Świętego Feliksa z Kantalicyo, z zakonu Braci Mniejszych Franciszka Serafickiego, Kapucynów.


18 - go Maja.

ŚWIĘTEGO FELIKSA Z KANTALICYO.
Z ZAKONU BRACI-MNIEJSZYCH ŚWIĘTEGO FRANCISZKA SERAFICKIEGO, KAPUCYNÓW.

Żył około roku Pańskiego 1587.
(Życie jego napisane z akt procesu jego beatyfikacyi, przez ojca Jana z Peruzyi, Kapucyna).

Święty Feliks przyszedł na świat w małej wiosce, zwanej Kantaliczio (Cantalicio) we Włoszech, w prowincyi Umbryjskiej, roku Pańskiego 1513. Rodzice jego byli ubogimi wieśniakami, a tak ojciec jaki matka wielkiej świątobliwości ludźmi. Mieli kilkoro dziatek, które wychowywali najbogobojniej. Z nich szczególnie Feliks odznaczał się od dzieciństwa wielką pobożnością, i szczególną miłością Matki Bożej. Przeznaczony do paszenia trzody w polu, dnie całe spędzał na pobożnych ćwiczeniach, i zwykle widzieć go tam można było klęczącego w postawie największego skupienia przed drzewem, na którem rysował sobie wizerunki Pana Jezusa ukrzyżowanego, albo przenajświętszej Panny. Co dzień kilka razy odmawiał Koronkę, a niekiedy całe noce spędzał na modlitwie.

Gdy doszedł lat młodzieńczych, przyjął służbę parobka u jednego z gospodarzy swojej rodzinnej wioski. Pierwszy do wszelkiej pracy. nie zaniedbywał wcale swoich świętych ćwiczeń, a od czasu odbytej pod tę porę w jego parafii Misyi przez ojców Kapucynów, regularnie do Sakramentów świętych w każdą niedzielę i święto przystępował. Przytem budował wszystkich swojem wzorowem postępowaniem, skromnością obyczajów i niezmordowaną pracowitością. Wkrótce też udarował go Pan Bóg i łaską powołania do życia wyłączniej Bogu poświęconego, Powziął zamiar wstąpienia do Zakonu, lecz przez czas pewien zwlekł to jeszcze, aż razu pewnego obalony o ziemię przez dzikie ro zhukane woły,. cudownie uszedłszy śmierci, postanowił już dłużej świętych swoich zamysłów nie odkładać. Jakoż wstąpił do zakonu ojców Kapucynów, odbywając nowicyat w ich ubogim klasztorku w miasteczku Askoli.

Było to wkrótce po wszczętej reformie w zakonie świętego Franciszka Serafickiego, właśnie przez to świeżo powstałe podówczas Zgromadzenie, obowiązujące się do jak najściślejszego zachowania jego pierwotnej Reguły. Zastał też w klasztorze tym wszystko, czego tylko wymagało jego żywe pragnienie prowadzenie życia jak najostrzejszego, najuboższego, i od stosunków ze światem odosobnionego. W roku nowicyatu dotknięty uporczywie wracającą febrą, tak jednak od razu zajaśniał wysoką świątobliwością, że pomimo zwątlonego zdrowia, ojcowie zakonni przypuścili go do uroczystych ślubów. Te jako prosty braciszek wykonał z najżywszą radością, całem sercem poświęcając się na służbę Bogu, i poruczając się szczególnej Matki Bożej opiece; Niezwłocznie potem odzyskał najczerstwiejsze zdrowie, którego już odtąd zawsze używał, co też dozwoliło mu wieść życie nadzwyczaj umartwione, które Pan Bóg osładzał mu rzadkimi darami wyższej modlitwy, zachwytami, w jakie często wpadał i objawieniami, które miewał podczas modlitwy.

