MĘCZEŃSTWO I ŻYWOT Ś. FEBRONII DZIEWICY I MNISZKI, pisany
od Comaidy i siostry jej zakonnej, położony u Metafrasta i Lipomana
Tom. 7. Żyła około Roku Pańskiego 287.
Za czasów Dyoklecyana cesarza, Antymus starosta i prześladownik chrześciański w Assyryi i w innych przyległych krajach, żonę miał chrześciankę i z nią syna Lizymacha, którego tajemnie matka nauczała wierzyć w Chrystusa, a umierając prosiła go pilnie, aby nigdy krwi chrześciańskiej nie rozlewał. Ale Lizymachus bojąc się cesarza i ojca, jawnie wiary wyznawać nie śmiał, owszem, gdy go ojciec we dwudziestu lat odumarł, a zlecił go w opiekę Selenowi bratu; cesarz Dyoklecyan obudwóch, tj., i Lizymacha młodego i Selena stryja jego na miejscu i urzędzie Antymowym postawił, rozkazując im, aby gubili i wykorzeniali chrześciany. Był ten Selenus okrutnik wielki, przy którym mieszkając Lizymachus, a patrząc na morderstwa i zabijania chrześciańskie, żałością serce swe oblewał, a iż jawnie nie mógł, tajemnie wyzwalał i przestrzegał chrześciany, aby się kryli i uciekali. A gdy on okrutny stryj jego Selenus przybliżał się do Sybapolu miasta w Assyryi, które miało biskupa i wiele chrześcian, i klasztor jeden panieński, w którym było pięćdziesiąt mniszek, posłał Lizymachus tajemnie, wszystkim chrześcianom dając znać, aby się pokryli, a ze zdrowiem swem uciekali. Gdy biskup, kapłani i innych wiele pouciekało, panny też one klasztorne myśliły o sobie. Starsza nad niemi była niejaka Bryenna, a po niej Tomais, które do żywota onego anielskiego i ćwiczenia zakonnego, i wszystkich cnót bogomyślności i służby Chrystusowej inne wiodły nauką i przykładem. Uczyły się wszystkie pisania i śpiewaniem się kościelnem Psalmów i godzin przy postach i robocie bawiły.
Ta Bryenna miała siostrzenicę swoję Febronię, którą we dwóch leciech od matki do klasztoru wziąwszy, we wszystkich zakonnych cnotach wychowała. I podrastając, była panienka do nauki wielce sposobna i do chowania wiecznej czystości, z miłości ku Oblubieńcowi nieśmiertelnemu, nad inne bardziej gorejąca tak, iż prawie z dzieciństwa mieszkaniem Ducha ś. zostawała, a do tego urodą i piękność cielesną miała ku podziwieniu i twarz anielską, której one wnętrzne panieńskie cnoty wdzięczności bez miary przyczyniały. Z tej Bryenna mając wielką pociechę, dla zachowania czystości i pomnożenia cnót wielkich jej, większe na nię jarzma kładła. Gdy inne raz na dzień jadły, ona trzeciego dnia brać pokarm ją nauczyła, tak, iż czasem na chlebie samym i wodzie przestawała, i sama sobie trudzenia cielesnego przyczyniając, na gołej ławie trzy łokcie wzdłuż, a wszerz półtory piędzi, czasem zaś na gołej ziemi leżała. A iż była wielkiej nauki i biegłości w czytaniu i rozumieniu Pisma nad inne, ona zawżdy siostrom czytała. W dzień Wielkanocny, gdy się do ich kaplicy zacne niewiasty chrześciańskie schodziły i czytania Pisma u nich słuchały, Bryenna kładła na Febronię zasłonę, aby żadnej białejgłowy w ubiorach pospolitych i ochędóstwach niewieścich widzieć nigdy nie mogła. Jakoż do dwudziestu lat ani męża, ani niewiasty żadnej, okrom sióstr swych zakonnych, nie widziała.
Raz jedna zacna wdowa senatorskiego rodu Hierya, słysząc o Febronii, prosiła pilnie i z wielkim płaczem, aby ją widzieć a z ust jej słowo zbawienne słyszeć mogła, spodziewając się, iż na jej słuchanie porzucić wszystko niedowiarstwo i pogańskie bałwany (bo jeszcze nie była wierną) miała. Ona widząc łzy jej, ubrała ją w szaty mniszek i wiodła ją do Febronii, która mniemając, aby jaka mniszka w gościnę przyszła, do nóg się jej rzuciła. A po rozmowie, gdy czytać Pismo poczęła Febronia, słuchając ona zacna wdowa, tak się skruszyła i taką chęć do Chrystusa zawzięła, iż całą noc z Febronią zostając, czytania jej i nauki słuchała, i snu na oczy nie przypuszczając, łzy tak hojne wylewała, że i na ziemi je znać było; ledwo ją nazajutrz Bryenna namówiła, aby się wróciła do domu. Gdy tedy on tyran
Selenus do miasta onego, jako się rzekło, przyjechać miał, zmówiły się wszystkie siostry one, aby się też skryły i z miasta uciekły.
