O SIEDMIU BRACI, których śpiącymi zowią, historya, położona u Metafrasta i u Grzegorza Tureńskiego, z Syryjskiego języka przełożona lib. 1 cap. 95 de gloria martyrum , i Niceph. lib. II, cap. 45. Cedrenus an. 25 Theodosii. Żyli około Roku Pańskiego 249.
Decyusz cesarz, chrześciańskiej krwi srogi rozlewca, przyjechawszy do Efezu, pojmać wszystkich, którzby się chrześcianami być mienili, i rozmaitymi mękami tracić je kazał. Wiele ich i bez liczby pomęczono, wszystkie wieże nimi były napełnione, ciała ich po murach miejskich i wieżach wieszano, głowy na drzewach i palach wytykano, ptacy, wrony i sępowie miasto wszystko, ciała świętych pożerając, okrążyli; po ulicach zabici i umarli leżeli, Ci co zostawali, nieugaszonym się smutkiem trapili, iż pogrześć braci swej miłej, członków Chrystusowych, które ptacy jedli, nie mogli; żałość ona i kłopoty końca nie miały. Wtenczas zmówiło się siedm młodzieńców stanu żołnierskiego, wiernych i gotowych na wszystkie męki dla Chrystusa; aby wespół w towarzystwie jeden drugiego posilał i namawiał do stateczności w wierze, i cierpienia wszystkich mąk dla Chrystusa. Byli to ludzie zacnych i wielkich domów, których te są imiona: Maximilianus, Jamblicus, Martinus, Joannes, Dionysius, Exacustadius, Antonius. Ci gdy byli pojmani, a zaraz wszyscy do Decyusza przywiedzeni, śmiele sią być chrześcianami wyznawali, a żadną miarą do pokłonu bałwochwalskiego przywiedzeni być nie mogli. Cesarz widząc młodość, urodą i zacność ich, odjąwszy im tytuł i miejsce rycerskie, nieco sią ich użalił, i odejść im a rozmyślić sią kazał; sam z Efezu odjechał, ale się prędko wrócić miał.
Tym czasem święci oni młodzieńcy, poprzedawszy wszystkie swoje dobra i ubogim rozdawszy, zmówili się, aby skryli się w górę jedną u Efezu, Ochlon nazwaną, i tam w pokoju na modlitwie przetrwali. I wziąwszy z sobą pieniądzy według potrzeby, w górze onej znaleźli głęboką jaskinię, i tam mieszkali nieco, jednego do miasta po żywność tajemnie posyłając. A gdy sią Decyusz wrócił, a onych młodzieńców, którzy mu się dobrze byli w pamięć wbili, szukać kazał, dowiedział się, iż w oną jaskinię uciekli. Nic tedy o ich statku w wierze Chrystusowej nie wątpiąc, inną ich śmiercią karać nie chciał, jedno żeby w onej jaskini głodem pomorzeni zostali. I gdy je wielkiemi kamieńmi zawalono, chrześcianin jeden chcąc, aby pamiątka onych Męczenników nie ginęła, wrzucił w oną jaskinią tabliczką ołowianą, na ktorej imiona ich, rok i czas zguby ich dla Chrystusa, napisał. Mało przedtem on, którego na kupienie żywności posyłali, powiedział im o cesarskim przyjeździe i o morderstwie, i o tem, jako się cesarz o nich od ojców ich pytał, i wiedzieć chciał, gdzieby oni byli. Święci zaś oni modląc się i w smutku będąc, a rozmawiając z sobą o Chrystusie i rzeczach niebieskich i ciesząc jeden drugiego, zasnęli wszyscy i o onem zawaleniu swem nie wiedzieli.
