Ks. Piotr Skarga: żywot św. Hilarona, opata



ŻYWOT Ś. HILARYONA OPATA, pisany od św. Jeronima doktora kościelnego.
Żył około Roku Pańskiego 350.

Chcąc pisać żywot Błogosławionego Hilaryona, wzywam tego który w nim mieszkał Ducha św., aby ten, który mu dał cnoty, mnie też na wysławienie ich użyczył mowy; żeby się słowa moje z uczynkami jego zrównały. Hilaryon rodem był z miasteczka Tabaty, pięć mil od Gazy, w ziemi Palestyńskiej. Mając bałwochwalcę rodzice swoje, poszedł od nich, jako róża od ciernia; którego gdy na naukę prawujący, w oczach się jego bili, i jeden zabity między nimi o pogrzeb prosił.

Raz na modlitwie będąc, tak, jako natura ludzka ułomna, myśl się jego na innych rzeczach błąkała, wpadł na niego jakoby szermierz, i nogami boki, a szyję biczem bijąc, mówił: Czemu śpisz? a śmiejąc się i na nim siedząc, gdy go zmorzył, spytał go: A chcesz jęczmienia? Tak od 16 roku żywota swego, aż do 20, jatkę sobie rogożą pokrytą uczyniwszy, w niej się ode dżdżu i upalenia bronił; a potem komórkę sobie zbudował, która po dziś dzień trwa, 4 stopy wszerz, a wzwyż 5; to jest, niższa niżeli jego był wzrost, choć trochę dłuższa, tak, iż więcej się grobem, niźli domkiem mogła zwać. Włosów nie strzygł, jedno raz w rok na Wielkanoc; na gołej ziemi rogożą usłanej, aż do śmierci sypiał. Włosiennicy nigdy nie prał, mówiąc: Nieprzystoi ochędóstwa we włosiennicy szukać; i sukni drugiej nie brał, aż się pierwsza ze wszystkiem zdarła. Pismo ś. na pamięć umiejąc, po Psalmach je i modlitwach, jakoby przed Bogiem wymawiał.

Młodym będąc, aż do 27 roku soczewicę zimną wodą polaną, albo chleb suchy z solą i wodą jadał, a po 27 roku aż do 30 wieku swego, już tylko ziółkami i rószczkami żył; a potem chleb jęczmienny i trochę uwarzonych ziółek bez oleju, aż do lat 35 pożywał. A gdy czuł wzrok zwątlony, krosty i świerzb na ciele, począł używać w ziółkach oleju, i tak trwał aż do roku 63, żadnych jabłek, krup i nic takowego nie jedząc. Gdy już był na ciele strapiony, a rozumiał, iż śmierć była blizka od 64 aż do 80 roku, chleba nie jadł, jakoby dopiero do służby Bożej przystąpił, gdy już drudzy hojniej żyć, jako spracowani poczynają. Czyniono mu też z mąki i z ziółek polewkę; takie jego było jedzenie i picie, iż ledwie 5 skojców, to jest dwie ucyi niespełna zaważyło, i tak żyjąc, nigdy przed zachodem słońca, ani w święta, ani w chorobie nie jadł i postu nie łamał.

Gdy jeszcze młodziuchnym na puszczy mieszkał, przyszli do niego rozbójnicy, gniewając się na niego o to, iż się ich tam nie bał; i żartując z niego mówili: Coby czynił, gdyby rozbójnicy tu przyszli? a on odpowiedział: Nagi ten, co nic nie ma, rozbojów się nie boi. A oni rzekli: Ale cię zabić mogą; on odpowiedział: Mogą, i przetoż się rozbójników nie boję, iżem umrzeć gotów jest. Oni się takiej stateczności dziwując, grzechy swe przed nim wyznawali i poprawić żywota obiecowali. Gdy już był 22 lat na puszczy, słynąć świątobliwość jego poczęła, i biegli ludzie z potrzebami swemi do niego. Z Hereuteropolu niewiasta śmiała się najpierwiej do ś. Hilaryona udać, i przed nim klęknąwszy wołać: Odpuść śmiałości mej! odpuść potrzebie mojej! czemu oczy odwracasz? nie patrz na białogłowę, jedno na nędznicę. Wszak płeć ta Zbawiciela urodziła, nie trzeba zdrowym lekarza, mówił Pan, ale chorym; i nie mogąc jej zbyć, obiecał jej to, o co prosiła; to jest, aby niepłodność jej Pan Bóg oddalił. I wkrótce syna, piętnaście lat niepłodną z mężem mieszkając, powiła.

