ŻYWOT Ś. SYMEONA SŁUPNIKA STARSZEGO, napisany przez Teodorota biskupa Syreńskiego, który sani na niektóre rzeczy patrzył, i przez Metafrasta, miejscami skrócony, miejscami z Gwagryusza Historyka greckiego rozszerzony.
Żył około Hoku Pańskiego 380.
Znają wszyscy dobrze Symeona męża zacnego, wielkie świata wszystkiego cudo: nie tylko ci, którzy rzymskiemu państwu podlegli, ale i Persowie, i Indowie, Etyopiani, Tatarowie, u których się jego żywot wsławił. A choćże mam wszystkie prawie ludzie za świadków powieści mojej, wszakże przed się z bojaźnią żywot taki, który wszystko przyrodzenie ludzkie przechodzi, wpisuję, aby tego za baśni jakie, od prawdy dalekie nie poczytano. Bo ludzie te rzeczy, które słyszą, sami z siebie miarkują; co się im zda, iżby to sami uczynić mogli, temu radzi wierzą; ale co nad siły swoje być rozumieją, za zmyśloną rzecz, chociaż jest praw dziwa, rozumieją. Ale iż się to tym tylko przydaje, którzy w rzeczach Boskich biegłymi nie są, a wiele jest bacznych i pobożnych ludzi, którzy za radą Ducha ś. bez wątpienia temu wiarę dadzą; ochotnie ten dziwny żywot tego męża przebiegę i ztąd pocznę.
Urodzony w miasteczku Syfan ten Symeon na granicach Cylicyi, z młodu owce pasł u ojca. Zimy jednej dla wielkich śniegów, gdy owce po polu chodzić nie mogły, trochę miawszy czasu, szedł z rodzicami do kościoła, tak, jako mi sam powiadał, (mówi Teodoretus) w którym usłyszał Ewangelią oną: Błogosławieni, którzy płaczą, a nędzni, którzy się tu weselą; szczęśliwi, którzy czystą duszę mają. I spytał jednego wedle siebie stojącego: Jakoby kto taki sobie skarb kupić mógł? Rzekł mu: Ktoby zakonny a bogomyślny żywot wiódł, przyjść do tego błogosławieństwa może. Padło na dobrą rolę nasienie ono, i on wnet do innego blizkiego kościoła poszedłszy, krzyżem leżał, prosząc Pana Boga, aby mu drogę do jego zbawienia ukazał, i będąc długo na modlitwie, zasnął i takie miał widzenie: Z dał się, iż fundamenta jakieś kopał ku zbudowaniu i słyszał głos mówiący: Trzeba głębiej kopać, i kopał; mniemając, iż już dosyć, przestał; alić wnet usłyszał drugi raz: Kopaj głębiej, i brał głębiej; aż za trzeciem, albo za czwartem upominaniem kopiąc usłyszy: Już przestań, a jeśli chcesz budować, róbże ustawicznie, bo bez ustawicznej pracy nic nie zarobisz.
To się proroctwo w nim ziściło. Bo taki fundament do żywota dziwnego i służby Bożej, i tak głębokie samego siebie wzgardzenie i poniżenie założył, iż na niem wyższe cnoty, niźli snać ludzkie przyrodzenie znosi, budować mógł. I zatem wnet do klasztoru pobiegł, i prędko w surowości żywota i wszystkich bogomyślnych cnotach postępek wziął tak, iż pierwszym w tej mierze był. A gdy inni poszcząc trzeciego dnia jedli, on sam raz tylko w tydzień jadł (acz mu tego Starsi nie chwalili) i uplótłszy sobie gruby łańcuch z palmowego liścia, ściągnął mocno lędźwie swoje tak, iż rany się na ciele poczyniły, z których gdy jeden towarzysz płynącą krew obaczył, pytał: Zkąd ta krew? On milczał; aż go mocą przymusili, iż oglądane są one rany. I szukał go Starszy, upominając i prosząc, aby tego okrucieństwa nad sobą nie czynił, posłuchał w tern, iż łańcuch on zdjął; ale żeby rany one leczyć dał, na to go nikt namówić nie mógł, Dla tego i dla innych ciężkich brzemion, które sam na się kładł, precz mu iść z klasztoru kazali, bojąc się, aby inni na ciele słabsi, chcąc go naśladować, śmierci sobie przyczyną nie byli.