A Pan Bóg, który z nimi cudo uczynić chciał, dał im ono odpocznienie i dziwne spanie bardzo długie, jako się niżej powie, aż do czasów Teodozyusza cesarza. Który gdy panował jako wierny chrześcianin, za czasów jego z Aryanów niewiernych urosło kacerstwo, które twierdziło, iż ciał zmartwychwstania nie będzie, i ci, co już pomarli, żadnej pociechy nie wezmą. Do tej djabelskiej a pogańskiej nauki przyszli byli szaleni ludzie. Frasował się o te sprośne błędy pobożny cesarz, Kościół trwogą nową napełnił się; a Pan Bóg, który jest obroną Kościoła swego, a błędy takie nie tylko pismem, ale i cudami potępia, wznowił dziwne onych czasów cudo; bo puszczając w myśl niejakiemu Adoliuszowi, w którego dzierżawie ona góra gdzie święci leżeli, była, aby przy onem miejscu, stanowiska owcom swoim budował; pasterze jego, kamienie na budowanie, z okna jaskini onej zawalonej, wybierali i wolną dziurą uczynili. A wtem Pan Bóg jako umarłego Łazarza wskrzesił, onym siedmiu, którzy byli zasnęli, żywot przywrócił, których też i ciała, i szaty bez skazy żadnej zachować raczył,
Porwali się jako ze snu oni młodzieńcy, i mniemając, aby tylko noc jedną przespali, chwaląc Pana Boga, pozdrawiali sią zwykłym obyczajem; bo nic sią na nich nie odmieniło, też osoby, taż młodość, też szaty, trwały. I rozmyślając sobie, co wczora o przyjeździe cesarza Decyusza do miasta i jego na chrześciany okrucieństwie, od towarzysza swego słyszeli; jeden do nich Maksymilian rzekł: Bądźmy gotowi, najmilsi bracia, wynijść z tej jaskini, a wyznać wielkiego i nad wszystkie cesarze mocniejszego Pana naszego Jezusa Chrystusa. Czemu się tu jako jacy bojaźliwi kryć dalej mamy? a ty bracie Jam bliku, któryś nam do tego czasu, jeść kupując, służył, idź tajemnie do miasta, a kup nam chleba, boś wczora nie wiele przyniósł; jeść się nam chce, przynieś dziś więcej, a dowiedz sią, jeżeli możesz, co się tam dzieje i czy sią o nas pyta cesarz Decyusz. On wziąwszy według zwyczaju pieniądze, monetą oną starą bardzo, której już było lat dwieście i więcej, szedł na rynek z bojaźnią wielką, około miasta; a nie prosto idąc, i wchodząc w bramę ujrzał krzyż przed bramą wysoki i pięknie ozdobiony, i zdumiał się. A mniemając, aby zbłą-dził, do innej bramy szedł i także przed nią krucyfiks znalazł; i długo zdumiały, czekając przed miastem, myślił: Wczora tym się znakiem, jako łotrowskim brzydzono, a dziś w takiej
jest czci? I począł wątpić, jeżeli to jest miasto Efez, albo nie, a jeśli mu się co nie śni, wszakże z lepszą myślą wszedł do miasta. A gdy dalej postąpił, usłyszał, iż ludzie imię Chrystusowe wspominają, a drudzy się nim przysięgają; i tem się bardziej zdziwił, myśląc: Wczora nikt Chrystusa jawnie wspomnieć nie śmiał, a dziś każdy go w ustach bezpiecznie ma? i tem więcej myślił, iż pewnie nie to jest miasto Efez, bo i domy nie takie widział, jako pierwej; inne to gdzieś jest miasto (mówił sobie), w którem Chrystusa sławią. I spyta, jako to miasto zowią? powiedzą mu Efez; a on nie wierzył onym słowom, i chcąc wynijść rychło, aby po mieście chodząc nie zbłądził, kupił chleba, dał onę starą monetę, której piekarz nie znając, drugiemu ją podał; i szła od jednego do drugiego, a żaden jej nie znał; i mówił jeden do drugiego, pewnie stary skarb znalazł.