Zaraz po ukończeniu nowicyatu, przeznaczony został na brata kwestarza, do klasztoru Rzymskiego, i na tym pokornym obowiązku spędził tam przeszło lat czterdzieści, nie tylko braci zakonnych, lecz miasto całe budując wysoką swoją świątobliwością.

Od pierwszych dni zawodu zakonnego do ostatniej swojej choroby, to jest przez lat przeszło czterdzieści, taki wiódł rodzaj życia; Odsłużywszy do jednej z Mszy rannych, wychodził z sakwami na miasto po jałmużnę. Za pozwoleniem przełożonych, prócz tego co wypraszał dla klasztoru, żebrał jeszcze na ubogich i na szpitale, i jednych i drugich odwiedzał, chorych doglądał, strapionych pocieszał. Z czasem nawet przyszło do tego, że przez jego ręce przechodziły najhojniejsze w całym Rzymie jałmużny, a niektóre z głównych zakładów dobroczynnych, jemu winne swój początek i bogate uposażenie. Szczególną litość okazywał nad choremi dziećmi, i Pan Bóg pomiędzy innemi łaskami, obdarzył go łaską uzdrawiania ich cudownie, przez przeżegnanie znakiem krzyża świętego, lub namaszczeniem oliwą, nad którą się modlił w tym celu. Wróciwszy wieczorem do klasztoru, większą część nocy spędzał na modlitwie i na obsługiwaniu braci chorych. Sypiał tylko dwie godziny, i to na gołej ziemi lub rohoży słomianej. Mięsa prawie nigdy nie jadał, i większą połowę roku pościł o chlebie i wodzie. Zimą i latem chodził bez obuwia, i prócz jednego habitu, pod którym nosił ostrą włosiennicę, żadnego zgoła innego nie używał odzienia. Każdej nocy trzy razy biczował się do krwi.

Na modlitwie często wpadał w zachwycenie. Razu pewnego modląc się w nocy w kościele przed obrazem Matki Bożej, ujrzał Ją schodzącą do niego z dzieciątkiem Jezus, które mu oddała na ręce, i dozwoliła przez czas długi zażywać ztąd niebieskiej uciechy.

Pokory i słodyczy w obcowaniu z drugimi był niezrównanej. To mu też dawało przystęp do największych grzeszników, których niekiedy jednem słówkiem upomnienia, pełnego miłości, nawracał. Było wówczas w Rzymie dwóch młodzieńców znakomitego rodu, rozpustne życie wiodących. Święty Feliks spotkawszy ich dnia pewnego na ulicy, upadł im do nóg i te tylko słowa wyrzekł ze łzami: „Moi bracia drodzy! miejcie litość nad duszami waszemi", co takie na nich zrobiło wrażenie, że tegoż dnia poszli do spowiedzi i najszczerzej się nawrócili.

W czasie jednego z karnawałów usłyszał, że wielka liczba osób tłumnie udaje się na widowisko, mające przedstawiać bardzo obrażające skromność sceny. Wziąwszy na barki krzyż ogromnej wielkości, i w ręku trzymając trupią głowę, Święty udał się wraz z jednym z kaznodziejów klasztoru swojego, na spotkanie idących do teatru. Widok Feliksa w takiej postaci, i przemówienie tego kapłana wstrzymało wszystkich, tak że widowisko wszeteczne wcale miejsca nie miało.

Znany w całym Rzymie z wysokiej swojej świątobliwości, poczytywany dla ubogich za największego dobroczyńcę, chociaż sam żył z żebraniny i klasztor wyżebraną przez siebie jałmużną utrzymywał, w wysokiem był poważaniu u najpierwszych dostojników Kościoła i u najzamożniejszych panów, którzy chcąc jak najlepszy robić użytek z datków swoich na ubogich przeznaczonych, powierzali takowe jego rozszadowywaniu, wiedząc, iż jest opiekunem najtroskliwszym wszelkiego rodzaju cierpiących i ubogich w Rzymie. W roku ciężkiego głodu, którym dotknięci byli mieszkańcy tego miasta za życia świętego Feliksa, te zakłady dobroczynne ich ubodzy, którymi się on opiekował, w cale niedostatku nie doznali.

