ŻYWOT Ś. LUDGERA BISKUPA MONASTERSKIEGO, APOSTOŁA SASKIEGO,
pisany od mnichów Werduńskiego klasztoru, który on
naprzód fundował. Żył około Roku Pańskiego 780. Critliemius
Mb. 8, eap. 100. Albert us Crancius in
Met rop. Sax on u ni lib. 2, cap. 10.
Ludgerus, z Fryzyi rodem, rodzice miał zacne i chrześciańskie; dziad jego pierwszym był w domu jego chrześcianinem, na imię Wurysyngus; matka jego byta Liafburga, którą P. Bóg skoro się urodziła, z dziwnego niebezpieczeństwa wybawić, dla tego owocu żywota jej, raczył; bo baba jej niewierna będąc, gniewała się o to, iż matka jej dziewki wszystko rodziła; przetoź skoro ta Liafburga matka ś. Ludgera na świat wyszła, utopić ją kazała służebnicy, która gdy ją topiła w cebrze wody, dzieciątko dopiero urodzone, rączkami się u wierzchu cebra tak uwiesiło, że się z niem biedzić ona niewiasta poczęła; a w tem sąsiadka przybiegłszy, zawoła na nią i odjęła jej ono dzieciątko, któremu skosztować trochę miodu dała, dla bezpieczności zdrowia jej, bo ono pogaństwo miało ten obyczaj, iż tego dziecięcia zabić i gubić już nie mogli, które narodziwszy się, czego skosztowało; i tak od śmierci wybawiona, a potem matce wrócona, która gdy poszła za mąż, urodziła tego to Ludgera ś., który z dzieciństwa zaraz od Pana Boga na stan duchowny naznaczony był; żadnego bowiem jego igrania innego nie było, jedno książki, które z kory drewnianej czynił i lada czem po nich kreślił. Gdy go spytano: Coś dziś robił? nie rzekł inaczej, iżem pisał, albo czytał; a gdy go spytano: Kto cię tego nauczył? odpowiedział: Pan Bóg; prawdziwie duchem to Bożym mówiąc. Przetoż skoro podrósł, w mniejszych szkołach początków nauk nauczywszy, do wielkich się szkół prosiły Tak tedy pierwiej u Grzegorza niejakiego w Trajekteńskim kościele, a potem u onego zacnego doktora Alkuina w klasztorze Eboraceńskim w Anglii w Piśmie ś. wyćwiczony był. Świecką się filozofią nie bawił; to zaś tylko w sercu i uściech miał, co ku czci Bożej i rozumieniu Pisma, a do potwierdzenia wiary katolickiej i żywota pobożnego służyło.
Alkuinowi był tak miłym uczniem, iż go najmilszym synem swym zwał, bo człowiek był wielkich cnót i bardzo do miłości ludzkiej udatny, tak życiem, jako obcowaniem i rozmową. U tego Alkuina półpięta lat ucząc się, nie tylko wykładaniu się świętego Pisma przypatrzył i nie które z nim świeckie księgi przeczytał, ale się też u niego reguły mniskiej nauczył i żywota ich doskonałości dostąpił. Gdy został dyakonem, biskup Trajekteński Albrykus, widząc cny żywot i naukę jego, używać go począł na szczepienie wiary między pogaństwem w Fryzyjskiej i Saskiej ziemi. Pierwiej tedy posłał go do Fryzyi, gdzie też przedtem Wulfranus wiarę Chrystusową rozsiewał, aby tam bałwochwalską szatańską służbę psował, a Boskie imię wsławiał. Co on z wielką ochotą, na to zdrowie swoje ważąc, uczynił, w czem poszczęścił mu Pan Bóg, bo w Fryzyi tak sobie śmiało poczynał, iż ich bałwany i bogi obalał, psował, rozrzucał, z nich i srebro łupił, a ubogim dawał, na co lub osamoż pogaństwo patrzyło, nikt mu jednak żadnej przykrości uczynić nie śmiał. Tak cześć Bożą miłującego ręka Boża mocna broniła i postrach na serca pogańskie puściła.
