lecz woli i uporu nie przełamiesz; trzeba wielkiej pomocy Boskiej do tego. Bóg choć zawżdy gotów jest do woli naszej, gdy my chcemy, za jego pierwiej natchnieniem; wszakże jest ten czas i ta pora w postępkach człowieka grzesznego, że go Pan Bóg opuszcza, a chociaż on widzi błąd swój, jednakże iż opuszczony jest od Boga, wynijść z niego już nie może, co zowią zatwardziałością i zakamieniałością. Przeto się przelęknąć ma heretyk i ten, który w grzechu leży, a dziś, póki czas przeklęcia figowego drzewa, aby na wieki nie rodziło, nie przyjdzie i póki Pan miłosierny ściąga rękę swoję, porwać się ma, z grzechu swego; bo potem za niewdzięczność sprawiedliwie tego odstępuje który tak długiem i gęstem upominaniem i natchnieniem jego wzgardził.



Ks. Piotr Skarga ,,Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień T.I", str. 391-392