Ks. Piotr Skarga: Św. Piotra z Werony, Dominikanina (29 kwietnia)


ŻYWOT I MĘCZEŃSTWO Ś. PIOTRA Z WERONY, DOMINIKANA, pisane
od Lentyna patryarchy Jerozolimskiego, tegoż czasu żyjącego
i od św. Antonina parte 3, tit. 23, cap. 6. Żył
około Roku Pańskiego 1240.

Piotr święty nowy Męczennik, sława ziemi Włoskiej i ozdoba zakonu św. Dominika, burzyciel heretyków i obrońca wiary katolickiej, urodził się w Weronie z rodziców kacerskich, Manichejskich, Kościoła Bożego prześladowników; róża z ciernia, złoto z błota, błotem się onem zarazić i pomazać nie mogło. Ciasto z dzieży zakwaszonej (ktoby się spodziewał?) cudownie przaśne i słodkie z młodości jeszcze zostawało. Bo jako z przyrodzenia człowiek się na węża, a owca na wilka ujrzenie wzdrygnie, tak ten od Pana Boga z młodości nauczony, na ojcowskie jady duszne był ostrożny, a wzdrygać się na nie i uchodzić ich umiał. Skoro się w szkole, jeszcze lat siedmiu nie doszedłszy, Credo, albo wyznanie wiary, Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela Nieba i ziemi, etc., nauczył, od tego czasu, ani namowa mięka, ani ostra, ani świeże rózgi nie pomogły, aby on domowy jad, którym go krew jegoż zarażała, przypuścić w serce miał. Stryj jego, gdy z szkoły maluczkim przyszedł, pytał go, czego się w szkole nauczył? Powiedział: Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego Stworzyciela Nieba i ziemi, etc. A on wywodził (bo był Manichejczyk wymowny i minister a zaraziciel dusz ludzkich piekielny), iż djabeł stworzył Niebo, ziemię i te rzeczy widome. A dziecię słuchać go nie chciało, mówiąc: Tak ja wierzę, jakom się w szkole nauczył, a inaczej nigdy nie będę. Poznał on zwódzca i duszy rozbójnik, iż ono dziecię nie lada statek w swych maluczkich latach pokazało. Prosił tedy jego ojca, pilnie go na to namawiając, aby go do szkoły katolickiej nie słał, powiadając, iż to dziecię jeżeli naukę mieć będzie, a do nierządnicy się onej (Kościół Rzymski tak zowiąc) uda, wielkim będzie Kościoła Bożego (to jest zborzyszcza heretyckiego) prześladownikiem.

Lecz Pan Bóg tak chciał, iż brata swego do tego przywieść nie mógł, aby go do szkoły katolickiej nie dał; spodziewał się bowiem ojciec ś. Piotra, iż to, czego się w katolickiej szkole napić mógł, za laty z niego przez jakiego chytrego a jadowitego heretyka wykorzenić miał. Po wyuczeniu się gramatyki, posłany był do Bononii na nauki większe, gdzie chociaż nie miał heretyckich na się zdrad, wszakże z innemi występkami, do których w młodości najwięcej czart przyprowadza, miał co czynić, a zwłaszcza około zachowania czystości, do której utraty różne są przyczyny i częste pobudki. A widząc, iż bardzo trudna powściągliwość na świecie, umyślił jako Józef, nierządnicy do grzechu płaszcz zostawić, a obnażony przy duszy zdrowej w ciele niezmazanem zostać. Przetoż wstąpił do zakonu ś. Dominika, światu zostawując wszystko, co on obiecuje i do czego płochą nadzieję czyni, chcąc mocno, niby murem jakim ogród duszy swej, w którym cnoty święte szczepił, ogrodzić. Zaczem, jako się to w skutku pokazało, wielkim kaznodzieją, burzycielem heretyków i grzechów wszelakich prześladowcą został.