Skupili się ludzie około onego młodzieńca, chcąc go zatrzymać, a do urzędu wieść; on patrzy co się dzieje, jeżeliby mógł kogo poznać, bo ztamtąd był rodem; mówią wszyscy: Nie widziany to tu młodzieniec, obcy to jest człowiek. On się tem więcej dziwuje, iż wczora wszyscy go znali, a dziś żaden. Patrzy między nimi ojca, albo brata, lub którego znajomego (bo był zacnego rodu), nie poznawa nikogoż. Zatem rzecz ta przyszła do urzędu, iż go o znaleziony skarb pytano i męczyć go chciano. On przez zdumienie, chcąc się oczyszczać, mówić nie mógł. Wtenczas starosta Efeski był z biskupem Stefanem pospołu, i do obudwóch z oną monetą młodzieńca przywiedziono. Mniemał Jamblicus, aby go do Decyusza prowadzono. Gdy go starosta pytał, gdzie tą mincę wziął? skarb pewnie znalazłeś, powiedz, gdzie jest? On rzekł: Ja te pieniądze od ojca mego mam. Spytają go: Zkądeś; a gdzie twój ojciec? Powiedział: Jam jest z Efezu, z tego, jako mniemam, miasta; ojca miałem takiego a takiego, bracię i powinnych, tem a tem imieniem Zwano. To słysząc ludzie, mówili jedni: szaleje; drudzy: szaleństwo zmyśla: A młodzieniec nie wiedząc, co dalej miał mówić, spytał: Proszę, powiedzcie mi, Decyusz cesarz czy żywy jest, czyli ie? Powiedziano: Nie masz teraz takiego cesarza. A on rzekł: Jam wczora widział, gdy w to miasto cesarz Decyusz wjeżdżał, i przed nim kryje się nas siedmiu w górze Ochlon, i ukazać wam dziś mogę towarzyszów moich; chybaby nie to miasto Efez było.
Tedy biskup pomyślił, iż im Pan Bóg jakiś inszy i dziwniejszy skarb przez onego młodzieńca ukazać chce, i szli za nim, a on je prowadził. W wejściu samem w Bożej sprawy znaleźli skrzyneczkę i otworzywszy ją, wyczytali imiona i męczeństwo onych ludzi. Dopiero poznali, co jest, a iż P. Bóg dziwne cudo, wzbudzając je i ożywiając, pokazać raczył. I przyszedłszy do młodzieńców onych, znaleźli je siedzące z jasną twarzą; i padając do nóg ich, powiedzieli im, co się działo. A oni chwaląc P. Boga, rozpowiadali im, co było za ich czasów, za Decyusza cesarza okrutnego. Tedy wnet do Teodozyusza cesarza posły wysłał biskup z takim listem: Co najrychlej poszlij kogo na oglądanie cudów, które Bóg za twego panowania pokazał, bo iż teraz ludzie niektórzy nie wierzą przyszłego ciał zmartwychwstania, fałsz się ich na ciałach ludzi świętych, który teraz zmartwychwstali, potępił. Uweselony tem wielce cesarz, sam z Carogrodu przyjechał z wielą panów; i pozdrawiając onych młodzieńców, płakał, sławiąc Pana Boga za takie dziwne cuda jego. A oni powiedziawszy cesarzowi, iż państw u jego bogobojnemu Bóg błogosławić będzie, a iż na potępienie fałszu kacerskiego wzbudzeni są, schyliwszy głowy swe ku ziemi, umarli. Cesarz ciała ich w srebrne truny włożył i wieźć z sobą miał wolę; ale przez sen upomniony, aby im tam, gdzie byli, w onej jaskini leżeć dopuścił, ze czcią wielką i śpiewaniem duchowieństwa wszystkiego, tamże je położył. A wszyscy dali wysoką cześć Chrystusowi Bogu naszemu, którem u przystoi chwała nieustająca na wieki wieków, Amen.
Ks. Piotr Skarga ,,Żywoty Świętych Starego i Nowego Zakonu na każdy dzień T.II", str. 95-98