Wyszedłszy od nich, tułał się po górach pustych, aż trafił na jeden równie bardzo głęboki i suchy i weń się spuścił, Bogu śpiewając. A po piątym dniu, oni, co go z klasztoru wygnali, wielce tego żałować poczęli, i wnet dwóch wysłali, aby go naleźć i przyzwać do braci mogli. Długo szukali, aż niektórzy pasterze o nim powiedzieli. Tedy oni podawszy mu powróz, z ciężkością go wywlekli. Wróciwszy się do klasztoru i mało co z bracią pomieszkawszy, w miasteczku Talanissa na górze domeczek nalazł, i w nim przez trzy lata zamkniony mieszkał. A rozmnażając sobie cnót świętych bogactwa, umyślił przykładem Mojżesza i Eliasza post czterdziestodniowy, nic nie jedząc, pościć. Prosił tedy nie jakiego Bassa, który mając nad kapłanami po miasteczkach zwierzchność, wiele kościołów doglądał, aby go zamurować na dni czterdzieści kazał, nic ku jedzeniu nie dając. Nie on tego uczynić nie chciał, powiadając mu: Mordercą samemu sobie być nie jest to żadna cnota, ale wielki i najpierwszy grzech. I rzekł mu Symeon: Połóż mi dziesięcioro chleba a kusz wody, będzieli trzeba, posilać się będę. I tak uczynił, zamurował go z onym chlebem i wodą. Po dniu czterdziestym wrócił się Bassus, i wykowawszy drzwi, nalazł cały chleb wodę, lecz samego napół umarłego, bez mowy, bez władzy ujrzał. I obmywając a zakrapiając gąbką usta jego, dał mu Przenajświętszy Sakrament, i ochłodził go, i dopiero pokarm wziął. Dziwował się cudowi takiemu Bassus i sławił to wielce przed bracią.
Od onego czasu aż do tego roku, przez dwadzieścia i ośm lat, co rok tak pościł w Wielki Post, nie jedząc, ani pijąc przez dni czterdzieści. Acz wedle czasu i młodości niejednakowo czynił. Bo pierwiej stojąc się modlił, potem gdy stać od postu nie mógł, siedząc, a gdy już prawie siły nie miał, tedy leżąc na pół żywy, pacierze w onym poście odprawował, a gdy na słupie mieszkał (jako się niżej powie), w ten post, a schodzić przed się na dół nie chciał, drabinę do słupa przywiązał, i na niej nie tylko wsparty, ale też przywiązany, czterdzieści dni postu przetrwał, a potem innych lat łaską Bożą wspomożony, i bez drabin stojąc on post odprawował.
Wymieszkawszy, jako się rzekło, trzy lata w domeczku onym, potem na wierzch jednej góry wstąpił, i tam, aby z niej nie schodził, a myśli z Nieba nie spuścił, łańcuchem się żelaznym na dwadzieścia łokci za nogę przykował. Gdy go Meleciusz Antyocheński biskup nawiedził, zganił mu ono przykowanie, mówiąc: Iż bez tego sam nad sobą człowiek panem być, a wiązać się na jednem miejscu nie łańcuchem, ale wolą i rozumem może. I wnet to słysząc, kowala przyzwać i odkować się kazał. Około żelaza u nóg była skóra kosmata, aby ciała żelazo nie żarło: w tej skórze pluskiew się wiele namnożyło, których on mogąc zbyć, nie chciał, aby się w małych rzeczach większej cierpliwości uczył. Zatem bardzo się wsławił tak, iż zewsząd z rozmaitemi przygodami i chorobami do niego ludzie szli; a każdy z pociechą, odchodząc, tem go więcej sławnym po wszystkim świecie czynił. Przetoż naleźć było u niego ludzi z dalekich bardzo krajów: Izmaelitów, Persów, Ormianów, Hiberów, Homerytów, i z zachodu słońca: Hiszpanów, Anglików, Gallów, którzy do niego z daleka przychodzili. O Włochach próżmi mówić, ponieważ męża tego Rzymianie tak uwielbiają iż i po warsztatach rzemieślniczych