Druga bardzo bogata z Gazy, mając synów trzech, zaraz jednego dnia powietrzem zarażonych, gdy już umierali, biegła do niego zapomniawszy pompy swej, tylko kilka dziewek i rzezańców z sobą mając, i wołała do św. Hilaryona: Obowiązuję cię przez miłościwego Jezusa, wróć mi synów, uzdrów mi dzieci moje; pójdź do miasta Gazy, niech tam między pogaństwem Chrystusowe Imię wsławione będzie. A on się wymawiał, mówiąc: Iż nie tylko do miasta, ale do wsi żadnej między ludzie nie wychodzę. Lecz ona tak długo prosiła, iż się obiecał przyjść wieczorem do Gazy; i gdy przyszedł, dotykał się onych chorych synaczków, i wzywał nad nimi Jezusa; puścił się z nich pot, jako ze źródła woda, i tejże godziny jedli, a dziękując Bogu, rękę świętego całowali. Rozsławiło się to szeroko, i wiele ich w Chrystusa uwierzyło, a na mniski się stan obróciło, bo jeszcze naonczas w Palestynie klasztorów nie było; jako ś. Antoni w Egipcie, tak Hilaryon w Syryi i Palestynie fundator, i mistrz był żywota tego i począł mieć wiele przy sobie uczniów.

Drugi raz ślepą, plunieniem na oczy jej uleczył; wiele czartów z ciał ludzkich wygnał, a osobliwie z Oryona bogatego i przedniejszego w mieście Aili, który miał wiele djabłów w sobie, którego gdy łańcuchami skowanego ledwie do ś. Hilaryona przywiedli, (a wtenczas z bracią chodząc, pismo im jakieś wykładał), wydarł się on opątany, i rzucił sią na Hilaryona z tyłu, i podniósł go w górą. Krzyknęli wszyscy, bojąc się, aby członków postem wysuszonych na ziemi nie roztrącił; ale sią Hilaryon uśmiechając, rzekł: Niech zemną poigra mój biedziciel. A ściągnąwszy rękę nazad ujął go za włosy i postawił przed swemi nogami, i wziąwszy go za ręce, a nogi jego przydeptawszy, mówił: Drącz sią djabelski tłumią, drącz. Gdy zaś wrzeszczał, a wzad sią krącąc, głową ziemi dotykał, mówił Hilaryon: Panie Jezu, wyzwól nądznika, ty jako jednego, tak i wiele ich zwyciążyć możesz. Powiem rzecz niesłychaną, z jednych ust człowieka jednego rozmaite głosy, jako zmieszane szemranie ludu wielkiego, słyszane były. Był tedy uzdrowiony, a po małym czasie przyszedł do klasztoru z żoną i z dziećmi, wiele darów i pieniądzy niosąc; a świąty rzekł: Nie czytałeś, co sią stało Gezemu i Symonowi, gdy jeden za łaską Ducha ś. pieniądze brał, a drugi je dawał; jeden przedawał, drugi kupował? A gdy Oryonus płakał, prosząc aby wziął, a ubogim rozdał, odpowiedział: Ty lepiej swe rozdać możesz, co po miastach chodzisz i ubogich znasz. Jam swoje opuścił, a teraz cudzego pragnąć mam? Wielu ta zasłona ubogich, przyczyną jest do łakomstwa, ale miłosierdzie oszukania nie ma. Nikt lepiej nie rozdaje, jedno który sobie nic nie zostawuje. A gdy jeszcze Oryonus smutny na ziemi leżał, rzekł mu: Synu, nie frasuj sią, co czynią dla siebie i dla ciebie czynią; bo jeżeli to wezmą, ja Boga obrażą, a do ciebie sią djabli wrócą.

