Żywot świętej Maryi z Oignes, zakonnicy


23. Czerwca.

Żywot świętej Maryi z Oignes, zakonnicy.

Kościół święty wśród największych udręczeń, zamieszań w świecie, zaburzeń, kiedy namiętności wszelkie wyuzdane ujawniają się i przewrotem porządku na świecie grożą, ma zawsze wśród tego grona wyuzdanych istoty, które w zaciszy Panu Bogu cześć oddają, a modlą się o łaskę i miłosierdzie dla zaślepionych.

W czasie, kiedy Marya na świat przyszła, był Kościół święty narażony na wielkie przykrości. Dużo było zatargów z odszczepieńcami, dużo zepsucia i zgorszenia, a wśród tego zepsucia, jak kwiatek niebiański wzrastała Marya w niewinności i cnocie. Rodzice jej, zamożni wieśniacy, mieszkali w Brabancie, we Francyi. Już jako dziecię okazywała dużo mądrości i rozumu, a była to łaska Ducha świętego. Ludzi nabożnych i zakonników tak chetnie widziała, iż sadzie przechodzili zakonnicy z klasztoru Cystersów, nie mogąc ich inaczej uczcić, ślady nóg ich całowała.

Gdy skończyła lat czternaście, wydali ją rodzice za mąż a wkrótce męża do tego skłoniła, iż oboje czystość Panu Bogu dozgonną obiecali i wzgardziwszy dobrami doczesnemi, wszystko, co mieli, ubogim rozdali.

Często bardzo przystępowała do Stołu Pańskiego, a wina nigdy nie piła, a mięsa nie jadła. A kiedy zdarzyło, że po ciężkiej chorobie na pokrzepienie sił mięso jeść i wino musiała, to za to na umartwienie wyrzynała sobie kawałki ciała, z czego pozostały blizny, które potem ujrzeli ci, którzy po jej śmierci ciało obmywali. Zwykłem jej pożywieniem był chleb czarny i twardy, a czasem jadła jarzynkę i owoc z drzew. Przez trzy lata raz tylko na dzień jadła kawałek chleba i wodę piła. Czasem dni jedenaście, od Wniebowstąpienia aż do Świątek, nie jadła nic, a głowa jej nie zabolała i tak czerstwą była, że przy tem rozmaite roboty mogła wykonywać. Kościół od miejsca jej zamieszkania był dwie mile odległy, tam często pieszo z jedną towarzyszką chodząc, bezustannie po drodze się modliła. Na podstępach szatańskich sama się znała i innych z nich wyswobodzała. Snu bardzo mało używała, sypiała tylko na gołej słomie, często w kościele noce spędzała na modlitwie, a jeśli zasnęła znużona, z Chrystusem rozmawiała. Szaty nosiła bardzo skromne, a włosiennicę pod spodem.

W milczeniu tak się kochała, iż raz od Krzyża świętego aż do Wielkiejnocy żadnego do ludzi słowa nie przemówiła.

Gdy pewien prałat, Gwido z Kameraku, zboczył z drogi, aby ją odwiedzić, śmiał się z niego towarzysz, kanonik, mówiąc: ,,Muchy gonić chcesz, jak gdybyś niewiasty nie widział," i odszedł na stronę, a Gwido z nią rozmawiał. Potem gdy owemu kanonikowi zanadto się dłużyło, podszedł ku nim, a zobaczywszy twarz Maryi, jaśniejącą osobliwym blaskiem, rozrzewnił się i już sam potem odejść nie chciał, taki blask bił z jej twarzy. Zobaczywszy to Gwido, zapytał go na odwrót: ,,pójdź, alboś niewiasty nie widział ?" A kanonik mu odpowiedział: ,,nie wiedziałem, iż twarz Świętych Pańskich i rozmowa ich z taką siłą działa."

Niektórych chorych na ciele cudownie leczyła, nawet ułomnych uzdrawiała, kładąc rękę na ich ciało.