Lecz im mówiła Bryenna: Jeszczeście nieprzyjaciela nie oglądały, a już uciekać chcecie! Jeszcześmy nic dla Chrystusa nie ucierpiały, a już się zwyciężonymi pokazujemy! Zostańmy, siostry miłe, a mężnie za Pana Jezusa, który dla nas umarł, żywot ten doczesny dajmy, abyśmy się przy wiecznym zostały. Lecz gdy się one zwyciężyć bojaźni dały, a wynijść i uciekać umyśliły, Febronia rzekła: Żyje Chrystus mój, którem u zaślubiona i oddana jestem, iż ja uciekać nie będę; niechaj tu za niego umrę i pogrzeb mam. Rzekła tedy Bryenna: Czyńcie, co najlepszego waszemu zbawieniu rozumiecie; ja to z siebie i z duszy mojej składani. I wyszły wszystkie, dwie tylko starsze, Bryenna i Tomaida z młodą oną Febronią zostały. Gdy wyszły, Bryenna po nich wielce smutna będąc, poszedłszy do kaplicy i krzyżem padłszy, płakała przed Panem swym, mówiąc: O mnie starą mniejsza, mój Panie; ale tę młodą i tak śliczną Febronię, gdzie ją skryję, a jako na jej pojmanie i czystości jej od ludzi dzikich i srogich posromocenie patrzyć będę? I przyszedłszy do Febronii, płakała nad nią, nic nie mówiąc, a gdy wyszła, spytała Tomaidy Febronia: Czemu matka moja tak płacze? Odpowie: O to się frasuje, iż ty młodą a urodziwą będąc, przyjdziesz w ręce pogańskie i boi się, aby cię nie zwiedli, żebyś Chrystusa dla ich postrachów albo obietnic i czystości jemu poślubionej nie odstąpiła. A ona rzekła: Jedno za mię sługę swoję proście Pana Boga, wiarę wielką mam, iż mi da cierpliwość i stateczność taką, jaką dawał sługom swym, którzy go miłowali. Rzekła Tomaida: My, jako stare, wnetże od żołnierzów pobite będziemy, ale ty na wielkie trudności przyjdziesz, i gdyć złoto, srebro, szaty drogie ukazować będą, pamiętaj, córko miła, abyś na ich złe myśli i radę nie przyzwoliła, a duszy twojej nie traciła, pomniąc, coc po śmierci Chrystus, gdy mu się całą dochowasz, obiecał; a jako straszliwy będzie dzień on, gdy karać złości ludzkie przyjdzie. Któremi ona się słowami wielce posiliła, a jeszcze więcej, gdy jej Bryenna mówiła:
Pomnij, córko moja, iżem cię dwuletnią, od mamki wzięła, bojaźni cię Boskiej nauczyłam i za Oblubieńca Jezusa oddałam cię. Do tego czasu gdy już masz lat dwadzieścia, żaden świecki człowiek twarzy twej nie widział, a strzegąc czystości twej, na świeckie białegłowy patrzyć tobie nie dopuściłam; w nauce też Boskiej takeś wyćwiczona została, iż i drugich nauczycielką jesteś. Cóż ci dalej czynić mogłam? proszą cię, nie chciej lżyć starości mojej i pracy mojej około ciebie nie trać. Chciej mężnie w czystości dla Chrystusa Oblubieńca twego umrzeć, pomnij na śś. Męczenników: na onę Libię i na Leonidę, siostry rodzone, które mężnie wszystkie męki dla wiary ś. wytrwały, gdy jedna ścięta, a druga w ogień wrzucona była. Pomnij i na onę młodziuchnę we dwunastu leciech Entropię, której się ty posłuszeństwu i cierpliwości zawżdy dziwowałaś. Bo gdy była dla Chrystusa pojmana, a sędzia widząc stateczność jej i lata tak młode, odwiązać, a puścić i strzelać za nią, aby panienka z postrachu uciekała, kazał. Zawołała na nią matka jej, mówiąc: Córko moja Eutropio, nie uciekaj, stań, a nie żałuj się dla Chrystusa Boga twego. Ona, jako posłuszne dziecię matki swej, stanęła jako w ryta; i założywszy ręce w tył, u których jeszcze były powrozy, strzały na ciało swe brała i tak ustrzelana umarła, a rozkazania matki swej nie przestąpiła. Tej cierpliwość i posłuszeństwo tyś zawżdy chwaliła i łzami polewała; patrzże, abyś to teraz sama uczyniła. Bo ona była tak młodziuchna i Pisma nie umiała, a ty jużeś podrosła i drugich już nauczałaś.
