Świętego Leonarda z Portu-Maurycyi, z zakonu braci-mniejszych, świętego Franciszka Serafickiego


26-go Listopada.

ŚWIĘTEGO

ŚWIĘTEGO LEONARDA
z Portu-Maurycyi

Z ZAKONU BRACI-MNIEJSZYCH ŚWIĘTEGO FRANCISZKA SERAFICKIEGO.


Święty Leonard, którego także w dniu dzisiejszym obchodzi się pamiątka, był rodem z miasta nadmorskiego Porto-Maurycio w północnych Włoszech położonego. Przyszedł na świat roku Pańskiego 1676. Ojciec jego Dominik Kazanowa był właścicielem małego okręciku, a wielkiej świątobliwości człowiekiem, który tak pobożnie dzieci swoje wychował, że z czterech jego synów trzech wstąpiło do Zakonu Braci-mniejszych, a jedyna córka została Klaryską w Siennie. Lecz na świętym to Leonardzie szczególnie objawiały się owoce bogobojnego wychowania, jakie w domu odebrał. Małym chłopaczkiem będąc, nie tylko sam z największem upodobaniem różne ćwiczenia pobożne odprawiał, lecz i rówienników swoich do tego zachęcał. Zgromadzał ich w kaplicy Matki Boskiej za miastem będącej, i tam w przemowach, jakie do nich miewał, zachęcał ich do czci przenajświętszej Panny i Różaniec z nimi prawie co dzień odmawiał.

Oddany do szkół, zadziwiający w naukach uczynił postęp, a coraz większy w cnotach. Gdy już przeszedł niższe klasy, stryj jego mieszkający w Rzymie, zawezwał go do tego miasta, i tam w najpierwszym zakładzie naukowym ukończył Leonard wyższe kursa, a taką zajaśniał obyczajów skromnością, że go drugim Aloizym Gonzagą przezywano. Już podówczas powziął zwyczaj każdego wieczora tak się obrachowywać z sumieniem, jakby tejże nocy miał umrzeć, i skoro mu ono cośkolwiek wyrzucało, szedł do spowiedzi:
Miał lat dwadzieścia jeden, kiedy postanowił świat opuścić i wstąpić do Zakonu. Gdy wahał się któremu dać pierwszeństwo, zdarzyło się, że wszedł wieczorem do kościoła świętego Bonawentury, przy którym był klasztor Braci Mniejszych Reformatów z całą ścisłością pierwotną Regułę świętego Franciszka Serafickiego zachowujących. Wtedy zakonnicy w chórze odmawiali Kompletę, a powaga i pobożność z jaką pacierze odprawiali, skłonili świętego Leonarda, aby do tego klasztoru wstąpił. Przyjętym został, i od chwili, w której przywdział habit świętego Patryarchy Assyzkiego, ciągle już tylko coraz wyżej na drodze doskonałości postępował. Największa w zachowaniu wszystkich przepisów Reguły pilność, nadzwyczajny dar modlitwy, gorąca Jezusa i Maryi miłość, nieustanne umartwienia ciała, niezmordowana w usługach bliźniego uczynność, zaparcie się i posłuszeństwo granic niemające, oto były cnoty, które go uczyniły wzorem najwyższej świątobliwości.
Takim był już święty Leonard, kiedy po ukończeniu nauk Teologicznych wyświęcony został na kapłana. Od tej pory szczególnie rozbudziła się w sercu jego najwyższa o zbawienie bliźnich gorliwość. Takową powodowany, po kilkakroć najusilniej domagał się u przełożonych, aby go wysłano na Missyą pomiędzy pogany, gdzieby roznosząc światło Ewangelii, śmierć męczeńską mógł ponieść. Lecz że go Pan Bóg przeznaczał na Apostoła kraju własnego, przełożeni nie wysłali go do niewiernych, lecz przeznaczyli na Missyonarza we Włoszech.

Odbywał więc Missye, przenosząc się z miasta do miasta, ze wsi do wioski, zawsze pieszo, boso i o żebranym chlebie, nigdzie żadnego za prace swoje nie przyjmując wynagrodzenia. Obywał się zaś bez żadnego towarzysza: sam miewał kazania, dzieci do pierwszej spowiedzi i Komunii sposobił, nabożeństwu przewodniczył, spowiadał, co mu często pół nocy zabierało. Ledwie jednę Missyą skończył wnet na drugą się udawał, gdyż widząc nadzwyczajne tego pożytki, każdy z Biskupów pragnął, aby w tym celu ten wielki Apostoł przybył i do jego Dyecezyi. Gdy w jakiem miejscu dłużej zabawił, przytrafiało się, że około stu tysięcy miewał słuchaczów. Wtedy urządzano mu kazalnicę na polach, a Pan Bóg przytem tak i cud czynił, że zarówno ci, którzy obok niego stali, jak i ci, którzy niezmiernie byli daleko (gdyż tłumy ludu przeszło wiorstę się ciągnęły), słyszeli go najdoskonalej.

Po pięciu latach niezmordowanej na takowych Missyach pracy, ciężko zapadł na piersi. Krew z płuc wyrzucał, wychudł jak szkielet, a lekarze zawyrokowali, iż jest w ostatnim stopniu suchot, i ledwie mu parę tygodni życia obiecywali. Wtedy objawiła się mu przenajświętsza Marya Panna, uzdrowiła go cudownie, i odtąd jeszcze lat czterdzieści tenże rodzaj życia prowadził.