Kazania i Pisma św. z wielką nabożnością słuchała, a po kazaniu chciała nogi całować kaznodziejom, a gdy oni tego nie dopuszczali, wielce się smuciła. Taką miała cierpliwość i wytrwałość w cierpieniu, iż gdy raz przez dni czterdzieści chorobą była złożoną, a pytano jej, czy jej to nie przykro, odpowiedziała:
,,byłabym rada, aby się te dni dopiero teraz zaczęły." Więcej się troskała o zasmucenie drugich, niż o własną chorobę. Pan Bóg obdarzył ją takim rozsądkiem, iż kapłani do niej udawali się po radę. Jeden z nich zapytywał, czy ma przyjąć drugą parafią przynoszącą znaczny dochód, wtedy ona mu to zganiła i nie radziła, nazywając to łakomstwem, które mu nie wyjdzie na korzyść, ani na zbawienie jego duszy, ani na korzyść parafian, których mając więcej, byłby zniewolon zaniedbywać. I ów kapłan poszedł za jej radą.

Gdy się pewnego razu chrześcijanie gotowali na wyprawę przeciw heretykom, Albigensom, (była to sekta nazywająca się Albigensami, także  Waldensami, która dopuszczała się wielkich niegodziwości i zwolennicy jej wiedli życie niemoralne, a często i zbrodnicze; chrześcijanie wytępili ich potem mieczem zupełnie), ona chciała z nimi wyruszyć na tę wyprawę; a gdy się jej zapytano, coby tam robiła jako niewiasta, odpowiedziała: ,,nic innego, jak tylko, iżbym im pokazała, jak Bogaczcić należy.

Pewien mąż, mając żonę oddającą się zanadto uciechom światowym, prosił jej o modlitwę za nią. Marya modliła się szczerze, a potem tak ją przekonała, że niewiasta ta uznała grzechy swoje, zmieniła życie i odtąd stała się całkiem nabożną i skromną, i pogardzała marnościami tego świata. Pan Bóg udzielił jej łaski, iż przeczuła, kiedy koniec jej życia nastąpi i to na kilka lat przedtem. Za dozwoleniem spowiednika, męża z natchnienia Bożego, obrała sobie miejsce o dwie mile od miejsca dotychczasowego zamieszkania. Miejsce to zwano Oignes. Tam postanowiła odtąd mieszkać i oczekiwać śmierci i tam też życzyła sobie być pochowaną w kościele św. Mikołaja. Przepowiedziała i to, że długą ją Pan Bóg złoży niemocą, ale zamiast obawy miała radości serdeczne, usłyszała bowiem głos Jezusa: ,,Pójdź wybrana moja, najmilsza moja, gołębico moja, ukoronowaną będziesz!" Odtąd częste miewała zachwycenia w duchu i rozkosze przyszłej chwały. Tak się też stało jak przewidziała i cały rok złożona była chorobą.

Przez rok ten cały w poniedziałki nic nie jadła, wiedząc iż w poniedziałek umrzeć miała, a od narodzenia świętego Jana Chrzciciela poszcząc, tylko jedenaście razy jadła, i to miernie. A gdy już przepowiedziany czas zgonu jej był blizki, z radością całe trzy dni i trzy noce wielkim i pięknym głosem śpiewała i chwaliła Pana Boga, objawiając tajemnicy niebieskie nigdy nie słyszane i od wielu ludzi nie zrozumiane, Przeor miejscowy, bojąc się, aby ludzie jej nie uważali za szaloną, zamykał drzwi
i kościół, a sam tylko ze sługą przy niej siedział, wszakże głos jej utaić się nie mógł i wielu ludzi słyszało ją śpiewającą. Po pierwszym dniu i nocy tak ochrypła, że już mówić nie mogła, ale potem znów przyszła do siebie, całe dwa dni i dwie nocy jeszcze w tem śpiewaniu przetrwawszy. Pełno tajemnic Bozkich wyjawiała ustami. Gdy trzy dni tak śpiewała, kazała sobie łoże przed ołtarzem w kościele przygotować i zawoławszy kapłanów i braci jakoby siły nabierając, rzekła: ,,Śpiewanie minęło dla radości, która ma przyjść; nadchodzi już płacz dla niemocy i śmierci, już mi jeść nie dajcie, a te książki, które tu mam, zabierzcie." W chorobie tej często spożywała Komunią świętą, a żadnego innego pokarm u nie przyjmowała, a gdy jej dawano opłatek niepoświęcony zaraz poznawała i wypluwała. Tak bez pożywienia i napoju przeżyła dni pięćdziesiąt i dwa.