Przyzwał go potem biskup Albrykus, do siebie i na kapłaństw o go poświęciwszy, doktorską mu katedrę do czasu poruczył. Potem gdy Saskie książę poganin Windekindus Fryzyą opanował, a Fryzowie się znowu do starego pogaństwa obrócili (kaznodziejów jednak i kapłanów nie zabijał, precz im tylko wychodzić kazał), ś. Ludgerus żałując, iż męczeńskiej korony odnieść nie mógł, poszedł do Rzymu, gdzie od Leona papieża uczczony i kościami świętemi udarowany, szedł do klasztoru Benewentańskiego, gdzie reguła ś. Benedykta statecznie kwitnęła; tam dwie lecie i sam się u drugich żywota doskonałego uczył i drugich zakonników wielkim a dziwnym swym przykładem naprawował; bo co w swej regule mieli, to wszystko w jego obyczajach widzieć mogli. Lecz w klasztorze nie mogła się długo ta świeca taić, gdy bowiem Alkuina Karolus Wielki, pierwszy z Francyi cesarz, do siebie przyzwał, za radą jego po ś. też Ludgera pisał, aby mu na opatrowanie Kościoła Bożego przybył; bo ten cesarz gorące bardzo o rozmnożenie wiary chrześciańskiej staranie czynił. Tak tedy Ludgerus choć nie rad, pokój klasztorny opuścił, dla miłości ku Alkuinowi mistrzowi swemu; najpierwiej aby innym dla P. Boga pożyteczny był, jechał do cesarza, u którego gdy do rozmowy przyszło, pytał czesarz, czegoby się podjąć wolał? czy wielki klasztor białych głów, czyli mniejszy męzki, w którym byli kanonicy, rządzić? On na to mądrze odpowiedział: Wielkim wielkie, mnie małemu mały męzki niech dany będzie, gdy to wola jest Boża: trudniejsze bowiem jest rządzenie białych głów, pokusy większe i obmowy; zaczem ja na męzkim, powiada, przestanę. Cesarz tedy polecił mu klasztor, Lotuse nazwany, gdzie bracią w wielkiej pokorze i usługowaniu im w Bogu sprawował, nic nie rozkazując, czegoby sam pierwiej nie wypełnił.
Potem, gdy pięć miast w Fryzyi dobrowolnie się Karolusowi poddało, tam między pogany posłał Ludgera ś., który tam szedłszy, wiarę świętą szczepił, bałwany obalał, kościoły budował i nauką chrześciańską serca ludzkie napełniał, do żywota ich bogobojnego przyuczając. Z ochotą też ku czci Chrystusowej i do innych pogan, którzy jeszcze Karolusowi poddani nie byli, wychodził. Potem, gdy Karolus Saską ziemię opanował, jego tam na takież wiary ś. szczepienie posłał. Był tedy na biskupstwie monasterskiem, wszystkie apostolskie posługi czyniąc i Saski naród do wiary ś. z pogaństwa przywodząc; a lubo długo bez biskupiego poświęcenia lud on sprawował, pracę sobie biorąc, a czci biskupiej nie pragnąc, wszakże potem prawie przymuszony od Gildebalda arcybiskupa Kolońskiego, poświęcenie biskupie wziąwszy, wielkiej pracy użył około ludu onego, który nie tylko nauką, ale i cudami wielkiemi ku Chrystusowi przywodził. Takie o jego świątobliwości ludzie mniemanie mieli, iż mu raz ślepego jednego, który im pieśni o wojnach dziwnie śpiewał, przywiedli, prosząc, aby mu wzrok u P. Boga uprosił. Spytał ślepego, jeżeliby się spowiadać, a za grzechy swoje pokutę czynić chciał? On gdy na to zezwolił, kazał mu przyjść nazajutrz do siebie. Ślepy on gdy nazajutrz przyszedł, Ludgerus święty odwiódłszy na stronę, spowiedzi go wysłuchał i do pokuty go przywiódłszy, krzyżem ś. jemu wzrok przywrócił. Był potem z tego oświeconego dobry człowiek i miły ś. Ludgerowi tak iż go tajemnie do Fryzyi, która była od wiary świętej odstąpiła, w domy pogańskie, którzy się go jako znajomego nie strzegli, posyłał, aby niewiasty skłonniejsze do nabożeństwa tajemnie namawiał żeby dzieci swoje prostą w odą chrzciły, mówiąc: Ja ciebie chrzczę w Imię Ojca i Syna, i Ducha świętego. Co uczynił ten to oświecony i wiele tak dzieci Panu Bogu pozyskał. Tak czynili święci, gdy w dorosłych zbawienia wmówić nie mogli, na dzieciach się cieszyli, z nich Panu Bogu chwałę czyniąc.
