ŻYWOT MOZESZA MURZYNA Ś. Z ROZBÓJNIKÓW, pisany od Palladyusza
biskupa Kappadocyi, liistorya Lausiaca.
Był niejaki, na imię Mozesz murzyn czarny, niewolnik jednego pana, który go dla jego złości i rozbójstwa porzucił; bo musiemy i grzechy świętych powiadać, chcąc ich pokutę pokazać. Ten potem był starszym nad jedną rotą rozbójników; między innemi złoczyństwami i to o nim powiadają, iż rozgniewany na jednego pastucha, który mu do złoczyństwa niejakiego psami swymi przeszkodził, chcąc go zabić, przepłynął do niego Nil rzekę, która tam szeroko wylewa miecz w zębach, a szaty swe na sobie niosąc. A gdy go nie znalazł tam, gdzie się go spodziewał, wziął czterech skopów co lepszych, i z nimi drugi raz rzekę przepłynął, a zjadłszy mięso i skóry przedawszy, pieniądze zaraz-na winie przepił. Temu P. Bóg dał upamiętanie, iż niejaką przygodą przestraszony, udał się do klasztoru, i uczynił gorącą pokutę.
Raz nań czterech rozbójników, gdy w celi swej na górze pustej siedział, uderzyło, nie wiedząc, aby w niej był Mozesz; ale on tak wielkiej siły był, iż je jako snopki powiązał, i związane jako wór słomiany, tak je niósł do braci do kościoła, mówiąc: Iż mi się ich niegodzi bić, co mam z nimi czynić, gdyż mię oni zabić chcieli? A rozbójnicy poznawszy, iż to był Mozesz, wyznali grzech swój, i Chrystusa chwaląc z tego, że się wódz taki łotrów upamiętał, sami się też upamiętali, pokutę czyniąc, a świat opuszczając, zostali dobrymi mnichami: myślili sobie, jeżeli ten takie siły mając, rozbójników odstąpił i one porzucił, a Boga się boi, my też czemu zbawienie nasze odkładamy?
Miał ten Błogosławiony Mozesz, niebo go tak zwać możemy, wielką wojnę z czartami, którzy go do nieczystości cielesnej pobudzali, tak iż mało z nimi nie przegrał; i gdy się w tern radził Izydora Wielkiego, który siedział w Scetes, cieszył go, mówiąc: Nie frasuj się bracie, tak bywa na początku, iż do tego, na co się kto wezwyczaił, pobudzają; bo jako psa, który się gryźć kości w mięsnych jatkach nauczył, nie zbędziesz, aż mu jatki zamkniesz, tak i ty, jeżeli trwać, a umartwiać członki twe tu na ziemi chcesz, odmiatając obżarstwo, które niepowściągliwość rodzi; zatem rozgniewa się czart i jako pies nie mając co jeść, odejdzie. I wyszedłszy Mozesz, od onej godziny zamknął się w celi, i bardzo się trudził, zwłaszcza postem; nic nie jadł, jedno chleba trochę, a cały dzień robił, i pięćdziesiąt modlitw co dzień odprawo wał. A jednak choć tak bardzo martwił ciało, czuł nierządne zapalenie, zwłaszcza przez sen; i radząc się drugiego ojca, radził mu, aby co najmniej spał; i nie sypiał całą noc, biedząc się ze snem, a tylko stojąc w pół celi na modlitwie, oczu nie zawierał.
Jednak w tem ćwiczeniu będąc sześć lat, zwyciężyć pokusy onej nie mógł; i znalazł sobie inną z czartem wojnę (bo rozmaicie z nim walczył), nosił wodę zdaleka starym mnichom, po którą jedni milę, drudzy dwie, drudzy i pięć chodzić musieli; a tajemnie w nocy wiadra ich napełniał. Co widząc czart nocy jednej, nie mogąc je go stateczności wytrwać, gdy się Możesz nad studnią po wodę schylił, uderzyi go kijem i wtrącił w studnią, tak, iż prawie umarły tam leżał; bracia znalazłszy go tam, wywlekli, i cały rok chorując, ledwie do siebie przyszedł. Potem mu rzekł Chrystusowy kapłan Izydorus: Przestań bracie Mozeszu z czartami walczyć, a tak się z nich bardzo śmiać; i w tem ćwiczeniu, męztwu jest miara. A on rzekł: Nie przestanę, aż mi sny plugawe przestaną. Rzekł do niego kapłan: W Imię Pana naszego Jezusa Chrystusa oto już przestały! z dobrą myślą napotem używaj Sakramentów, bo żeś się nie chlubił, aby swoją pracą to zwyciężyć miał, dlatego taką moc nad tobą czart pokazał, dla twego pożytku, abyś się w pychę nie podniósł; i od onego czasu był od plugawych snów wolny. Miał ten święty dar wielki na czarty; takiż nimi, jako w ziemi muchami, gardził. Przeżył lat żywota swego 75, a kapłanem będąc 15, uczniów zostawił, Bogu na cześć Amen.
Obrok
Duchowny.
Nie iżby z czartem walki przestawać kiedy potrzeba, ale miarę mu w utrudzeniu cielesnem dla zwyciężenia onych snów plugawych zachować kazał; bo plugawe sny, i pomazania ich cielesne, gdy nie są z zbytku jedzenia i picia, ani przeszłych w czuciu plugawych myśli (dla jakiego kochania, albo przyzwolenia), grzechem żadnym nie są. Lecz je czart czasem dla roztargnienia myśli nabożnej w ciele
naszem czyni, a Pan Bóg mu tego dla pokory naszej odpuszcza. Albo więc przyrodzenie samo nad wszelkie przyzwolenie nabożnych, ludźmi nas być z ciała złożonymi pokazuje. Dar to Boski jest już nadprzyrodzenie, takich samych pokus nigdy nie miewać, do jakiego ten Mozesz był po długich pracach przyszedł.