Na takich rozmowach noc strawiły. W tem przyjechali prześladownicy, Selenus i Lizymachus, który brzydząc się okrutnemi postępkami stryja swego, posłał wiernego swego cielesnego brata Prymusa, aby panienki klasztorne od żołnierzy cicho obronił; on wnet, wypędziwszy ich z klasztoru, do którego się już byli wdarli, dowiedział się, co się w nim działo, i powiedział Lizymachowi, iż wszystkie uszły panny, dwie tylko stare zostały, a trzecia młoda, tak piękna, żem, jak żyję, białejgłowy śliczniejszej nie widział, przydał, mógłbyś ją za żonę sobie wziąść. A on rzekł: Rozkazanie mam miłej matki mojej, abym krwi chrześcian nie rozlewał, ale im życzliwy był; a jakożbym ja Chrystusowej oblubienicy tę zelżywość czynić miał? nigdy tego nie uczynię, ale cię proszę, abyś poszedł i skrył je gdziekolwiek, boć je okrutny ten stryj mój potraci.
Nim przyszedł Prymus, już na rozkaz Selena otoczyli żołnierze klasztor i wzięli one trzy białegłowy; a nazajutrz przyprowadzić sarnę Febronię, a drugie dwie zostawić kazał. Porwano panienkę i związano, z którą się one dwie prosiły, aby iść z nią także związane mogły, ale żołnierze tego uczynić nie chcieli. O, jakie żegnanie ich, gdy Febronia błogosławieństwa i modlitwy prosiła od Bryenny swej, która ją pożegnawszy, płakać szła do kościoła, prosząc, aby jej stróżem był ten, któremu ją poślubiła; ażeby tę nowinę usłyszała, iż dla niego mężnie żywot położyła. A Tomaida ubrawszy się w świeckie szaty, szła patrzyć, co się z Febronią dziać będzie, gdzie też znalazła onę Idieryę, uczennicę Febronii, wielce żałośną, i stały pospołu, patrząc, co się dziać miało. Gdy tedy Selenus i Lizymachus sąd zasiedli, przywiedziona jest przed nie związana Febronia.
Widząc Selenus, iż dziwnej urody panna, pięknie z nią mówić począł: Nie chcę, powiada, z tobą poczynać nic, jako sędzia, ale cię jako ojciec proszę: oto widzisz młodzieńca tego, laty tobie równego i urodziwego synowca mego Lizymacha, za któregom ja córkę wielkiego onego Profesora zmówił; ale widząc tw oją młodość i niewidzianą nigdy taką krasność, chcę abyś jego małżonką była, a ja wszystkiego niego dobra (bo dzieci nie mam) dziedzicami was zostawię i wielkiemi bogactwy i fortunami nadam. A ona rzekła: Mam męża Chrystusa, rozstać się z nim, a śmiertelnego wziąść nie mogę; o tem ze mną, sędzio, ani mów, bo ja tego nie przypuszczę. Widząc ją Selenus tak stateczną, zwlec ją z szat jej przepasaną tylko podłą chustą i zawstydzić przed wszystkim i kazał. Ale ona mówiła: jeden jest Stworzyciel niewiasty i męża, taka sromota od Boga mię mego nie odwiedzie. Tedy ją zawiesić i rozciągnąć na czterech palach kazał, pod spód zaś ogień, który ją męczył, naniecono, a zwierzchu ją srodze rózgami bito. I gdy wiele krwi wychodziło, a ogień tłustością podniecony, brzuch jej i piersi palił, żałośne było patrzenie, tak iż lud wszystek wołał: Łaskawy sędzio, zmiłuj się nad młodą panienką. On zaś tem więcej bić i ogniem palić kazał, iż ją już za umarłą potem zdjęli i na ziemię porzucili. A gdy ku sobie przyszła, pytał jej sędzia, jeśli się już upamiętała. Ona rzekła : Nie boję się żadnego i jeszcze większego okrucieństwa twego. Tedy ją znowu na jednem drzewie zawiesić, osękami i grzebieniami żelaznemi ciało jej targać i orać kazał, a przytem ogniem owe rany palono, tak, iż patrzący uciekać dla brzydkości i strachu musieli.
A Febronia wołała do Pana Jezusa: Panie, przybądź na pomoc moją, a nie opuszczaj mię w godzinie tej.