U portu Gazeńskiego, panienka jedna od młodzieńca, który sią jej rozmiłował, i z porady czarnoksiężnika, słowa jakieś dziwne na miedzi wyrzniąte pod próg, tam gdzie panienka mieszkała zakopał, ciążko zczarowana szalała i onego sprośnika wołała. Gdy była przywiedziona, na ś. Hilaryona czart wołał: Poniewolnie pojmany, mocą zniewolony jestem; jeśli mi wynijść każesz, związany jestem pod progiem, wynijść nie mogą, aż mią młodzieniec wypuści. A starzec rzekł: Wielka moc twoja, iż cię nicią związać, a blachą zniewolić mogą. I pytał go: Czemuś w tamtego młodzieńca nie wszedł? A on rzekł: Miał drugiego towarzysza mego djabła gamrackiego. I nie chciał świąty onych zabobonów pod progiem wymiatać kazać, aby nie mniemano, żeby dla onych czarów djabeł odejść od panny miał, albo żeby mu wiara była dana, powiadając, iż chytrzy są czarci, a zmyślać umieją. A uzdrowiwszy panną, zfukał ją, iż takie rzeczy czyniła, przez które wnijść djabeł do niej mógł.

Drugi raz gdy dworzanina cesarskiego Francuza niejakiego, od djabła wyzwolił, dawał mu 10 funtów złota; a Hilaryon ś. dał mu chleb jączmienny, mówiąc: Ci którzy takim sią chlebem karmią, złoto sobie za błoto mają. Czasu by nie stało, by sią wszystkie jego cuda wyliczać miały. Wiele klasztorów pobudował, i ludzi wiele do wzgardy świata tego przywiódł. Wiele Saracenów i pogaństwa, z których niemało czartów wyganiał i którzy na dziwowanie do niego przychodzili, a za nim barach, barach: to jest, błogosław, błogosław, wołali; do chrztu św. i wiary przywiódł. Czasem trzy tysiące ludzi zakonnych za nim, słuchając jego nauki, chodziło. Brzydził sią takimi mnichami, którzy z niedowiarstwa, swoje rzeczy na przyszły czas chowali, a pilność o odzieniu, albo żywności, lub czem sią świat bawi, mieli. Gdy raz brat jego skąpy, snopek tatarki przyniósł, jakoby darując pierwszym owocem pracy swej; on do Ezychiusza, w którym sią bardzo kochał, rzekł: śmierdzi ta tatarka łakomstwem, ujrzysz, iż i bydło jej jeść nie będzie; i gdy ją przed woły położono, od żłobów się uciekając, porywały.

Miał tą łaską Bożą starzec, iż z woni ciał i szat, i z tego, czego sią kto dotknął, poznać mógł, któremu djabłu i grzechowi kto służył. Mając lat 60, gdy już wielki był klasztor jego, a ludzie z potrzebami do niego szli ustawicznie, tak, iż na puszczy onej ludzi rozmaitych było dosyć; płakał eodzień Hilaryon, wspominając na stary żywot swój. I gdy go bracia pytali, czego płaczesz? powiedział: Wróciłem sią znowu do świata, i zapłatą moją za żywota u ludzi biorą; ludzie o mnie rozumieją, abym czem był, a Ja pod zasłoną potrzeby braterskiej, już naczynie podłe chowam. Strzegli go tedy bracia, a zwłaszcza Ezychiusz, on zaś przez 2 lata tak płakali Niech sią inni w tym świętym dziwują, cudom, postom, nauce, pokorze! ja sią na żadną rzecz więcej nie zdumiewam, jako na to, iż po czci i sławie ludzkiej tak deptać umiał. Wielka to była pokusa, zewsząd do niego biegli biskupi, księża, mnisi i lud rozm aity, tylko chleba i oleju od niego przeżegnanego prosząc, a on nic innego nie myślił, jedno się od nich kryć.