Samo jego pojawienie się na ulicy, było jakby kazaniem, pobudzającem drugich do nabożeństwa i skromności, tak dalece w postaci jego i zachowaniu się z ludźmi było coś budującego i zbawiennie na wszystkich wpływającego. Czterdzieści lat obiegając codziennie Rzym cały, już-to po kweście, już nawiedzając ubogich i szpitale, tak był na wzroku umartwionym, że nigdy oczów nie podniósł na niewiastę, i żadnej w całem mieście z twarzy nie znał. Mawiał, że: „zakonnik znajdując się za klasztorem, powinien ciągle mieć oczy spuszczone do ziemi, myśl podniesioną do Nieba, a w ręku Różaniec." Za każdą udzieloną sobie jałmużnę odpowiadał: „Deo gratias to jest: „Bóg zapłać", a czynił to z takiem namaszczeniem, i z takim wyrazem pobożnej wdzięczności, że to dających mu wsparcie szczególną napełniało pociechą, i poczytywane było powszechnie za najpożądańsze błogosławieństwo od świętego zakonnika.

Gdy na pokornych usługach klasztornych, długie już spędził lata, przełożeni chcieli go od nich zwolnić, lecz sługa Boży zawsze wypraszał sobie, aby do końca życia dozwolili mu służyć zakonowi bez wypoczynku. Na pewien czas przed śmiercią, przeznaczono go już tylko do dozierania chorych braci w klasztorze, chcąc aby na tym obowiązku znalazł trochę ulgi. Feliks i tu nowe zbierał przed Bogiem, a obfite zasługi, dzień i noc doglądając zakonników, będących w Infirmaryi, a często mniej od niego zwątlonych na siłach.

Mając lat siedemdziesiąt dwa, z których przeszło czterdzieści spędził w Zakonie, przepowiedział dzień swojej śmierci, i wkrótce potem zapadł w chorobę, w której dotkliwe boleści z największą cierpliwością znosił. Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, wpadł w długie zachwycenie; podczas którego jak to oznajmił bratu, będącemu przy nim, widział Matkę Bożą w gronie Aniołów, co go wielką pociechą napełniło. W kilka chwil potem, bez zwykłych znaków konania, usnął błogo w Panu dnia 18 maja, roku 1587.

Zaraz po śmierci zasłynął wielu cudami, których osmnaście Papież Sykstus V, podówczas na stolicy Apostolskiej zasiadający własnem świadectwem stwierdził. W poczet Świętych policzony został w roku Pańskim 1712, przez ojca świętego Klemensa VI.

POŻYTEK DUCHOWNY.

Oliwa z lampy palącej się przy grobie świętego Feliksa będącym w Kościele ojców Kapucynów w Rzymie, posiada cudowną własność uzdrawiania chorych dzieci nią namaszczonych. Ztąd jest zwyczaj w całym Zakonie ojców Kapucynów, święcenia oliwy w dzień jego uroczystości, i namaszczania nią czoła dziatek, z wzywaniem dla nich pośrednictwa tego ich szczególnego Patrona. Poleć i ty jego opiece dziatki, które cię bardziej obchodzą, aby im i na duszy i na ciele jak najczerstwiejsze wyjednać raczył zdrowie.

MODLITWA (Kościelna).

Boże! Któryś błogosławionego Feliksa wyznawcę 
Twojego prostotą Ewangeliczną i niewinnością życia w Kościele Twoim uświetnił;
spraw, abyśmy jego przykładami nauczeni,
a pośrednictwem wsparci, do Jezusa Chrystusa
 którego on sam na ziemi na rękach
piastował, szczęśliwie się dostali. Który z Tobą
żyje i króluje i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.


Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna, str. 310-312