Św. Elzeary, Wyznawca i Tercjarz Franciszkański (27 września)


Są w pewnych czasach ludzie, których Bóg wszelkimi da­rami potęgi i miłości ozdabia i w których całą wspania­łość swych doskonałości chce okazać. Tym niekiedy udziela i pomyślności i dóbr doczesnych, jakiemi są do­statki, wysokie urodzenie, zaszczyty i godności, — ale o wiele wię­cej obdarza ich darami niebieskimi, jakimi są: czyste serce, wiara wytrwała i gorąca miłość ku Bogu i bliźniemu. Są to nadzwyczajne i rzadkie zjawiska, ale przecież się zdarzają. Takimi byli swego czasu św. Bernard, pobożni książęta i królowie, jak Henryk II, Lud­wik IX, a z niew iast: św. Klara, Elżbieta, Jadwiga, Kunegunda itd. — wszystko istoty, w których łaska Boża nadzwyczajne skutki wy­wołała a na które Bóg zlał doczesne oraz wieczne dobra.

Do takich szczególniejszych wybranych Bożych należy i Święty, któregośmy na ten miesiąc za patrona sobie obrali, tj. święty Elzeary. Urodził się on we Francyi w r. 1286 ze starej hrabiowskiej rodziny. Matka jego Ludwika, dla nadzwyczajnej dobroci serca na­zywana powszechnie „dobrą hrabiną“, ofiarowała go zaraz po na­rodzeniu Bogu u stóp ołtarza i wypowiedziała w tedy słowa, godne zaiste matki chrześcijańskiej: „Gdyby, o Boże, moje dziecię miało coś czynić przeciwko Twej woli, to weź je z tego świata, bo lepiej jest, żeby bez zasług umarło, jak żeby kiedy miało Twój Najświętszy Majestat obrazić.“

Przyjął Bóg mile ofiarę matki i obdarzał Elzeara już w dzie­cięctwie wielu łaskami. Szczególnie odznaczał się wielką miłością ku ubogim. Jeszcze na rękach matki płakał, gdy zobaczył ubogiego, i dopiero gdy matka kawał chleba dała ubogiemu, uspokajał się i uśmiechał z zadowolenia. Już wcześnie oddali go rodzice na wy­chowanie swemu krewnemu, Opatowi pewnego klasztoru.

Tu przez punktualne posłuszeństwo i pobożność stał się do­skonałym wzorem dla otaczających. Już wtedy gorąca i szczera miłość ku Bogu i pragnienie, aby jak najwięcej dusz zbawić, tak go przejmowały, że postanowił pójść pomiędzy niewiernych, aby krew przelać dla Chrystusa.

Ale Bóg urządził inaczej. Na rozkaz króla Sycylii, Karola II, w młodym bardzo wieku musiał Elzeary poślubić równie młodą dziewicę, Delfinę, która mu ani w urodzeniu, ani w zaletach duszy nie ustępowała.

Zlękła się Delfina, gdy o takim rozkazie usłyszała, bo posta­nowiła sobie już dawno dziewicą na zawsze pozostać. Pocieszyła ją jednak Matka Najświętsza, ukazując się jej raz w widzeniu i obie­cując, że zawsze będzie się nią opiekować i jej cnoty dziewiczej bronić.

Gdy zatem w cztery dni po zawarciu małżeństwa Delfina zwierzyła się ze wszystkiem młodemu małżonkowi, to temu już i tak bardzo czystość kochającemu, nie przyszło trudno zgodzić się na ofiarę, aby duszę i ciało do śmierci czyste zachować. — Oboje wie­dzieli dobrze, że bez walk się nie obejdzie, ale też wiedzieli, jakich środków używać.

Pomimo dostatków wielkich, skromnego tylko posiłku używał Elzeary. Opasywał się grubymi powrozami tak, że aż w ciało wchodziły, nosił zawsze Włosienicę, a szczególnie surowo ze sobą się obchodził w wigilię świąt Matki Boskiej.

Ponieważ na zamku ojcowskim życie więcej światowe było, usunął się ze swą małżonką do jej dóbr rodzinnych. Tu mieszkanie ich raczej było klasztorem , jak hrabiowskim pałacem. Porządek domowy, jaki nasz Święty zaprowadził, wydawał się domownikom z początku za surowym , ale przykład obojga świętych małżonków uczynił go nie tylko znośnym, ale i przyjemnym.

Jak sam pilnie Elzeary przestrzegał wykonania przykazań Bo­żych i kościelnych, tak też bezwarunkowo żądał tego od swych pod­danych. Nie zaniedbywał jednak przy tem i obowiązków swojego stanu. Walecznym był w wojnie, mądrym i sprawiedliwym w pokoju.