W zakonie od początku wstąpienia aż do śmierci, fundując się na pokorze i ubóstwie, prawdziwy naśladownik i syn ś. Dominika, postępując z cnoty w cnotę. Postem się tak był na samym początku zakonnego życia umorzył, iż chcąc nieprzyjaciela gubić, są siada to jest własne zdrowie, obraził. Bo z wysuszenia ciała, żyły się w nim kurczyć i zęby mu się tak bardzo ściskać poczęły, iż do napoju ich otworzyć nie mógł. Lecz Pan Bóg ust onych złotych i lekarskiego języka, który wiele ran ludzkich uzdrowić miał, zamknąć nie chciał. Rychło uzdrowiony i chociaż nie tak wiele pościł, jednak w temże dobrem sercu zawżdy zostawał i według przepisu reguły post zachowywał. Strzegł się tak pilnie grzechu, iż jego spowiednicy potem powiadali, że żadnej śmiertelnej zmazy znaleźć w nim nigdy nie mogli. Czytanie i rozmyślanie duchowne jego było, ustawiczne też ćwiczenie się w zakonie Bożym. Zachował we wszystkiem obyczaję święte, w posłuszeństwie ochotę, w cierpieniu stateczność, w miłości uczynność, w pokorze przeciw wszystkim powolność i prędkie każdemu usługowanie, tak iż znać było Męczennika przyszłego święte w żywocie postępki.

Często w klasztorze chorym z ochotą wielką służył, odźwiernym być, podłe posługi odprawować i do trudnych rzeczy w posłuszeństwie pracę swoją ofiarować, to jego była pociecha; a pilnując posług domowych z Martą, nie omieszkał bogomyślności z Magdaleną, siedząc u nóg Pańskich, we dnie i w nocy z Panem rozmawiał; nigdy bez Ewangelii albo jakich książek nabożnych i duchownych do cnót ś. pobudek, nie siedział, ani stał. Czystości cielesnej, którą do śmierci zachował, wielkim był przyjacielem i stróżem, w której go posilając Pan Bóg, niebieskie mu pociechy i towarzystwo panienek świętych, które w Niebie z Chrystusem królują, dziewic onych, którym się on przez modlitwę polecał, posyłać raczył; zkąd niektórzy klasztorni bracia, stojąc u jego celi i rozmowę słysząc jakoby białychgłów, rozumieli, iż złym sposobem niewiasty w komórce swej miał, zaczem odnieśli go do starszego, który go w kapitule o to karał. A Piotr ś. dla pokory, z jakiemi panienkami rozmawiał nie powiadając, nie zapierał się tego, iż białogłowy miał w komórce, ale nie takie, o jakich bracia rozumieli, i padłszy na ziemię, pokuty prosił. Przeor widząc, iż to z prostoty uczynić mógł, a poczciwie dla świętej jakiej przyczyny niewiastę wprowadził (co się jednak nie godziło żadną miarą, dla wzgorszenia bliźnich i niesławy zakonnej), za pokutę wygnał go do klasztoru w Marchii, Jesieni nazwanego. Przyjął to pokornie. Lecz jednego czasu modlącemu się żałość wielka przypadła, iż ono wygnanie niewinnie cierpiał, i mówił do Chrystusa ukrzyżowanego przed obrazem krucyfiksa: Panie, czemuś mię tak sądzić dopuścił? cóżem ja winien? Aż usłyszał głos: A ja co winien, iż mię takiego widzisz? Tern słowem dziwnie ochłodzony zrozumiał, że w takich rzeczach dar Boży jest wielki niewinnie co cierpieć, a obraz Chrystusowej cierpliwości na sobie nosić.