Wiele proroctwa objawiła o rzeczach przyszłych; czwartego dnia przed śmiercią nic mówić nie chciała, oczy tylko podniosła w Niebo, ruszała wargami, a twarz jej jaśnieć poczęła. W końcu spokojnie i wesoło z piękną twarzą w dzień świętego Jana Chrzciciela Panu Bogu ducha oddała. Ludzie patrząc na umarłą wydziwić się nie mogli jej jaśniejącej spokojem twarzy. Ciało jej było tak wyschło iż same tylko kości zostawały. Wielu ludzi po śmierci jej dotknąwszy się z wiarą ciała, zdrowie odzyskało. Zakończyła żywot, mając lat trzydzieści i sześć, w roku 1213.

Nauka moralna.

Kardynał i biskup Ochoński Jakób de Vistriaco, otrzymał po śmierci św. Maryi palec jej jako relikwią. Długo go nosząc, darował potem papieżowi Grzegorzowi IX. na odpędzenie pokus, któremi Papież ten był trapiony.

Również pokusami za życia trapioną była Marya święta. Nie wiedząc co czynić przeciwko tym pokusom, do rozpaczy przychodziła, mniemając, iż to grzech był, a były to myśli sprośne, nieprzystojne, o jakich Pism o św. mówi: ,,od myśli nieuczciwych i głupich a nikczemnych strzeż mnie, Panie."

Tą pokusą jest czart, który wiedzie człowieka i pociągą ku sobie, aby go odwieźć od dobrej drogi. Zwykle Pan Bóg nie dopuszcza pokusy na tych, którzy w grzechu śmiertelnym  pozostają, albo za niego nie żałują, ale na tych którzy pokutę zaczynają, albo ku doskonałym cnotom i uczynkom dla zbawienia swego i miłości Bożej postępują.

Gdyby na kogo z dopuszczenia Bożego pokusa przypadła, niech nie sądzi, że te myśli szkaradne z niego wypływają, one są właśnie przez czarta wzbudzone i on sam je na myśl przywodzi.

Pokusy tej niechaj sobie nikt za grzech nie bierze, ale za osobliwsze nawiedzenie i doświadczenie Boże; im więcej kto sobie to za grzech mieć będzie tem więcej nieprzyjaciela rozraduje.

Człowiek prosić winien Pana Boga, aby od niego pokusę oddalał, a jeśli Pan Bóg nie raczy tego uczynić, to pokusę tę winien człowiek znosić cierpliwie, a grzechami się brzydzić. Czytamy w żywocie św. Katarzyny z Sieny, że mając długi czas sprosne, niemoralne myśli i widok szatanów wabiących ją ku sobie, których potem Jezus od niej oddalił, zawołała: ,,A gdzieżeś przez ten czas był oblubieńcze mój miły?" ,,W sercu lwem byłem." A ona rzekła: ,,A wszakże serce moje pełnem było sprosności, jakże ty w nim mogłeś mieszkać Miłośniku czystości?" A Chrystus jej rzekł: ,,W tem, iżeś się owemi myślami brzydziła i żałość z nich wielką mając, miejsce dla Mnie zostawiłaś."

Tak my się też tem cieszymy, gdyby to na nas przyszło, iż przy pokusach na nas przypadłych nie ustając w miłości ku Panu Bogu nie tylko nie utracimy łaski Boga, ale jej sobie jeszcze więcej przyczynić zdołamy.

Modlitwa.

Panie Jezu Chryste, kto za Tobą
idzie, nie chodzi w ciemności. Dokądże
ja iść mam? Ty jesteś życiem wiecznem,
za Tobą tylko iść pragnę; chociażby
mnie nienawidzono i prześladowano,
to wspomnę sobie, iż to jest
udziałem Twoich naśladowców i że za
to wszystko wieczna szczęśliwość będzie
mi nagrodą. Przez tegóż Pana
naszego, Jezusa Chrystusa. Amen.


ks. Ojca O. Bitschnau’a ,,Żywoty świętych pańskich podług najlepszych źródeł" str. 554-557