Święty Wawrzyniec z Brindisi, kapucyn


Patron miesięczny na lipiec.

Święty Wawrzyniec z Brindisi, kapucyn.

„Bramy piekielne nie przezwyciężą go.“ (Mat. 16, 18).

Żadne zdanie nie jest liczniejszymi i bardziej jawnymi faktami udowodnione, jak powyższe. Herod trzymał pierw­szego Namiestnika Chrystusa, Apostoła Piotra, w ostrem więzieniu, „ale Kościół modlił się bezustannie za niego do Boga“ (Dzieje Ap. 12, 5), a Anioł rozerwał jego łańcuchy i wyprowadził go z więzienia. Apostoł narodów św. Paweł był w Rzymie „w kajdanach jak zbrodniarz; lecz słowo Boże nie jest uwięzione“ (2. Tymot. 2, 9): ono w cichości przenika wszystkie warstwy narodu nawet w pałacu cesarskim znaj­duje serca, które je przyjmują. Neron uwięził obu książąt Apostołów i sądził, że przez ich śmierć zada Kościołowi cios śmiertelny. Lecz Piotr odżył w Linusie a Kościół rozszerzał się coraz bardziej. Jeszcze przez półtrzecia wieków płynie krew Papieży i innych chrześcijan strumieniami. Lecz Piotr ustawicznie odżywa w swych następcach, a krew .Męczenni­ków staje się nasieniem dla nowych chrześcijan. Chociaż krew katolickich chrześcijan od początku czwartego stulecia aż po dzień dzisiejszy nigdy zupełnie nie przestała płynąć, to przecież piekło nabyło przekonanie, że ten środek nie pro­wadzi do wytępienia religii katolickiej. Sprowadziło więc inne działa na pole walki, które prawie nie tak ciała, lecz du­szę mają na oku. Kacerstwa mianowicie i odszczepieństwa, wsparte przez możnych tej ziemi, miały okręt Piotra przy­ prowadzić do rozbicia, becz daremnie! Jezus jest przy Swym Kościele aż do skończenia czasów, a ten wzniesiony na opoce opiera się wszelkim burzom, stoi silnie, „a bramy pie­kielne nie przezwyciężą go.“ To wielkie zjawisko, ten bez­ustanny cud, który już niejednemu wrogowi kościoła otwo­rzył oczy, jaśnieje w naszych czasach nowym blaskiem. Niе Turek, ani Rosyanin, ani protestant, lecz katolicka potęga stanęła przed bramami Watykanu, aby u Namiestnika Chry­stusa być dozorcą więziennym, i jest nim ku wielkiej swej hańbie aż po dzień dzisiejszy.

„Dlaczego Papież nie wychodzi?“ to pytanie powtarzają często ludzie nieroztropni. Na obszerną odpowiedź niema tu miejsca. Odpowiadam krótko: dla trzech powodów. Najpierw przy obecnych stosunkach Papież życie swe, które musi za­ chować dla Kościoła, naraziłby na oczywiste niebezpieczeństwo. Powtóre zaszczyty oddane mu przez jego podwładnych mogłyby przy jego publicznem okazywaniu się nienawiść je­ go wrogów spotęgować aż do gwałtu i krwawych zajść. Pomyślmy tylko o smutnych zdarzeniach, jakie miały miejsce w czasie cichego przeniesienia ciała Piusa IX do St. Lorenzo. Trzeci i najważniejszy powód jest wreszcie, że jedno jedyne wyjście lub publiczne wystąpienie Papieża równałoby się za­ dowoleniu z obecnego położenia lub zrzeczeniu się państwa kościelnego. Wszystkie trzy powody zmuszają Papieża do niewoli.