Raz mu niewiasta urodzeniem szlachetna, ale nierządnie z powinowatym w małżeństwie mieszkająca, miodu przyniosła, aby jej z mężem nie rozwodził. On gdy miodu tego wziąść nie chciał, kapłani jego tajemnie ten miód od niej wzięli; a nie mając gdzie indziej, pod ołtarzem schowali. Gdy tego dnia Mszę miał Ludgerus na onyni ołtarzu, a modlitwę zaczął, naczynie się z onym miodem rozpękło i wszystek
miód z niego wyciekł. Tak on nieczysty dar i łakomstwo swoich potępił, a moc swej modlitwy pokazał. Gdy swoją parafię nawiedzał, pod czas obiadu ślepy jeden wołał u okna, aby się nad ślepym zmiłował; gdy dano mu jałmużnę, ślepy on powiedział: Nie te go mi trzeba, prowadź mię do biskupa; do którego gdy go przyprowadzono, rzekł: Proszę cię księże biskupie, ja ubogi ślepy, uczyń to dla Boga, abym przejrzeć mógł. A Biskup rzekł: Przejrzyj dla Boga. Na to słowo dał mu P. Bóg wnetże wzrok, iż z nimi dobrze widzący za stołem siedział. Jednego umarłego wskrzesił, drugiego gdy wieśniacy w niedzielę wieszali, a on się na tę porę przytrafił, prosił ich, aby go dla niego wypuścili, albo na inszy czas to karanie odwlekli, a tymczasem do kościoła na Mszę szli; lecz oni tego nie słuchając, obwiesili go, za którego gdy się we Mszy św. Ludgerus modlił, on obwieszony rano, przyszedł w wieczór do biskupa, który już był po obiedzie sześć mil z onego miejsca ujechał, dziękując mu za dobrodziejstwo, że go od śmierci wybawił. Biskup go spytał: Jakoś jest wybawiony, wszak cię byli obwiesili? A on rzekł: Dwa jacyś mężowie drewno mi, na którem stać mogłem, podemnie podłożyli; a gdy się ludzie rozeszli, a ku wieczorowi się skłaniało, odwiązawszy mię ciebie mi gonić, a za takie dobrodziejstwo dziękować kazali. Wielki to cud był, jako zatrzymany i jako odwiązany, tak daleką drogę uszedł. Wiele cudów innych czynił P. Bóg przezeń, które się opuszczają.
