ŻYWOT WIELEBNEGO BEDY KAPŁANA I DOKTORA KOŚCIELNEGO,
pisany od Erytemiusza opata Spanemeńskiego, lib. de viris illustribus Ordinis S. Benedicti, cap. 155. O dokonaniu jego
pisze jeden uczeń jego, przy którym skonał.
Beda mnich i kapłan u ś. Piotra i Pawła w Anglii, mąż uczony i święty, nauką wszystkiemu światu wsławiony, urodził się w ostatnim kącie świata, w Anglii. Gdy miał lat 7, dali go rodzice na wychowanie do klasztoru pod ćwiczenie Benedykta opata, gdzie dziwnie w świętych cnotach i nauce rosnąc, stał się wielkim doktorem. Dyakonem został, 19 lat mając, a kapłanem 30; od którego czasu aż do końca żywota swego, nauczał i pisać nigdy nie przestał, tak, jako sam o sobie świadczy. Bo milszego nic nie miał, jedno ustawicznie Pismo ś. czytać i wykładać.
Tak był w nauce sławny, iż Sergiusz papież, do Ceolfryda opata jego pisał do Anglii, prosząc, aby mu sługę Bożego Bedę posłał, iż obecności jego w trudnych sprawach Kościoła Bożego i wiary świętej potrzebował. Bo się już był tak po wszystkim święcie rozsławił, iż i Rzymskiego Kościoła wysokość pracy jego w rozwiązaniu trudności Pisma ś. potrzebowała, około którego się on, skoro czytać począł, ustawicznie bawił. Zawżdy albo pisał, albo czytał, albo nauczał. A czytając, rad się często i bardzo sercem zapalał i ku skrusze przywodził, tak, iż czytając i nauczając, często hojne łzy wylewał; i zaraz po nauce albo czytaniu, na modlitwę ś. doktor szedł, widząc że bardziej z łaski Bożej, aniżeli z pracy własnej do rozumienia Pisma ś. ludzie przychodzą. Prawie mąż wielebny po wszystkie wieki, który i duszne mieszkanie modlitwą i Kościół nauką oświecił. Nigdy go nikt nie widział próżnującego, i w świeckich naukach wszystkie Anglii doktory przechodził.
Pisał o naukach wyzwolonych niemało i pięknie, w greckim i żydowskim języku po części ćwiczony był. Miał wiele uczniów, które przykładem swym i nauką do zamiłowania Pisma ś. zapalał. A nie tylko je uczonymi, ale zakonnymi i świętymi czynił. Miał wzrost przystojny, chód poważny, głos ostry, usta wymowne, twarz wdzięczną, zmieszana w niej wesołość z srogością, tak iż dobrzy i nabożni miłować, a pyszni i niedbali bać się go musieli. Jednak tak był łaskawy i pokorny, iż równego sobie nie miał w klasztorze. Czego się sam czytaniem i rozmyślaniem nauczył, tego bez zazdrości wszystkim, których do tego sposobionych, a miłością Pisma ś. zapalonych być widział, udzielał. Towarzystwo z nim, nauką było wszystkiej zakonności i uczciwości. Co wiele mówić? taki to był mąż, iż słowa i cnoty jego, wymowę wszystkę przechodzą. Boże, aby się w takiej zabawie kochali mnisi, byłby szczęśliwy stan zakonnych ludzi. Nie słów ten, ani sławy w nauce, ale cnoty szukał. Po wielkich pracach w czytaniu i pisaniu, do ojczyzny tęskniąc wpadł w chorobę, w której siedm niedziel leżąc, wesołem sercem we dnie i w nocy Pana Boga chwalił, owszem na każdą godzinę aż do Wniebowstąpienia Pańskiego, dzięki
Bogu czyniąc, jeszcze nam (mówi ten, co pisał, jego uczeń) lekcye na każdy dzień czytał, ostatek czasu na śpiewaniu Psalmów trwając; co i w nocy, trochę tylko zasypiając, czynił. Bo wnet się ocuciwszy, Pismo św. w uściech mając, śpiewał, i w górę ręce podnosząc, dziękował. Słowo one Pawła św. miał w ustach często: O jak straszliwo jest, wpaść w ręce Boga żyjącego! i inne. Językiem naszym mówił pięknie o straszliwem wyjściu duszy z ciała, a z radością dziękował P. Bogu, iż na niego taką niemoc przypuścił; i mówił: Karze P. Bóg syna, którego sobie mieć chce. Także one słowa św. Ambrożego: Nie takem między wami żył, żebym się z wami żyć wstydził; wszakże śmierci się nie boję, bo Pana dobrego mamy.