W 18 roku życia udał się do Włoch, aby objąć dziedzictwo po zmarłym ojcu. Tu przebywał pięć lat. Miłością i łagodnością po­zyskał sobie w krótce serca wszystkich poddanych, którzy go z po­czątku jako Francuza przyjąć nie chcieli. Do pobożnej a stęsknionej m ałżonki tak pisał: „Odwiedzaj często Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie, wiesz, że zwykle przebywam w Jego Najśw. Sercu, tam mię z pewnością znajdziesz.“

Po powrocie złożył razem z małżonką ślub dozgonnej czy­stości i w tym samym dniu wstąpił do III Zakonu św. O. Franciszka. Pomimo licznych podróży, które musiał odbywać w sprawach swego króla, znalazł zawsze czas na modlitwę i na uczynki miłosierdzia. Dobra ziemskie, których mu Bóg w obfitości udzielił, obracał na dobro ubogich i na ozdobę domów Bożych. Ubodzy byli ulubień­cami jego. Często odwiedzał szpitale i pielęgnował chorych z prawdziwie bohaterskiem zaparciem siebie samego.

Bóg sam nagrodził cudami wielkie jego cnoty. Kiedy raz z wielkim orszakiem wyruszył na polowanie i znalazł się w pobliżu domu, gdzie sześciu trędowatych leżało, a tak strasznie przez trąd oszpeconych, że ciężko było i patrzeć na nich, pozdrowił ich nasz Święty, ucałował ich rany i w tej chwili wszyscy zostali uzdrowieni.

Innym znowu razem powstał wielki głód z powodu nieuro­dzaju. Elzeary rozkazał cały zapas zboża rozdzielić pomiędzy głod­nych. Gdy ci odeszli, zjawiło się znowu kilku ubogich o chleb pro­szących. Służąca jednak donosi panu, że już niema ani ziarnka zboża. A na to Elzeary, pełny ufności w miłosierdzie Boże, rzekł do niej : „Idź, poszukaj pilnie, a z pewnością coś znajdziesz.“ Słu­żąca usłuchała i — o dziwo! — znalazła całą skrzynię napełnioną zbożem.

Gdy Elzeary się dowiedział, że w jego kancelaryi skarg ubo­gich nie uwzględniają, jak się należy, sam zajął się tą sprawą, i aby dla wszystkich być sprawiedliwym, wynalazł szczególniejszy śro­dek na to. Z wielkim workiem przechodził miasto i kazał doń wrzu­cać w szystkie zażalenia. Nic dziwnego, że nieraz cierpliwość jego przytem na wielką próbę była wystawioną. Raz powrócił właśnie tylko co z takiej wycieczki i zaledwie usiadł do stołu, zjawia się jakiś natręt i mówi: „Jak się rzecz ma z moją prośbą, którą wczo­raj zaniosłem?“ Z największą cierpliwością w staje Elzeary i do­piero po załatwieniu prośby usiadł do stołu. — Krótko mówiąc, serce swe, język i ręce oddał całe ubogim i dlatego też zwano go po­wszechnie „obrońcą ubogich.“

Pomimo tej miłości i dobroci serca miał wielu nieprzyjaciół, którym solą w oku była świętość jego. Do tego nawiedził go Bóg ciężką i niebezpieczną chorobą, która go też i o śmierć przypra­wiła. Całe życie jego było przygotowaniem się do niej. To też pomimo niewymownych bólów umarł spokojnie, wymawiając te słowa: „Wszystkom szczęśliwie przezwyciężył i poddaję się zu­pełnie wyrokom Bożym.“ Śmierć nastąpiła 27 września r. 1323 w 38 roku życia.

Wskutek wielu cudów, które się na grobie jego działy, od razu był czczony jako Święty, aż wreszcie Stolica Apostolska w r. 1369 uroczyście go jako takiego ogłosiła.

Św. Elzeary dowiódł nam, jak szlachetne urodzenie i bogac­two dadzą się połączyć z cnotą chrześcijańską. Nauczył nas, że po­bożność i miłość bliźniego w każdym stanie mieć można, że każdą pracę przez dobrą intencyę można uczynić zasługującą na niebo. — Tak też i wy, Bracia i Siostry III Zakonu czyńcie. — Może was Bóg powołał i do różnych urzędów, i do szkoły, i do łoża chorego, i do roli, do gospodarstw a, do rzemiosła i jakiejkolwiek pracy, to jednak wszędzie możecie się uświęcić przez to, że wszystko czy­nicie w dobrej intencyi, tj. aby pełnić wolę Boga z prawdziwej i szczerej miłości ku Niemu.



Głos Świętego Franciszka, 1914, R. 7, z. 9, str. 264-268