Miał też wielką chęć od Pana Boga do duchownych i Boskich rzeczy, mówić o nich, czytać, słuchać, rozumieć je, to jego była potrawa i ochłoda; zwłaszcza, iż miał serce do dobrego nasienia sposobne, rozum pochopny, pamięć wielką, która dochować i zatrzymać wiele mogła, a język wymowny i wdzięczny. I tak serce jego stawało się jako skrzynia zakonu Bożego i schowanie Pisma świętego. To co służyło do zburzenia kacerstw a i obalenia błędów ich, w myśli i dobrej pamięci zawsze miał i świętym się na te błędy gniewem bardzo zapalał. Zkąd był tak ostry na heretyków, tak śmiały, iż nie tylko wywody ich fałszywe w kazaniu i rozmowie, ale i żelazo ich na swem ciele stąpił. O co Pana Boga z młodości prosił, aby za wiarą ś. krew swoją przelać, a kielich mąki jego pić mógł. Postanowiony na urzędzie kaznodziejskim, jako trąba Gedeonowa zabrzmiał i na głos jego wszystka prawie ziemia Włoska uszy podniosła. Błogosławił go, kto go słuchał, a kto na sprawy żywota jego patrzał, obroną wiary, psowanie kacerstwa, podźwignienie krzyża Chrystusowego każdy mu przyczytać musiał.

Wiele ludzi na kazaniu swem miewał, tak dalece, iż dla ciżby katedrą za nim nosić i tam stawić, gdzieby zaciśniony nie był, musiano. Wielki czynił pożytek w duszach ludzkich; wiele sią bowiem heretyków nawracało, niezgodnych jednało, grzesznych upamiętywało słuchaniem zbawiennej nauki jego, która jako deszcz suchą ziemią, serca ludzkie do rodzenia dobrych uczynków odwilżała i za błogosławieństwem tego, który wzrost daje, cnotami wielkiemi ubogacała. W tem on jednak pokorą zachować umiał, nic sobie nie przypisując. I na cudach mu, które Pan Bóg przez niego czynił, nie schodziło. W Medyolanie u drzwi ś. Eusteryusza, po kazaniu i po Mszy, niememu młodzieńcowi palec w usta włożył, ten, który Ciało Boże piastuje, i uzdrowił niemotą jego; na co wiele ludzi patrząc, Boga wszechmogącego chwalili. Drugi raz w Medyolanie, gdy jednego kacermistrza przy wielu biskupach i ludziach przekonywał i długo dysputa trwała, a był upał i gorąco wielkie na słuchaczów, z jadu i tęskliwości, gdy się wywikłać z prawdy, którą go mądrze zwyciężył, heretyk nie mógł, zawołał wielkim głosem: O Piotrze przewrotny! wszak cię ma lud ten głupi za świętego! jeżeli tak jest, proś Boga, aby go teraz od takiego upału obronił, a jakim gęstym a chłodnym obłokiem słońce zapuścił. Piotr ś. odpowiedział: Jeżeli sią obiecujesz nawrócić, i to Pan Bóg na prośbą ludu swego uczyni. Tą odpowiedzią niestrwożyli się katolicy, iż się do cudów porywa tam, gdzie inne wywody były i heretyka przekonały, bojąc sią, aby mu tego Pan Bóg nie pozwolił i ztąd wierze świętej jaka zelżywość nie była. Z drugiej strony radzi temu byli heretycy, iż sią pohańbienia spodziewali na prawowiernych i radzili samemu mistrzowi, aby obiecał nawrócenie. Ale sługa djabelski wiedział co za moc jest prawdy kościelnej i sług jej, nie śmiał tego obiecać. A Piotr ś. na modlitwą upadłszy, zjednał obłok u P. Boga, który wnet jako piękne drzewo wszystko ono zebranie pokrył. Chwalili Boga katolicy, a heretykowie hańbą odnosząc, z uporem djabelskim odchodzili.

Drugi raz przywiedli na niego heretycy lud nie mały i jednego żwawego i tubalnego głosu ministra, który miasto słusznej dysputacyi, wołaniem i szemraniem ludu zatłumiać chciał słowa prawdy. A Piotr ś. widząc ono kłamliwego języka wrzeszczenie i że miejsca na odpowiedź jemu nie dawali, prosił Pana Boga, aby dał sposób, jakimby jego prawda i słudzy jej posromoceni nie byli; i wnetże on żwawy i wielomówny heretyk, jako pień niemy został. Pocznie dopiero ś. Piotr dowodzić fałszu jego i wołał na niego: Mów! odpowiadaj! ale jako kamień i słup jaki stał, nic mówić nie mogąc. Z wielkim wstydem poszli fałszerze, słów Boskich nieprzyjaciele, a lud się Boży weselił ze wszystkich onych cudownych postępków kaznodziei swego.