obrazki małe osoby jego stawiają- Gdy tak wielkie ludzi mnóstwo do niego chodziło, a błogosławieństwo od niego biorąc, każdy się dotykać jego chciał, cześć mu wielką wyrządzając; on żeby onej próżnej czci i niepokoju uszedł, słup sobie wysoki postawił, na którym we dnie i w nocy przemieszkiwał, komórką sobie na nim na dwa łokcie wybudowawszy, w której przez trzydzieści lat przetrwał. Naprzód sześć tylko łokci wysoki on słup był, potem dwanaście, potem dwadzieścia, potem trzydzieści sześć, nakoniec czterdzieści. Z takiej jego sprawy i z tego jego słupa, acz sią wiele ludzi i dobrze bacznych śmiało, gardząc takim jego według zdania swego niepotrzebnym postępkiem; wszakże jako się potem pokazało, nie bez woli Bożej i wielkiego pożytku ludzkiego zbawienia, i niezmiernej miłości swej ku Panu Bogu zaleceniem, to uczynił, taki krzyż cierpliwości dla Chrystusa na się kładąc, święci ojcowie oni zakonni na puszczy, jako dokłada Ewagryusz w swej historyi, chcąc, doznać, coby był za duch w nim, którym oną rzecz tak nową a niesłychaną zaczął, wyprawili do niego takie poselstwo, z taką nauką: pytać go kazali, czemu utartą drogą świętych ojców nie idzie, a innej niesłychanej używa? upominając go, aby tego przestał, a zszedł na ziemię, a z innymi od Boga wybranymi ojcami na ich postanowieniu życia, albo regule przestawał. I dołożyli posłom to: Jeśli będzie gotów zleść z onego słupa, aby mu wolność dali żywot on zaczęty prowadzić; bo już onem posłuszeństwem dosyć się pokaże, iż przeciw sobie srogą wojnę z Boga zaczął; a jeśliby więc nie chciał powolnym być, a swej woli używał, a na upominaniu nie przestał, aby go mocą z onego słupa zdjęli. Gdy tedy posłowie to jemu oznajmili, a zleźć mu kazali; wnetże nogę jedną ściągnął, zniść a posłusznym być chciał. Tedy nań zawołali: Bóg cię niech wspomaga ś. mężu, nie złaź, ale mężnie do końca trwaj! po tem znamy, iż twoje przedsięwzięcie z Boga jest.
Co się pożytku zbawienia ludzkiego dotyczę: stojąc na onym słupie, niezliczony poczet poganów Izmaelitów do Chrystusa i wiary jego słup on pociągnął. Podbudzeni jego Anielskim żywotem poganie, z dalekich stron przybiegając pod słupem jego, bałwochwalstwo porzucali; a Chrystusowi się kłaniając i wiarę ś. przyjmując, naukę jego w sercu do domu odnosili i gorącą miłością pełnili. Na co (powiada Teodoretus) patrzył, nie bez mego, mówi, niebezpieczeństwa. Bom gdy im rozkazał, aby odemnie kapłańskie błogosławieństwo wzięli, rzucili się do mnie grubi oni ludzie, jedni z tyłu, drudzy w oczy, do siebie mię targali , i jeden na drugiego wstępując i ręcem ipodawając, brodę mi niebacznie wyrywali, i suknię drapali, i podobnoby mię byli umorzyli, by był Symeon ś. nie zawołał na nie i onych swem rozkazaniem nie odegnał. Drugi raz gdy Izmaelitów było dwie roty żołnierskie, jedna rota prosiła, aby ich staroście błogosławieństwo swoje posłał; druga zawołała, iż tego niegodzien, bo jest niesprawiedliwy i niepobożny, ale nasz, powiada, rotmistrz lepszy jest i godniejszy twojego błogosławieństwa. I gdy się o to swarzyli, Teodoretus je ugadzał, mówiąc: Iż obudwom będzie dano. Lecz jedna strona zawołała, iż się to niegodzi, tak złemu i niezbożnemu takie dary Bozkie posyłać. Aż sam je z góry gromiąc i psami je przez nieobyczajność nazywając, uspokoił.