A gdy jednego dnia na osiełku, bo chodzić nie mógł, odjechać chciał, a ludzie się dowiedzieli, o dziesięć tysięcy ludzi zeszło się, broniąc mu onej drogi. On się użyć nie dał i kijem piasek bijąc, mówił: Jeść i pić nie będę, jeżeli rnię nie puścicie; i gdy przez 7 dni nie jadł, puścić go musieli, a zjadłszy pożegnał lud, i daleko od nich prowadzony był. Nakoniec zaszedłszy na daleką puszczę, na której św. Antoni mieszkał, na miejscu Afrodyton nazwanem, tam z dwiema bracią został, z taką pociechą swoją, z takim pokojem, z takiemi postami, iż mawiał: Dopierom służyć Chrystusowi począł. Lecz i tam się w sławił; bo gdy deszczu przez 3 lata po śmierci Antoniego, o którym dniu on duchem prorockim wiedział, nie było, deszcz u P. Boga uprosił. Po którym wielkość wężów i innych jadowitych gadzin z ziemi wyniknęła, i wiele ludzi kąsała; którym dawał Hilaryon żegnany olej, i ktokolwiek ranę nim pomazał, wnet był uzdrowiony, przetoż się ztamtąd puścił do Aleksandryi.

Tymczasem nastał cesarz Julian apostata, pogaństwo odnowił, i Gazeńczycy poganie rozproszywszy klasztor ś. Hilaryona, uprosili u cesarza gardło jego Ezychiusza ucznia jego, i szukali go wszędzie. Co on prorockim duchem wiedząc, a oznajmując braci, iż go szukają, puścił się do Oazym. Nazajutrz oprawcy na ono miejsce, szukając go przyszli, i prawda się jego prorocka u braci ziściła. Będąc w Oazym na wielkiej puszczy i tam się zataić nie mógł, zaczem już się na wyspy morskie puścić chciał. A gdy był w Libii u Paretonium miasta, przyszedł z Palestyny Adryan uczeń jego, wzywając go do klasztoru, i oznajmując, iż już Julian cesarz zginął; on tego uczynić nie chciał. Lecz mu on wielkie przykrości czynił, chcąc aby się wrócił, i żeby sławę swoją, którą w tem łowił, w Palestynie przy nim mieć mógł; i odszedł od niego, nie żegnając. A Bóg go rychło srogą śmiercią skarał, na postrach tym, którzy mistrzami swymi gardzą.

Potem się już na wschód słońca skryć przed ludźmi nie mogąc Hilaryon, na zachodnie strony uciekał, i puścił się w okręcie do Sycylii ziemi Włoskiej. Tam nie mając czem od przewozu zapłacić, gdy umyślił księgi Ewangelii które ręką swoją, będąc młodym, napisał, przedać, syna pana okrętu onego szatan opętał, i wołać począł: Hilaryonie sługo Boży, czemu nam i na morzu pokoju nie dasz? poczekaj przynajmniej, aż do brzegu przypłyniemy, abym tu na przepaść nie poszedł. A on rzekł: Jeżeli Bóg mój tobie zostać każe, zostań, a jeżeli cię on wypędza czemu m ię żebraka grzesznego sławisz, i innych dla mnie ku zazdrości przywodzisz? A to mówił, bojąc się, aby go żeglarze oni nie oznajmili, do ziemi przyjechawszy. Lecz nie długo, gdy ojciec onego opętanego i inni wszyscy przyrzekli, iż nikomu go oznajmić nie mieli, oczyszczony jest on młodzieniec.

Przyjechawszy do ziemi, u Pachinu książki za przewóz dawał, ale wziąść nie chciał przewoźnik; a starzec się w tem kochał, iż nic nie miał, a iż go za żebraka mieć miano. Wszakże się bojąc, aby go kto ze wschodnich ziem płynący nie poznał, od brzegu 20 mil na puszczę poszedł, i tam z uczniem mieszkając, drwa do wsi blizkiej nosili, które przedawszy, chleb sobie ku powali. Lecz nie może się zakryć miasto na górze osadzone; jeden opętany od czarta w kościele ś. Piotra w Rzymie zawołał: Nie dawno do Sycylii przyszedł Hilaryon Chrystusów sługa, a żaden go nie zna, mniema, aby się skryć mógł; pójdę, a tam go oznajmię. I tak się stało; on człowiek zaprowadzony jest do Sycylii, gdzie znalazł Hilaryona u Pachinu, a padłszy przed komorą jego, zleczony był. Ono pierwsze w Sycylii cudo, niezliczoną rzecz chorych i nabożnych ludzi do niego przywiodło, tak, iż i jeden pan z pierwszych, na puchlinę zleczony był od niego; który mu bogate dary ofiarując, usłyszał ono słowo: Darmoście wzięli, darmo dawajcie.