Henrykus syn niejakiego Gaufryda de Lomello, mając wrzód w gardle, dotykaniem sią kapicy ś. Piotra zleczył, przy czem był biskup Placentyński. Za co dziękując ojciec, prosił, aby oną kapicą, która już była podarta, u niego zostawił, a nową mu wnetże sprawić kazał. Ńie utracił na kapicy onej; bo na żołądek i brzuch sam ojciec potem bardzo bolejąc, a blizko śmierci będąc, gdy ją na piersi swe włożył, robaka o dwóch głowach kosmatego przez womit wyrzucił i ozdrowiał. Drugi raz młodzieniec jeden, kazaniem jego skruszony, spowiadał się przed nim i wyznał grzech swój, iż matką swoją nogą uderzył; on go surowie z płaczem o to karał, wielkość grzechu młodzieńcowi ukazując, i przydał: Godnaby ta noga ucięcia; jednak inną pokutą mu naznaczył. A on młodzian żałością zdjęty, mając też święty, ale nieuważny gniew za grzech swój, z zapalczywości ducha, szedłszy do domu, oną nogą sobie uciął; a wrzeszcząc z boleści, gdy matka i inni w domu nad nim płakali, przyczyny takiego głupstwa pytając się, powiedział, iż on kaznodzieja Piotr taką mi pokutę dał. Pobudziła ta powieść gniew ludzki na Piotra ś., iż tak nieprzystojne i okrutne pokuty dawał, i skarżyli się na niego przyjaciele przed starszym,
przed którym on się usprawiedliwiały a nakoniec Bogu i niewinności swej dufając, przynieść młodzieńca i z oną odciętą nogą kazał, którą po gorącej do Pana Boga modlitwie, przykładając do członka, przy którym była, cudownie wnetże mocą Boską uzdrowił i spoił tak, iż człowiek on zdrowo do domu poszedł, chwaląc Pana Boga, a Piotra ś. wsławiła się tem świętobliwość. Takich wiele rzeczy Pan Bóg przez niego czynić raczył, uwielbiając świętego swego.

Gdy już kacerstwo górę brało, papież Innocencyusz czwarty po wielu Włoskich stronach inkwizytorów postanowił, mądrych i uczonych, którzy by one parszywe owce leczyli i do owczarni Chrystusowej przyganiali. A w Medyolanie, gdzie byli możni, ludni, chytrzy a wymowni heretycy, postanowił tego ś. Piotra, wiedząc, iż od młodości z heretykami zrósł, zdrady i szalbierstwa tych liszek wiedział, zabieżeć wszystkim ich matackim z Pisma wywodom umiał; a do tego odstraszyć się żadnej ich pogróżce i fukaniu nie dał, i był w tej mierze żołnierz Chrystusów niezwyciężony. On polecając się Panu Bogu i widzenie jedno Przenajświętszej. Panny bardzo pocieszne mając, często ich na dysputy wyzywał i sam jeden przeciwko wielkiej fałszerzów gromadzie stawiąc się, mówił: Nakładźcie pisma, co chcecie, ja z jednym na was pójdę, to jest z Pawłem świętym. Często też ich do ognia wabił, mówiąc: O tę prawdę, której ja uczę, naniećcie ogień, pójdę ja ochotnie po nim, jedno niechaj idą za mną ministrowie wasi. Lecz ta heretycka słoma z swemi plewami fałszowanego pisma i z drewnianem budowaniem matactwa swego, uczynić tego nigdy nie chciała.