Mimo to nie przestawało zawsze świeże życie tętnić w ciele kościoła, a jego Głowa nawet w niewoli obchodziła swe tryumfy. Roku 1871 w czasie jubileuszu Papieskiego i roku 1877 przy jubileuszu Biskupim Piusa IX odbrzmiewały przestrzenie Watykanu różnojęzycznymi i tysiącogłosowymi okrzykami radości. Pius umarł; Papież nie umarł. Lecz tym razem musieli Kardynałowie we więzieniu wybrać więźnia Papieża. W obwili, gdy wybór padł na Kardynała Pecciego, stał on się więźniem. Nie mógł już z innymi Kar­dynałami opuścić Watykanu, lecz musiał pozostać więźniem jako Leon XIII. Dnia 8 grudnia 1881 roku, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia, w pamiętnicę dwu wielkich tryumfów kościoła, ogłoszenia artykułu wiary o Niepokalanem Poczęciu Maryi i otwarcia koncylium watykańskiego, obchodził także Leon tryumf w więzieniu. Jak cztery dzwony odezwały się harmonijnie w dniu wymienionym imiona czteru bohaterskich dzieci Kościoła z ust uwięzionego Namiestnika Chrystusa, który w sali położonej nad wejściem do kościoła św. Piotra ogłosił ich uroczyście Świętymi. Są to św. Wawrzyniec z Brindisi, Kapucyn, Jan Chrzciciel Rossi, Kanonik, Józef Benedykł Labre i Dziewica Klara z Montefalko, Augustyanka: zaiste zestawienie, w którem „siła kojarzy się z łagodno­ścią“, „i wydaje dobry dźwięk.“ Najsilniej brzmi z tej har­monii dzwonów imię świętego Wawrzyńca z Brindisi; niech­ że on będzie teraz naszym Patronem.

Jak Kościół Boży nie może być zwyciężony, tak każda dusza, która raz zupełnie oddała się łasce Bożej i jej wiernie odpowiada, jest przez tęż łaskę podobną do silnej twierdzy, która stawia opór każdej burzy, i do wichru, który bezustan­nie pędzi naprzód i obala wszystkie przeszkody, które mu stawiają w drodze. „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia“, powiada Apostoł Paweł (Fil. 4, 13), a tenże Apo­stoł wyraża swe przekonanie, że żadna potęga nie zdoła nas oddzielić od miłości Chrystusa. Do takiej twierdzy łaski, któ­ra stawia czoło wszystkiemu, do takiego huraganu, który przewraca wszystkie zapory, był podobny święty Wawrzyniec z Brindisi, jak niebawem zobaczymy.