Tymczasem Ezychiusz uczeń jego, po wszystkim świecie biegał, szukając miłego mistrza swego. Na koniec jeden mu żyd w Metonie powiedział: Powstał, powiada, jakiś Prorok chrześciański w Sycylii, który wielkie cuda czyni: mniemają; iż jest który z onych starych; wszakże nic więcej powiedzieć nie umiał. Zajechał tam Ezychiusz i ledwie się zaiste o nim dopytał od ludzi, którzy jednym głosem mówili: Tak wiele cudów uczynił, a jednej odrobiny chleba od żadnego z nas nie wziął. Ztamtąd się puścił do Epidaura miasta w Dalmacyi, i tam się zataić nie mógł; bo gdy tam był smok wielki, z tak ich, które Boaz zowię, (iż tak wielcy są, że i wołu połknąć mogą), który wielką czynił w bydlętach szkodę i w ludziach, które samym tchem do siebie przyciągał i pożerał, Hilaryon św. kazał stos drew nagotować, i uczyniwszy modlitwę do Chrystusa, wyzwał smoka, i wleźć mu na drwa kazał, a podrzuciwszy ogień, w oczach go ludu wszystkiego spalił. Będąc potem bardzo tęskliwy, i o pustych ziemiach myśląc, nie wiedział już, gdzie się obrócić miał.

Czasów onych, gdy po śmierci Juliana apostaty wielkie było ziemi trzęsienie, morze się wzburzyło tak, iż okręty na wielkich się górach zawieszały. Bojąc się Epidaurowie, aby miasta ich morze nie zalało, szli po ś. Hilaryona, i z nim, jako na wojnę z morzem stanęli, i na brzegu go postawili; a on gdy trzy krzyże na piasku uczynił, a w górę ręce podniósł, rzecz dziwna, jako się morze burzyło, i jakoby gniew pokazując podniosło, wszakże pomału w brzegi swoje stare wróciło. To Epidaurus i wszystka ona strona aż do tego czasu rozsławia, i matki dzieciom to zostawują na wieczną potomkom swoim pamiątkę. Prawdziwie i wedle litery, ono słowo Pańskie do Apostołów rzeczone wypełniło się: Gdy wierząc rzeczecie tej górze: Przenieś się w morze, stanie się tak; byle kto miał wiarę Apostolską, taką, jaką mieć Pan rozkazał. A także jest, górze się w morze przenieść, jako morzu kamieńmi się stać; iż z tej strony, gdzie stał Hilaryon, jako kamień stało, a zinąd cicho upadło. Dziwowali się wszyscy i sława ona aż do Solonei miasta przyszła.

O czem wiedząc starzec, wsiadł w małą łódkę nocą tajemnie, i trafiwszy na okręt, puścił się do Cypru. Gdy płynęli, trafili na m orskich rozbójników, których polękli się wszyscy; ale on je ciesząc, mówił: Iżali tych jest więcej, niżeli wojska Faraonowego, które Bóg wszystkie potopił. A gdy na dociśnieniu kamieniem byli rozbójnicy, skinął na nie ręką, mówiąc: Po ty kres, dalej nie przystępujcie; skoro to wymówił, wnet się nad ich wolą okręt nazad obrócił, i radzi nie radzi do brzegu się przybili.

W Cyprze od Pafu miasta 2 m ile krył się jako mógł, ale nie wyszło 20 dni, gdy go czarci ludzie gabający oznajmili. I w 30 dni, ze wszystkich miast królestw a onego, ze 200 opętanych od czartów do niego przyszło; a on się niejako na się gniewając, iż mu odpocząć nie dali, jedne przez 3 dni, drugie przez 4, a wszystkie do tego dnia modlitwą uzdrowił. Dwie lecie w Cyprze przemieszkiwając, radził mu Ezychiusz, aby sobie tajemnego jakiego miejsca na onym wyspie szukał; i szukając, znaleźli tak trudne i wysokie góry, a gęste w koło lasy, iż ledwie na nie czołgając się na brzuchach, wleźli. Znalazł tam piękne miejsce, które miało ogródek, sad, (z którego on owoców nie jadł), i wodę. Były też tam starego pogańskiego kościoła obalmy, w których wielka gromada czartów mieszkała, tak, iż ich wołania i straszliwe wrzaski słychać było we dnie i w nocy; on się w tem kochał, iż blizkie miał zapaśnik swoje. Upodobawszy tedy sobie miejsce ono, mieszkał tam przez 5 lat.