W tej chorobie dwie księgi zrobił, okrom lekcyi, które codzień czytał i śpiewania Psalmów. Ewangelią św. Jana na Angielski język przełożył, aż do onego miejsca: Ale co to na tak wielki lud? i Izydora biskupa, pisma niektóre wybrał, mówiąc: Nie chcę, aby dziatki moje kłamstwo czytały, a w tem po mojej śmierci bez pożytku pracowały. A gdy przyszedł wtorek przed Wniebowstąpieniem Pana naszego, począł się gorzej mieć. Śpiewał. Antyfony kościelne, a między innemi one: O Rex Gloriae, etc. O Królu chwały, Panie wszystkiej mocy! któryś dziś na wszystkie Nieba wstąpił. Nie opuszczaj nas sierotami (co mówiąc, bardzo płakał), ale spuść obietnicę ojcowską na nas, ducha prawdy, Alleluja. Wszakże w on wszystek dzień wesoło nauczał i dyktował; a czasem mówił: Uczcie się rychło, bo nie wiem, jak długo z wami będę, jak prędko mię Twórca od was weźmie; i onę noc na modlitwie strawił. A we środę kazał nam pilnie pisać, cośmy byli poczęli, i pisalismy aż do godziny trzeciej, o której chodziliśmy z relikwiami św. wedle zwyczaju dnia onego.
A jeden z nas na imię Wilbert, rzekł do niego: Jeszcze jednej kapituły ie dostaje do ksiąg, któreś zrobił,
a widzę, że cię już trudno pytać. A on rzekł: Nie trudno, weźmij pióro, a pisz rychło i tak uczynił. O godzinie zaś dziewiątej rzekł: Mam nieco drogiego w woreczku, to jest, pieprz, chustki i kadzidło; biegaj, zawołaj kapłanów klasztoru naszego, żebym im te podarki, które mi Bóg darował, rozdał. I uczynił tak, prosząc każdego z nich, aby za niego Msze i modlitwy czynili. Płakali wszyscy, a on mówił: Już czas, tak chce Twórca mój, abym z ciała wyszedł, a do niego poszedł, który mię z niczego stworzył. Nażyłem się dosyć pragnie dusza moja widzieć Króla mego Chrystusa w piękności jego; i tak
rozmawiając przykładnie i z wielką pociechą, trwał aż do wieczora. A on Wilbert jeszcze mu rzekł: Najmilszy mistrzu, jeszcześ jednej karty nie dokończył. On zaś odpowiedział: Dobrze, skończyło się prawdęś rzekł, weź głowę moję w ręce twoje obrócić mi ją ku onemu świętemu miejscu, gdziem się ja rad modlił, żebym siedząc wzywał Ojca mego. I tak obrócony do swego ołtarzyka, śpiewając: Gloria Patri, etc. Chwała Ojcu i Synowi, i Duchowi świętemu, ducha wypuścił, oddając go Aniołom z radością, aby go prowadzili tam , gdzie jest wesele nieskończone, na wieki wieków, Amen.
Żył nad lat 60, lubo drudzy do 100 lat żywot jego przeciągają.
Nauka Wielebnego Bedy o tych artykułach, którym się sprzeciwiają
dzisiejsi heretycy.
O Trójcy świętej wyznawaniu, i wcieleniu Syna Bożego, taką po wszystkich księgach swoich rozsiał naukę, jaką podaje św. Kościół Rzymski katolicki.
2. O Chrzcie św. jaki jest jego skutek niewidomy, i odmiana po nim na duszy, pisze in cap. Joan 3.
3. O Bierzmowaniu, iż jest Sakramentem, świadczy in Psal. 26. Item in cap 8. Actor. Et homil. in Epiphan. O Spowiedzi i rozgrzeszeniu kapłańskiem. Homil. in die S. Petri et Pauli. Item in Marc. lib. 1. c. 2.