Jeden Saraceński rotmistrz prosił go, aby jego po winnego powietrzem zarażonego uzdrowił; kazał go przywieść i mówił onemu choremu, aby się zarzekł błędów pogańskich. Co gdy on uczynił, spytał go: Wierzysz w Ojca i jedynego Syna jego i Ducha ś.? odpowiedział: Wierzę. I rzekł: Jeśli wierzysz, wstań. I wstał wnetże on zarażony zdrowym. In a znak doskonałego zdrowia, kazał mu onego rotmistrza dosyć tłustego, który się za nim przyczynił, aż do namiotu o swej mocy odnieść. Tedy go wziął na ramiona swoje on, co się ruszyć dopiero nie mógł, i niósł tam, gdzie on kazał. Innych bez liczby cudów czynił, iż prawie wypowiedzieć wszystkie rzecz jest niepodobna. Miał i Prorockiego ducha. Morowe powietrze i głód, przed dwoma laty opowiedział; o szarańczach także, iż wiele ich przyjść miało, a iż w ludzkiem pożywaniu nie wielką szkodę uczynić miały. I tak było. Dowiedziawszy się, iż cesarz Teodozynsz rozkazał w Antyochii Żydom ich bożnicę wracać, którą im byli chrześcianie odjęli, wnet listem cesarza srodze zgromił tak, iż cesarz dekret swój od-mienić, jego sią pogróżki zląkłszy, musiał; a tego starostą, który mu to radził, z urzędu złożył. I posłał prosić onego powietrznego Męczennika, aby zań mianowicie modlitwą od Pana Boga uczynił i swoje mu błogosławieństwo posłał. Królowa Perska jego sławą wzbudzona, po przeżegnany olej do niego posłała i za wielki dar od niego odniosła. Królowa Izmaelitów będąc niepłodną, posłała do niego, aby za jego modlitwą matką być mogła. I tak sią stało. Ona synaczka do niego potem posłała, aby mu błogosławił, tak w skazując: To jest owoc modlitwy twojej ś., jam z wielkim płaczem błogosławieństwo twoje przyjąła, i ten owoc łaski Bożej powiłam.
Nadewszystko najchwalebniejsza jest i najdziwniejsza jego cierpliwość; ustawicznie sią modlił, we dnie i w nocy, najwięcej stojąc. Na dni świąt uroczystych, przez noc i dzień cały podniósłszy w górę ręce, na modlitwie, snem i pracą niezwyciężony, stawał. Jedną nogą staniem tak zepsował, iż z niej ropa ustawicznie płynęła, a on ból modlitwy mu nie psował. Przyszedł był do niego niejaki kapłan, człowiek roztropny, i rzekł do niego: Powiedz mi na oną prawdę, która ludzki naród do siebie przyciągnąła, jeśli cielesna jest czyli niecielesna natura? Tem pytaniem drudzy obrażeni byli, a on kazawszy wszystkim milczeć, rzekł: Czemu mię o to pytasz? Odpowie: Bo słyszą od wszystkich, iż nie jesz, ani śpisz, to ci człowiekowi własno nie jest. I kazał drabiną przystawić, i leźć onemu kęiądzu, i ciała sią swego dotykać, i onego wrzodu, z którego ropa ciekła. Przestał na tem on kapłan, a zwłaszcza gdy usłyszał, iż je raz w tydzień. A będąc tak wielkim i cudownym człowiekiem, tak był pokornym, iż się najlichszym ze wszystkich poczytał; łaskawość jego i cichość taka była, iż z każdym ochotną i ludzką twarzą rozmawiał, tak z panem, jako z kmieciem.
Dwa na dzień ludziom kazania prawił, wielką wymową i nauką duchowną upominając najwięcej, aby tylko w Niebo patrzyli, a do niego się mieli, a temi ziemskiemi dobrami gardzili. Po kazaniu prośby każdego słuchał, a czem mógł, pomagał. Na koniec swary, niezgody i prawne niesnaski sprawiedliwemi wynalazkami kończył. Mając tak wielką pracą, jednak o kościelnem dobrem myślił. Pogańskie, żydowskie i heretyckie błędy psował. Królów i panów chrześciańskich w niektórych rzeczach należytych przestrzegał, Starostów i urzędników królewskich ku miłości Bożej i obronie Kościoła pobudzał, aby sią o dobro kościelne więcej snać, niżli sami pasterze duchowni starali.
W takich pracach i dziwnym Anielskim żywocie, lat pięćdziesiąt i sześć od swego nawrócenia przetrwał; dwadzieścia i sześć w rozmaitych a wielkich utrapieniach, a na onym 40 łokci wysokim słupie trzydzieści lat wycierpiawszy, potem jako człowiek umarł. Jego ciało do Antyochii przeniesione było, po które gdy Leon cesarz posyłał, żądając u Antyochianów, aby je do Carogrodu przenieść dopuścili, żadną miarą tego uczynić nie chcieli, ale tak do cesarza wskazali: Miasto nasze murów nie ma, bo za gniewem cesarskim obalone są; dla tegośmy ciało Symeona ś. do miasta wprowadzili, aby nam było murem i obroną, za pomocą Pana naszego Jezusa Chrystusa, któremu z Ojcem i z Duchem świątyni równa cześć i chwała na wieki wieków. Amen.
Obrok
Duchowny.
Ks. Piotr Skarga ,,Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień T.I", str. 30-34