Zdjąć ją potem kazał i pytał, jeśliby już zezwoliła, a Chrystusa się zarzekła? Ona milczała, bo mówić nie mogła. On gniewliwy rzekł: Mówić ze mną nie chce, urżnijcie jej język, a zęby jej wybijcie. Tedy języka nie urzynając, zęby jej wszystkie wybili katowie. Po tem piersi jej panieńskie odrzynać kazał, i tak uczyniono; co wszystko mężnie cierpiała Święta panna, a do Chrystusa swego wołała, mówiąc: Patrz, Panie, co mi się za krzywda dzieje, rozkaż duszy mojej pójść do ciebie i to mówiąc, już zamknęła mowę. A Selenus rany na piersiach ogniem palić i zdjętej z onego drzewa, uciąć obie ręce i jednę nogę kazał. Kat gdy ręce obciął nogi jednej, aż za trzeciem cięciem odciąć nie mógł. Febronia już konając i drugą nogę, jako mogła mu podawała. Co widząc Selenus i drugą onę odciąć kazał.
Tedy Lizymachus rzekł do stryja swego: Cóż dalej chcesz czynić, już dosyć jest zmęczona; wstańmy do obiadu, czas już przyszedł. A Selenus rzekł do żołnierzów: I głowę tej małpie utnijcie; co uczynili. Dopiero wstał i szedł jeść. A Lizymachus płacząc już jawnie przed nim śmierci onej panienki, jeść nie chciał, ale się w komórce zamknąwszy, rzewne łzy wylewał. Co widząc Selenus, i sam jeść nie chciał; a chodząc po izbie, wpadł w wielki smutek, i wzniósłszy głowę w górę, długo tak zdumiały stał; wtem mowę stracił, tylko wyć, jako bestya, począł, i zatoczywszy się na jeden kamienny słup, głowę sobie na nim rozbił i zaraz zdechł. Czeladź wrzeszcząc zawołała Lizymacha. Lizymachus zaś rzekł wielkim głosem: Wielki Bóg chrześciański, błogosławiony Bóg Febronii, który tego okrutnika skarał.
I zostając już sam na urzędzie młodzieniec od dwudziestu lat, z wielką czcią ciało Febronii w kosztowną skrzynię zebrać i do klasztoru jej do Bryenny zawieść, a krew jej, aby psy nie lizali, z ziemią wyskrobać i uczciwie zagrześć kazał. Gdy ciało jeszcze niepogrzebione w klasztorze leżało, panny one, usłyszawszy o śmierci Selena, które były dla bojaźni z klasztoru uciekły, wszystkie się wróciły i płacząc nad Febronją, a członki jej składając i całując i długo na nie patrząc, z tak wielkiej i niezwyciężonej cierpliwości jej chwaliły moc Chrystusową. Pogrzebli ją z spiewaniem przy wielkiej liczbie chrześciaństwa i duchownych, którzy się już zbiegali.
Lizymachus też rzekł do hrabi Prymusa: Oto już wszystko państwo i majętność opuszczę, a już do Chrystusa przystając, dziś z chrześcianami, jako chrześcianin, na tym pogrzebie być chcę. A on rzekł: Ja tobie tego z serca pomogę; niech przepadnie Dyoklecyan cesarz, znać go już za pana nie chcę. Poszli tedy i razem z chrześcianinami z wielką czcią Febronię pogrzebli. Wiele innego pogaństwa do Chrystusa przystało i żołnierzów także wiele się pochrzciło i stała się wielka radość kościołowi. Hierya też ona bogata wdowa, wszystką majętność swoję oddawszy klasztorowi, mniszką została, mówiąc do Bryenny: Weźmij mię na miejsce Febronii, a tak, jako ona służyć ci będę. Pamiątkę jej co rok czyniąc, wiele się tam niewiast schodzi do onego klasztoru; a o północy ukazowała się im Febronia na onem miejscu, gdzie na desce legała i dziwnem wesołem widzeniem wszystkie u weselała. Biskup onego miasta kościół imieniem S.Febronii zbudował, a gdy tam chciał ciało jej przenieść, nad wolę sióstr onych, Pan Bóg mu nic dopuścił, bo trzęsienie ziemi być poczęło. Co widząc biskup, o jeden jakikolwiek odcięty członek prosił, który otrzymawszy, z w ielką czcią z processyami do onego kościoła wniósł. A Bryenna ośm lat po śmierci Febronii, klasztorem rządząc Tomaidę na swem miejscu zostawiła, która tę wszystką historyę i żywot męczenniczki, innych rzeczy od Lizymacha dowiedziawszy się, napisała. Na cześć Bogu i zbudowanie bliźnich i na sławę Świętych Bożych, którzy z Chrystusem królują, chwaląc Imię Boga w Trójcy jedynego, na wieki wieków, Amen.