4. O Sakramencie ołtarza, iż jest w nim prawdziwe Ciało i Krew Chrystusa Pana naszego in lib. Boetii de Trinitate, in Proverb, lib. 3. cap. 3 1 , in Marc. lib. 4, in Luc. lib. 6. cap. 22.
5. O Mszy św. i Ofierze lib. 4. Anglie, hist. cap. 14. I indziej, Horn, in Epipfi. Item. 2 , de Tabernac. cap. 2 , et in Psalm 48.
6. .O używaniu pod jedną osobą. in Martyrol. 15, Augusti: Gdy powiada historyą o Tarsycyusie Męczenniku, jako niosiąc Ciało Pańskie, od chorego, a kryjąc je przed poganami zabity był od nich, a przecię poganie u niego chustkę tylko znaleźli, w której niósł ciało Pańskie, a Sakramentu nie znaleźli. I za swych czasów daje znać, lib. 2 , hist. Anglie, cap. 5, iż pod jedną osobą lud brał ten najświętszy Sakrament.
7. O wzywaniu świętych, i czczeniu kości ich, pisze lib. 2 , in Luc. cap. 7, Item lib. 3. in Job. Item de Revalatione S. Michael, et in multis horn, de Sanctis.
8. O przodkowaniu Kościoła Rzymskiego, in natali D. Benedicti.
9. O bezżeństwie i czynności kapłańskiej, iż żonami bawić się nie mogą, dla ustawicznej służby Bożej i ofiary, naucza lib. 3. de Tabernac; o naczyniach ołtarza, i ubiorach kapłańskich.
10. O modlitwie i Ofierze św. za umarłe, jako czasu jego bywała, i jaka moc jej jest, powiada dziwną historyą lib. 4, Eccl. hist, gentis Angl. cap. 22.
Na tej, prawi, wojnie, na której zabity jest król Elbini, godna się pamięci rzecz stała, której się zamilczeć nie godzi, bo zbawieniu drugich pomódz może. Na tejże wojnie był niejaki młodzieniec, imieniem Imma, który między trupami zabitymi żywy znaleziony, pojmany jest od sługi jednego króla Edylreda, i gdy rany jego opatrzono, aby nie uciekł, związać go kazano; ale skoro straż odeszła, penta i łańcuchy one same się otworzyły, i rozwiązały; bo miał brata rodzonego kapłana i opata, na imię Tumma, który między trupami pobitymi brata szukając, inne ciało jemu podobne nalazł, i uczciwie w swym klasztorze pogrzebł, a za duszę jego starał się, aby częstsze mszy bywały, z których sprawowaniem, to, com rzekł działo się, iż onego brata jego nikt tak związać nie mógł, żeby się rozwiązać wszystko na nim nie miało. Czemu dziwując się pan jego, pytał go czemby się to działo. A on rzekł: Mam kapłana brata, o którym wiem, iż mniema, abym zabity był, i msze za mnie ofiaruje; a gdybym na innym świecie był, tamby dusza moja za jego modlitwą od męki wolna była. Gdy tedy ozdrowiał, przedał go do Lundonu Fresonowi niejakiemu; ale i tam związany być nie mógł, chociaż go rozmaicie pętami wiązali, i okowali, wnet wszystkie pęta i okowy z niego opadły; co bywało rano o trzeciej godzinie. Widząc tedy on pan jego, iż go związać nie mógł, kazał mu się starać o okup; i przysiągłszy mu o zapłatę, szedł do Kaneyi miasta do króla, u którego uprosił pieniądze na okupienie siebie, i odesłał je panu swemu. Przyszedł potem do swej ojczyzny do brata, i o wszystkim mu dał sprawę, i poznał, że w on czas okowy na nim spadały, gdy za niego Mszę św. ofiarowano. Wiele innych przygód swoich powiadał, z których wszystkich z daru Bożego wybawiony był, za modlitwą i zbawienną ofiarą. Co słysząc, wiele się ludzi zapaliło w wierze i nabożeństwie ku modlitwie, jałmużnie i Ofierze świętej, za wybawienie tych, którzy z świata tego zeszli; bo zrozumieli, iż ofiara i msza zbawienna, służy na odkupienie, wieczne, ciała i duszy. Te są słowa tego wielebnego kapłana.