W roku 1212 przyjęła św. Klara welon zakonny z rąk Św. Franciszka i zamieszkała w ubożuchnym tymczasowym klasztorku. Dziwnie szczęśliwą czuła się tu wśród tego ubóstwa, które umiłowała i wśród tego odosobnienia od wszystkiego, co trąciło światem i jego znikomością. Pierwsze zwłaszcza jej dni pobytu w klasztorku, były jakby bezustannem zachwyceniem i jedno tylko pragnienie wśród gorących modlitw zasyłała w niebo, by i jej młodsza siostra 14-letnia Agnieszka pokochała życie zakonne i zakosztowała: jak słodkim jest Pan i jak przedziwne miłosierdzie Jego.
Bóg dobry wysłuchał tych modlitw. W szesnaście dni później Agnieszka opuściła dom rodzicielski i przybiegła do Klary, gorąco ją zaklinając, by do klasztoru przyjętą być mogła. Lecz jeśli dla Klary wypadek ten był spełnieniem najgorętszych życzeń, to jednak dla rodziców był gromem, co w nich uderzył z niespodziewaną siłą. Już wstąpienie Klary do klasztoru uważali za wielkie, nieszczęście, które ich dotknęło — lecz teraz gdy w dodatku i Agnieszka potajemnie ich opuściła, stracili wszelką miarę w swej boleści i przemocą swe dziecko z poza furty klasztornej wydrzeć postanowili. W tym celu ojciec zwołał swych krewnych i licznych przyjaciół domu i z orężem w ręku uderzyli na klasztor dziewiczy. Biedną Agnieszkę wywleczono za włosy a inne Śmiertelnie przestraszone zakonnice shańbiono obelżywemi słowy. W tem strasznem nieszczęściu upadła Klara z resztą zakonnic na kolana i głośno wzywała Boga na pomoc. A Bóg dobry, który nigdy ufających w Nim nie opuszcza, dziwnym cudem okazał w tej chwili Swą wolę i pomoc. Agnieszkę bowiem uczynił niewzruszoną — żadna moc ludzka z miejsca, na którem stała poruszyć Jej nie mogła. Połączone siły wszystkich tych mężów zbrojnych nie mogły ani na cal zepchnąć, ni posunąć Agnieszki. Rozgniewany tem do żywego Monaldi, wuj sióstr obojga, dobył miecza z pochwy i już się straszliwie zamierzy by ugodzić w Agnieszkę, gdy w tem ból tak niewypowiedzianie srogi przeniknął jego ramię, że ręka bezwładna zwisła a miecz upadł na ziemię. Przerażeni tem napastnicy uciekli, a sam ojciec choć rozżalony wielce, uznał w tem palec Boży i wrócił bez córki do domu.
Agnieszka natomiast pełna szczęścia i przejęta wdzięcznością ku Bo u, rozradowana wróciła do grona sióstr zakonnych. Odtąd całe swe życie postanowiła tem bardziej wytrwać na służbie u Pana, że już tak widomy odebrała znak, że Bóg ją chce mieć niewzruszoną w zakonie.
I rzeczywiście wszystkich użyła środków, by się spodobać Bogu. Wszelki czas wolny od obowiązków zakonnych poświęcała modlitwie i rozmyślaniu, Życie prowadziła niesłychanie umartwione, kontentując się prawie ciągle tylko suchym chlebem i wodą. Na ciele ostrą nosiła włosienicę, w domu najpodlejsze spełniała posługi. We wszystkiem też starała się naśladować swą świętą siostrę: Klarę. Z pociechą serca patrzał na jej wzrost duchowny św. Franciszek, a gdy ja już za dość wypróbowaną i pewną uważał, wysłał ją jako przełożoną do nowo powstającego klasztoru we Florencyi. Później w tymże samym celu wysyłał ją jeszcze do Mantuy i innych miast włoskich. A gdziekolwiek choćby na krótko zjawiła się Agnieszka, budowała wszystkich swą cnotą wyborną. Jej przykładem zachęcone liczne dziewice, wyrzekały się Świata, by pod jej kierownictwem i ręką rosnąć w serafickim duchu ku chwale Bożej i pożytkowi bliźnich. Tym |wszystkim z przedziwną gorliwością przodowała Agnieszka — a P. Bóg jej dobre serce niezwykłemi nagradzał laskami. Razu pewnego widziano ją w czasie modlitwy wzniesioną w powietrze, to znowu sam Zbawiciel w postaci ślicznego dzieciątka jej się ukazał. W ostatnim roku życia była w częstych zachwyceniach, raz nawet od Wielkiego Czwartku aż do Wielkiej Soboty trwała w zachwyceniu niebiańskiem bez przerwy, a gdy się ocknęła, to jej się zdawało, jakby tylko godzinkę małą na rozmowie z Bogiem przetrwała.