Lecz gdy się tak dla dobra dusz bliźnich na świecie żyjących poświęcił i braciom swoim zakonnym starał się przychodzić w pomoc. Widząc pomiędzy nimi wielu powołanych do życia jak najbardziej odosobnionego, a i sam do niego zawsze wzdychając, skorzystał ze szczególnych względów, jakie miał u Kozmy III-go, panującego w Toskanii, i założył w tem księstwie, w miejscu bardzo odosobnionem, gdzie sam corocznie odprawiał długie rekolekcye, klasztor. W nim umieścił kilkunastu zakonników, którzy tam według ustaw przez niego ułożonych, a przez Papieża Klemensa XI-go zatwierdzonych, jakby na puszczy, w pokucie i bogomyslności Pana Boga chwalili. Sam jednak rzadko kiedy mógł tam mieszkać, ciągle bowiem z missyi na missye się udawał, a najwięcej przebywał w Rzymie, gdzie najobfitsze apostolstwa jego, do ostatnich czasów przetrwały ślady. Pozakładał tam różne pobożne stowarzyszenia i Bractwa. Najserdeczniejsze do Matki Bożej nabożeństwo, którem od dzieciństwa był przejęty, w każdego pragnął przelać. Nie było kazania, w któremby o niem nie wspominał, a wszystkie łask i jakie i sam odbierał i które w tak wielkiej obfitości przez swoje prace apostolskie sprowadzał na drugich, Maryi przypisywał. Często z kazalnicy słyszano go mówiącego: „Kiedy przebiegam pamięcią wszystkie łaski, jakie przez przenajświętszą Maryę w życiu mojem odebrałem , myśląc sobie, że tak jak pewne kościoły, w których są cudowne obrazy Maryi, mają ściany pokryte wotami, świadczącemi o łaskach, jakie ludzie za Jej pośrednictwem od Boga otrzymali, tak ja cały obwieszony być powinienem , takiem iż wotami: bo żadnej łaski nie otrzymałem inaczej, jak przez ręce Maryi. I jeśli zbawienia dostąpię, jedną z największych moich radości w Niebie, będzie myśleć i powtarzać przez całą wieczność, że i to Maryi winienem .“ Miał zwyczaj za każdem uderzeniem godziny pozdrawiać tę swoją Matkę niebieską, i wszystkim to zalecał. Usypiając, brał w rękę Jej medalik, i za każdem ocknięciem się, całował go pobożnie.

Przedmiotem jego pobożnych rozmyślań, była najczęściej Męka Pańska, a w niej głównie szczegóły, zaszłe w bolesnej drodze Pana Jezusa, kiedy Go na Kalwaryą wiedziono. Uważał, że kazania jego o tem najzbawienniejsze na słuchaczach wywierały skutki. Ułożył więc nabożeństwo, dziś już bardzo pomiędzy pobożnemi duszami upowszechnione, i wielkiemi nadane przez Stolicę Apostolską, odpustami, tak nazwane nabożeństwem Drogi Krzyżowej. Zaprowadził je najprzód w Rzymie, w ogromnej wielkości gmachu zwanym Kolizeum, uświęconym krwią wielu tysięcy Męczenników, za czasów prześladowania chrześcijan, podczas igrzysk ludowych na tem miejscu zamordowanych. Tam zbierał święty Leonard wielką liczbę słuchaczów, miewał do nich kazania, w których brał za główny przedmiot szczegóły ostatnich chwil Pana Jezusa, i potem odprawiał z nimi Drogę Krzyżową. Benedykt XIV, podówczas na stolicy Apostolskiej zasiadający, wielki tego męża Bożego wielbiciel, nabożeństw o to licznymi obdarzył odpustami. Tenże Papież, na żądanie świętego Leonarda, dla rozbudzenia nabożeństwa do pamiątki śmierci Pana Jezusa, nakazał, aby po wszystkich kościołach każdego piątku o trzeciej godzinie po południu, w której Pan Jezus konał, dawano znak dzwonem, a za odmówienie w tedy trzech Ojcze nasz, i trzech zdrowaś Marya, na cześć krzyżowej śmierci Zbawiciela, odpust nadał.
 
Od świętego to Leonarda także powstał zwyczaj najprzód w całych Włoszech upowszechniony, nieustającej czci przenajświętszego Sakramentu, i on pierwszy w kilku większych miastach we Włoszech, Bractwa w tym celu pozakładał.

Odbywał według zwyczaju swego Missyę w Bononii, na którą wysłał go był Benedykt XIV, kiedy w lekką zapadłszy chorobę, pośpieszył z powrotem do Rzymu, gdyż przyrzekł dawno Papieżowi, że w tem mieście umrze. Jakoż, skoro wrócił do swojego klasztoru świętego Bonawentury, zachorował śmiertelnie, a po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych i rzewnej, a budującej do braci przemowie, poszedł po nagrodę, zgotowaną mu w Niebie dnia 26 listopada roku Pańskiego 1741. Papież Pius IX w poczet Świętych go zapisał.

POŻYTEK DUCHOWNY.

Zdaniem jest to powszechnem, przez mistrzów życia wewnętrznego i największych Świętych przyjętem, że najzbawienniejszem z ćwiczeń pobożnych, jest rozmyślanie Męki Pańskiej. Do tego to właśnie rodzaju należy nabożeństwo Drogi Krzyżowej. Staraj się z niem obeznać przez książeczki na to umyślnie sporządzone, i takowe przynajmniej w Piątki wielkopostne odprawiaj.

MODLITWA (Kościelna).

Boże, któryś dla skruszenia serc upartych
grzeszników przez głoszenie Ewangelii, błogosławionego
Leonarda Wyznawcę Twego
przedziwną świątobliwością i wielką mocą
wymowy obdarzył, spraw prosimy, gdy sami
dla zatwardziałości serc naszych do doskonałej
skruchy pobudzić się nie możemy, abyśmy
tego za jego prośbami i zasługami dostąpili.
Przez Pana naszego i t. d.
Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.


Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna, str. 756-758