Urodzony 22 lipca roku 1559 w Brindisi, w południo­wych Włoszech a przez Chrzest dla Boga odrodzony, mały Juliusz, jak go na Chrzcie nazwano, już wtedy miał coś nie­biańskiego w swych rysach twarzy, tak że go nazywano „ma­łym aniołem.“ Początkowo pod kierunkiem swych pobożnych rodziców a następnie pod przewodnictwem księży konwentualów wzrastał zarówno w lata jak też w łaskę i już jako pacholę dawał do poznania, że Bóg miał zamiar uczynić z nie­ go wielkiego Świętego i potężnego pracownika w winnicy Swego Kościoła. Po śmierci swego ojca dostał on się mając lat trzynaście do Wenecyi, gdzie pod dozorem wuja, pobo­żnego kapłana, odbył dalsze studya, równocześnie zaś przez nieustanną modlitwę i cielesne ostrości zdążał olbrzymimi krokami ku doskonałości. Dnia 18 lutego roku 1575 docze­kał się wreszcie spełnienia swego gorącego i dawnego życze­nia przez przyjęcie do ostrego zakonu Kapucynów, gdy w We­ronie otrzymał suknię zakonną i imię „Wawrzyniec.“ Kto był kiedy szczęśliwszy od świętego Kowicyusza, gdy ten po roku próby mógł się oddać Bogu ma zupełną ofiarę przez złożenie uroczystych ślubów? Gdy następnie na uniwersyte­cie w Padwie odbył swe studya filozoficzne i teologiczne, ko­rzystał też z sposobności nauczenia się kilku języków, aby stłowom swym poza granice Włoch otworzyć drogę do uszu i serc ludzi rozmaitych narodowości. Już jako Dyakon roz­począł on z wielką korzyścią duchową urząd kaznodziei Apo­stolskiego. Otrzymawszy święcenia kapłańskie wystąpił ko­lejno w licznych najznakomitszych miastach Włoch jako ka­znodzieja Postny, a nasienie słowa jego przygotowane do kiełkowania przez bezustanną modlitwę i ostre uczynki po­kuty znalazło nawet w najbardziej opuszczonych i zdzicza­łych sercach miejsce, gdzie mogło- zapuścić korzenie i dojrzeć do owoców budzących radość. Tak, aby przytoczyć przykład, z uniwersytetu Padewskiego, którego bezgraniczna i niepo­hamowana występność studentów uczyniła bagno zatruwające całą ludność miasta, uczynił przez swe kazania i prywatne rozmowy rajski ogród, który daleko rozpowszechniał miłą woń dobrego przykładu. Obok tego działał on także jako Gwardyan, następnie jako Prowincyał, Definitor generalny a wreszcie jako Generał całego zakonu Kapucyńskiego przez swą gorliwość, łagodność i roztropną surowość, równo zba­wiennie dla zachowania pierwotnej czystości reguły, jak też dla udoskonalenia poszczególnych braci zakonnych. Jako ge­nerał wizytował on nie tylko prowincye włoskie, lecz też da­leko oddalone francuskie, szwajcarskie, hiszpańskie i niemie­ckie. Pomimo wszystkich usiłowań piekła i jego pomocni­ków założył on w Gracu, Wiedniu i Pradze klasztor) Kapucynów i w innych też miejscowościach w Austryi i Niem­czech dbał o rozszerzenie zakonu. Jeśli święty Wawrzyniec nieśmiertelne zasługi zdobył sobie około zakonu, to zasłużył się. bardzo wysoko około całego chrześcijaństwa przedewszystkiem około Niemiec a szczególnie około Austryi jako wale­czny kapelan wojskowy, lub raczej jako komendant wojska chrześcijańskiego przeciw arcy wrogowi chrześcijan, tj. prze­ciw półksiężycowi tureckiemu. On był tym, który książąt Chrześcijańskich wzywał do społu działu лее walce z groźnie zbliżającymi się Turkami; on był tym, który zachęcał żołnie­rzy chrześcijańskich, aby wyruszyli przeciw więcej niż cztery razy silniejszemu wrogowi; on w decydującej chwili dosiadł konia i z krzyżem w ręku popędził na przedzie przeciw wro­gom, których kule staczały się jak grad po jego habicie nie czyniąc mu żadnej szkody. Tym cudem jak też walecznością świętego swego Kapelana zachęcone, popędziło wojsko chrze­ścijańskie za nim i walczyło, aż Turcy zaścieliwszy pole bitwy 30,000 trupów usunęli się ze Stulweisenburga szukając ra­tunku w ucieczce. Po trzech dniach (11 października 1601) zawrała wnika na nowo i znów były waleczność i ufność w Boga św. Wawrzyńca owymi siłami, przez które chrześci­janie odnieśli najświetniejsze zwycięstwo a Austrya i Niemcy zostały uwolnione od straszliwego wroga. Z równą wa­lecznością jak przeciw Turkom walczył św. Wawrzyniec cho­ciaż inną bronią przeciw kacerzom w Niemczech, .lego uczoności, jego sprytu i wprawy w odkrywaniu i zwalczaniu błędów, jego porywającej wymowy i znajomości Pisma świętego atk się bali wodzowie błędnej nauki, że go znienawidzili śmier­telnie pragnąc jego śmierci, lecz unikali publicznych dysput z nim. Dlatego jak też, ponieważ nie bał się śmierci mę­czeńskiej dla Chrystusa i .lego nauki, lecz jej pragnął, szedł on z miejsca do miejsca a gardząc zaszczytami świeckimi i uważając sobie za zysk największy, cierpieć wzgardę dla Imie­nia .Jezusa, natchnionemi kazaniami swemi jak też darem cu­dów, którym go Bóg wyszczególnił, nawrócił niezliczone du­sze do prawdziwej wiary. Wreszcie ważne poselstwa, do któ­rych używali go Papież i książęta, nie są najmniejszą częścią jego zewnętrznej działalności dla chwały Bożej jak też dla dobra duchowego i doczesnego ludzkości. Co zaś nasze zdziwienie z powodu tak obszernej zewnętrznej działalności po­ większa, jest okoliczność, że Święty wszystkie swe tak liczne, dalekie i uciążliwe podróże odbywał pieszo. Lecz cóż dopiero powiedzieć o jego cichych cnotach? Wprawdzie można z je­go ofiarnej gorliwości o zbawienie dusz wyciągnąć najlepszy wniosek dla tych cnót i jest zbyteczną rzeczą, o nich dłużej rozwodzić. Tylko o jego nabożeństwie do Najśw. Sakramentu Ołtarza i do Matki Boskiej jeszcze słów kilka, zanim odprowadzimy go w jego ostatniej podróży do grobu. Sakrament miłości był magnesem, który ustawicznie przyciągał jego du­szę; piecem ognistym, z którego brał codziennie żar miłości, źródłem łask, z którego czerpał ustawicznie i udzielał innym. Dlatego nigdy wedle możności nie opuszczał Mszy św. i nie raz na czczo odbywał najdalsze drogi, aby tylko mieć sposo­bność odprawienia Mszy świętej. Do odprawienia tejże po­trzebował nieraz, szczególnie zaś w życiu późniejszem, sześć, ośm a nawet i więcej godzin, ponieważ dusza jego zatopiona w Bogu paraliżowała czynności ciała. A przecież znajdywali się panowie i panie ze sfer najwyższych, którzy uważali sobie za szczęście, gdy mogli być na jego Mszy i z nim razem modlić się i płakać. Również serdecznem i gorącem było nabożeń­stwo Wawrzyńca do Przenajśw. Matki Bożej. Godzinami klęczał przed Jej obrazami, we wszystkie soboty i wigilie Jej świąt pościł surowo o chlebie i wodzie, odmawiał co­ dziennie Godzinki o Niej i Różaniec, a nieraz jedynie Imię Marya przy nim wypowiedziane wprawiało go w zachwyt.