Taką jego w Bogu śmiałością i czujnemi postępkami, gdy zdesperowali heretycy, rzucili się do innej rady; postanowili, jako wilcy jadowici, pasterza owiec Bożych (który ich od trzody Chrystusowej mężnie odganiał) z tego świata zgładzić i krew jego mieczem rozlać. Objawił Pan Bóg radę ich świętemu swemu, który mawiał, jawnie, iż od ręki niewiernych z tego świata zejść miał; czego dawno pragnął z całego serca, męczeńskiej sobie korony życząc, i prorokował, że miał być w Medyolanie pogrzebiony. Znaleźli Judasza heretycy i najęli zdrajcę heretyka, aby go zabił, którem udali pieniądze, krew kupując, i gdy na czas naznaczony dysputy z heretykami do Medyolanu z swego klasztoru z Kumami, gdzie był przeorem, z jednym bratem Dominikiem jechał, sługa djabelski heretyk on przeklęty, za czterdzieści funtów srebra, na onę owieczkę cichą, a broni nie mającą, uderzył i w głowę mu kilka ran śmiertelnych zadał. Gdy drugi brat wołać na ludzie o pomoc począł, onego także zranił. Piotr ś. konając, wyznawał wiarę, mówiąc: Wierzę w Boga etc. a ducha Panu Bogu polecał; a gdy się jeszcze trząsł, wróciwszy się do niego mężobójca on, obie mu skronie przebił; i tak zaraz ducha wypuścił wielki i sławny Chrystusów Męczennik, Roku Pańskiego tysiącznego dwusetnego pięćdziesiątego wtórego, w sobotę przewodnią. Brat też on zraniony trzeciego dnia umarł. Wnet się w Medyolanie dowiedział lud wierny i wszyscy z miasta młodzi i starzy wyszli tak, iż się puste miasto być zdało. Dla tłumu ludzi, wprowadzić tego dnia ciała jego do miasta i do klasztoru nie można było, zostać w kościele świętego Symplicyana na noc musiało. Gdzie niewiasta jedna, Jakóba nazwana, w długiej chorobie swej, pomocy od żadnego lekarza nie mając (bo jej z głowy od wrzodu kości wyłaziły), przystąpiła do ciała ś. z wiarą i wziąwszy rękę jego, krzyż nią na swej głowie uczyniła i wnet ozdrowiała. Innem i też cudami niemałemi, które są w kanonizacyi jego wypisane po śmierci słynął. Cierpiał mając lat blizko pięciu dziesiąt, z których trzydzieści w zakonie strawił. Nie doszedł rok po jego męczeństwie, gdy od papieża tegoż, który go na nawrócenie heretyków do powiatu Medyolańskiego posłał w Perużu kanonizowany jest; którego się ja grzeszny z tobą czytelniku, modlitwie pokornie polecając, a pragnąc cnót i uczestnictwa krzyża tego Męczennika, chwalę Boga na wysokości ze wszystkimi Aniołami i wiernymi Kościoła jego, po wszystkim świecie na wieki wieków, przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, któremu z Ojcem i Duchem ś. nieprzestająca cześć na wieki wieków, Amen.

OBROK DUCHOWNY.

Śmiercią tego przesławnego Męczennika Chrystusowego, jako pisze Antoninus, więcej niżeli za jego żywota heretyków się nawróciło; gdy widzieli, jako onę naukę, którą przeciw fałszom ich stawił, czystym i świętym żywotem, mężną śmiercią i hojnem krwi rozlaniem, dla prawdy Chrystusowej potwierdził. Wiedział, iż się na śmierć jego zmawiali, a jednak sam jako owca z jednym towarzyszem, bez broni i przyjaciół, z jedną kapicą a Biblią, na ich ostre żelazo szedł. Na koniec śmiercią tą jego drogą wszystko się z fundamentów kacerstwo w Medyolańskiem państwie i po innych miejscach we Włoskiej ziemi wykorzeniło. Tak płodna i rodzajna jest krew świętych, którzy za prawdę katolicką umierają, iż większy w duszach ludzkich pożytek po śmierci czyni, nie dla czego innego, jedno iż ta krew męczeńska na ziemię wylana, z ziemi, jako Ablowa, do Boga głośno wołała, aby dusze tych, które je pozabijali, nie ginęły.



Ks. Piotr Skarga ,,Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień T.I", str. 394-398