Był w nauce Pisma świętego bardzo biegły, co z niektórego jego pisania znać. W ypisał żywot Bonifacyusza Męczennika, także Grzegorza i Albryka nauczycielów swoich, w którem piśmie i wielki dowcip jego, i osobliwa się wymowa pokazuje. Uczniom swoim zawżdy w największych zabawach Pismo ś., tajemnice jego otwierając, wykładał. Kapicy dla tego nie nosił, iż profesyi, albo obietnicy żadnej zakonowi nie uczynił, ale w kanonicznym ubiorze chodząc, zakonny żywot doskonałe pełnił. Włosiennicę tajemnie przez całe życie swoje nosił, ciało swoje postami, niespaniem, modlitwą dręcząc; a lubo pewnych czasów mięso jadał, nigdy się jednak pokarmem ani piciem nie obciążał. Do stołu swego, jako biskup czasem i bogatych wzywał, ciała ich potrawami, a dusze świętemi rozmowami karmiąc.
Wolności swej przed panam i i cesarzem nigdy nie tracił. Jednego czasu Karolus cesarz po niego dla pewnych spraw i rady posłał; skoro przyjechał a stanął w gospodzie, komornika po niego posłał, aby się z cesarzem widział; lecz on, że godziny swe wtenczas odprawował, zaraz iść nie mógł; zaczem drugi raz także posłał, lecz on iść, aż po skończeniu pacierzy, nie chciał. Co drudzy źle wykładali i tem go cesarzowi hidzili. Po służbie Bożej gdy przyszedł, cesarz go pytać począł, czemu zaraz nie przyszedł? On odpowiedział: Większemu niżeli ty, służyłem Panu, któregom i za cię prosił; ja rozkazanie twoje wielce sobie ważę, ale Boskie więcej. Taką wolną mową nic się cesarz bogobojny nie
obraził, ale owszem raczej rzekł: Jakom o tobie zawżdy trzymał, takim cię być prawdziwie poznałem; na potem nic przeciwnego o tobie powiadać sobie nie dam. Tak zazdrościwi ludzie, zkąd go obrzydzić chcieli, ztąd go cesarzowi milszym uczynili: a dobre jego serce i w Bogu postępki uprzejme, tracić mu i na tem nie dały. Ojczyznę swoją, którą miał, na zbudowanie klasztory Werduńskiego i na uczynienie miejsca uczciwego onym kościom świętym, które z Rzymu miał, obrócił i on klasztor nadał. Zachorowawszy w drodze, gdy dyecezyę swoją objeżdżał, że sam czytać Pisma świętego nie mógł, innemu czytać przed sobą kazał; Mszę też w onej niemocy mało nie co dzień miewał, na której ostatni raz lud pożegnawszy, kapłanów do siebie przyzwał i o jutrzejszem swojem z tego świata zejściu opowiedział, prosząc, aby go w Werdunie w klasztorze przed kościołem pochowali. Oznajmując im, iż tego lud nie dopuści, aż cesarz sam rozkaże; co potem poznacie, gdy po śmierci mojej nieco krwi z nosa mego ciekącej obaczycie. Co się wszystko tak stało, gdy szczęśliwie do chwały niebieskiej z ciała się przeniósł, Roku Pańskiego 809. Po śmierci jego wielkie się ludziom działy cuda i dobrodziejstwa, do których wyczytania czytelnika odsyłam, aby ze mną chwaląc Pana nad nad panami, a tego się świętego modlitwie polecając, pokłon dał Bogu, który z Ojcem i z Duchem świętym w jednem Bóstwie rozkazuje na wieki, Amen.
Obrok
Duchowny.
Iż się do niejakiej saskiej wiary głupie dosyć niektórzy odzywają, niech czytają jaka wiara i od jakich ludzi do saskiej ziemi od sześciuset lat przyniesiona jest, a tą; którą niedawno djabelski posłaniec i ślubów Bogu uczynionych gwałtownik, cielesny i rozpustny Luter przyniósł i której nie tylko cudami nie potwierdził, ale sprośnym żywotem pomazał, niech się słusznie brzydzą, bo nie jest wiara Chrystusowa ale tajemne i do pogaństwa wiodące bałwochwalstwo.
Ks. Piotr Skarga ,,Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień T.I", str. 256-259