Wreszcie miał sługa ten wiemy za swą pracę otrzymać wieczną nagrodę i wnijść do radości Pana swego. Podróż pełna niebezpieczeństw i trudów, którą z posłuszeństwa na korzyść uciśnionych Neapolitańczyków odbył do króla hi­szpańskiego Filipa III do Lizbony, gdzie tenże się właśnie znajdował, miała być jego ostatnią podróżą. Bolesna choro­ba, którą zniósł nie tylko cierpliwie, lecz nawet nie dając zna­ ku trawiącego go bólu, była gorąco upragnionym aniołem, który go doprowadził do jego celu, do Jezusa w Niebie. Wa­wrzyniec umarł w dzień swych urodzin, tj. 22 lipca r. 1019, mając lat 60. Święte jego Ciało dostało się do kościoła Kla­rysek w W illafranka wt Hiszpanii. Przez Piusa VI nastąpiła beatyfikacya a przez Leona XIII, jak już powiedzieliśmy, uroczysta kanonizacja tego niezwyciężonego bojownika niezwyciężalnego Królestwa Bożego na ziemi.

Czego więc Patron miesięczny domaga się od ciebie, drogi chrześcijaninie? On żąda, abyś nie tylko ustami mo­dlił się: „Przyjdź Królestwo Twoje“ , lecz byś za jego przy­kładem przede wszystkiem Królestwu Bożemu, tj. łasce Bo­żej oddał panowanie w tobie samym, abyś i ty także stał niezwyciężonym przeciw bramom piekła, przeciw wszystkim wewnętrznym i zewnętrznym pokusom. Nadto żąda on, byś za jego przykładem w twem położeniu i powołaniu przyczynił się słowem i czynem, przykładem i modlitwą do rozszerzenia Królestwa Bożego na ziemi i do przyspieszenia zwycięstwa i tryumfu Kościoła świętego ; wreszcie byś jako członek ko­ścioła spółczuł z jego głową we wszystkich jej troskach i cierpieniach i razem z nią cierpiał, pocieszając ją gorliwą mo­dlitwą i, gdy ci to jest możebnem, darami płynącymi z do­brego serca. Wreszcie zachęcam cię jeszcze do ufności przy obecnych uciśnieniach kościoła. Albowiem chociaż piekło sroży się i wścieka, chociaż wrogowie zewsząd napadają na Kościół święty, trwać będzie słowo wiecznej prawdy: „Bra­my piekielne nie przezwyciężą go.“ Oby dzwony tumu św. Piotra ogłosiły co rychło uwolnienie i tryumf Namiestnika
Chrystusa!

„Patrzcie oto źródło potęgi, tryumf krzyża, który zwycięża wszelką wrogą moc, który ją zamienia w proch i nicość.“ (Tak mówił św. Wawrzyniec, podno­sząc krucyfiks).

M o d 1 i t w a.
Boże, któryś Twemu Wyznawcy Wawrzyńcowi do naj­trudniejszych
spraw dla czci Imienia Twego i zbawienia dusz
podjętych udzielić raczył ducha rady i mocy, daj nam łaskę,
abyśmy w tymże duchu poznali, co mamy czynić, a to, cośmy
poznali, abyśmy za jego przyczyną także wykonali. Przez
Chrystusa Pana naszego. Amen.
/

Posłaniec Świętego Franciszka, 1907, R. 5, no 7, str. 193-199