Odsyłał Ezychiusza na pozdrowienie braci do Egiptu, wszakże on wracając się często, nawiedzał go. I tak ostatniego onego wieku starości swej na onem miejscu odpoczął; bo trudno tam kto przyjść do niego miał, i dla ciężkiego przechodu, i dla strachów wielkich a gabania od czartów (jako sława była), którzy na onem miejscu przebywali. Wszakże tam jeden powietrzem zarażony, wniesiony był, nad którym płacząc, a modląc się, onemi go słowami Pańskiemi wnet zleczył: Wstań, a chodź. Co drudzy słysząc, przecie się do niego za ciężką potrzebą swoją niektórzy przedzierali; a wszyscy tego obywatele strzegli około, aby im nie uciekł; bo była o nim sława, iż na jednem miejscu zamieszkać nie mógł. Czego on me czynił z płochości jakiej dziecinnej, ale przed sławą i czcią ludzką uciekając, a przychodzenia ich częstego, i nawiedzenia chroniąc się; co zawżdy w milczeniu być, w zapomnieniu i wzgardzie u ludzi zostawać pragnął.

Gdy tedy już miał lat 80, mało co przed jego śmiercią, towarzysz mu jego umarł, Ezychiusza też nie było, któremu jakoby testament swoją ręką napisał, skarby mu wszystkie swoje oddając, to jest, Ewangelią, suknią włosianą, kapicą i płaszczyk. Natenczas z Pafu wiele nabożnych ludzi do niego gdy już chorował, przychodziło, a zwłaszcza iż słyszeli od niego, że już z ciała wyzwolony być, a do Pana iść miał Przychodziła tam i Konstancya niewiasta, której był zięcia i córką pomazaniem oleju wybawił; które on wszystkie zaklinał, aby po śmierci nie gdzie indziej był chowany, tylko w ogródku onym żeby go pogrzebli, tak, jako chodził, we włosiennicy, kapicy i płaszczu kmiecym. Już trochą było ciepła u piersi, i już nic na nim żywego, jedno iż tchnął, nie było; jednak otworzywszy oczy, mówił: Wynijdź, co sią boisz? wynijdź duszo moja, czemu wątpisz? mało nie 70 lat służysz Chrystusowi, a śmierci się lękasz? w tych słowach ducha wypuścił. I wnetże go pogrzebli, a do miasta pierwiej o pogrzebie, niżeli o śmierci sława przyszła.

Gdy o śmierci jego świąty mąż Ezychiusz usłyszał, szedł do Cypru, i zmyślając jakoby w onym ogródku, chcąc podejrzenia u obywatelów ujść, mieszkać miał, z wielkiem zdrowia swego niebezpieczeństwem, po dziesiątym miesiącu ciało jego ukradł; które do Majomu w Palestynie przyniósłszy, ze wszystkiemi mnichami i ludem, w starym klasztorze położył, tak cało, jako był pochowany, nie ruszając sukni, kapicy i płaszczyka, i w całem ciele, jakby jeszcze był żywy; z którego taka wonią wychodziła, jakobyś go drogimi maściami mazał. Nie zamilczą na końcu onej Konstancyi przeświętej niewiasty nabożeństwa, której gdy to doszło, iż ciało jego jest w Palestynie, wnetże sią tak przelękła, iż zaraz umarła, prawdziwą miłość ku niemu śmiercią świadcząc, bo u grobu jego zwykła była nocy bez snu trawić, i jako z żywym, aby jej modlitwy wspomagał, rozmawiać. Po dziś dzień ujrzałbyś, jako sią Cypryjczykowie z Palestyńczykami wadzą. Ci mówiąc, iż my ciało Hilaryonowe, a oni, iż my ducha jego mamy; wszakże na obudwóch miejscach wielkie sią zawżdy cuda dzieją, ale w ogródku w Cyprze większe; bo więcej ono miejsce miłował, na cześć Bogu w Trójcy jedynemu, któremu pokłon i chwała zawżdy na wieki, Amen.



Ks. Piotr Skarga ,,Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień T.II", str. 400-406