Przed samą śmiercią wezwała Agnieszkę do siebie św. Klara prosząc, by w tej ostatniej utarczce jej nie odstępywała.
— Pozostań przy mnie droga siostro — rzekła — Bóg dobry już mię woła do siebie, lecz niedługo rozłączone będziemy, bo mię już wkrótce ujrzysz u tronu Bożego.
I rzeczywiście już w trzy miesiące po śmierci św. Klary dnia 16 listopada 1253, zasnęła Agnieszka snem świętych. Jej ciało złożone jest w bocznej kaplicy kościoła św. Klary. Wiele cudów działo się u grobu jej i z tego też powodu Papież Benedykt XIV. zaliczył ją w poczet świętych.
Uwagi nad żywotem.
1. Kościół Boży poleca nam, byśmy w dniu św. Agnieszki z Assyżu prosili o ducha serafickiego. Na czemże ten duch seraficki polega i czem on jest właściwie? Jest to święty płomień miłości i niepowstrzymana tęsknota duszy, która rwie się do Boga i nie tylko sama Go chwali, lecz do tej chwały całe stworze nie nakłonić usiłuje. Takim płomieniem świętym pałają owi Serafinowie otaczający tron Boży, taką duszę gorącą miał św. O. Franciszek, taką też była św. Agnieszka rwąca 7 się z takim zapałem w niebo, że ją od ziemi wzniesioną widywano. I zaprawdę: tak jak w systemie naszym słonecznym widzimy, że wszystko w około słońca krąży i doń się zwraca — tak w życiu naszem duchownem, krążyć powinniśmy w bliskości Boga i ku Niemu się zwracać. To być powinno naszem zadaniem, miłą pracą i troską. to gorącem duszy pragnieniem i serdecznem bez przerwy usiłowaniem, A czy jest w nas bodaj odrobina takiego serafickiego zapału?
2. Rozważ jakie przeszkody w twojem sercu znachodzi ten duch seraficki. Przede wszystkiem przeszkodą jest twe Światowe usposobienie, zamiłowanie dóbr ziemskich, pociąg do zmysłowych rozkoszy, lub żądza przenikającej sławy. To wszystko do ziemi cię przykuwa i dlatego ci tak trudno wznieść się ku niebu. I z tego też powodu mówił Zbawiciel: wyście z niskości a jam z wysokości, wyście z tego świata a jam nie jest z tego świata... i przeto pomrzecie w grzechach waszych (Jan 8. 28). Prócz powyższych przeszkód utrudniających w nas wzrost ducha serafickiego, jest jeszcze w nas wielki brak i ochota do szczerej a słusznej pokuty. Nawet nam przez myśl nie przejdzie, że trzebaby się raz do Boga zwrócić. Tylko swe dobre widzimy strony i te nas w pychę wzbijają, a ciemnych i brzydkich stron duszy ani widzieć nie chcemy. Jakże w nas ma rozgorzeć duch seraficki? Przeto weźmijcie rozbrat ze ziemią a imajcie się pokuty, a ta przysposobi rolę serc waszych, że na niej zabłyśnie pełnym płomieniem duch seraficki.
8. Lecz to pamiętaj, że ten płomień święty co duszę seraficzną napełnia miłością, z góry przyjść musi. Przeto z pokorą prośmy Pana, by nam dany został on dar wielki. Wysłucha cię Zbawiciel, boć sam to wyznał: przyszedłem puścić ogień na ziemię... a czegóż chcę? jedno aby był zapalon (Łuk. 12. 49). Prośże o ten ogień święty a dany ci będzie. I gdy go już poczujesz w sercu, bacz uważnie by się nie zatłumił, ani nie wygasł.
O. Czesław, Bernardyn
Dzwonek III Zakonu S. O. N. Franciszka Serafickiego. R.8, nr 11 (listopad 1892), str. 322-328
Dzwonek III Zakonu S. O. N. Franciszka Serafickiego. R.8, nr 11 (listopad 1892), str. 322-328