Żywot świętego Anzelma, arcybiskupa

 21. Kwietnia.

Żywot świętego Anzelma, arcybiskupa.

Azelmowi świętemu przyznały wszystkie wieki wybitne stanowisko w gronie składającym się w najgłębszych myślicieli, najsławniejszych teologów, najodważniejszych obrońców praw i wolności Kościoła katolickiego przeciwko bezprawiu książąt świeckich.

Święty Anzelm urodził się w Aoście, w Piemoncie, we W łoszech r. 1033 i był ulubieńcem pobożnej matki Ermengardy. Po przedwczesnej śmierci matki uległ wpływom światowym i poszedł na bezdroża. Ojciec jego, Gundolf, zajęty wyłącznie interesami powołania swego kupieckiego nie dbał bynajmniej o syna i zamiast go przytulić do serca, odepchnął go nieczule. W taki sposób namiętnemu młodzieńcowi dom rodzinny i ojczyzna stała się nieznośną, wybrał się zatem do Francyi i bez ja kiegokolwiek kierunku błąkał się jak okręt bez steru na wzburzonem morzu. Atoli Opatrzność Boska pokierowała dziwnie krokami zbłąkanego i zawiodła go do szkoły klasztornej w Bek, gdzie naówczas słynął z nauki przeor Lanfrank.

Anzelm powodowany pragnieniem nauki, zgłosił się jako uczeń i oddał się nauce z wielką gorliwością. Tym sposobem uregulował swe życie, uspokoił gwałtowne usposobienie i nabrał chęci do samotności i do ćwiczeń klasztornych.

Po dojrzałym namyśle wstąpił do zakonu świętego Benedykta r. 1066. W krótkim czasie taki wpływ w klasztorze sobie wyrobił, że, gdy po trzech latach Lanfranka mianowano opatem w Caen, Anzelm został obrany przeorem i kierownikiem szkoły.

Jest niepojętą rzeczą, z jak wielką ofiarnością i siłą Anzelm pracował dzień i noc, by zadośćuczynić obowiązkom. Kilku zakonników było niezadowolonych z tego jego szybkiego wyniesienia na godność przeora; ale jego słodka łagodność i rozumna troskliwość potrafiła zmienić niechęć w życzliwe zaufanie. Młodego utalentowanego, ale namiętnie opornego zakonnika Osberna tak umiał skłonić pod jarzmo reguły zakonnej, że ten nietylko przyjmował z pokorą napomnienia i nawet upokorzenia, ale nawet upraszał o nie jak o łaskę. Szkoła klasztorna pod jego kierunkiem doszła do takiej sławy, że Francya, Anglia, Belgia i Niemcy najlepszych synów mu nadsyłały i Bek stał się zbiorowiskiem najświetniejszych talentów.

Mimo przeciążenia pracą silny jego umysł wynajdywał wolne chwile do pisania nieśmiertelnych dzieł i prawdziwie wzniosłym duchem przejętych rozumowań, które wzbudzały podziw w całej Europie. Imię Anzelma zasłynęło na wszystkie strony i nasyłali go prośbami papieże i królowie, biskupi i książęta, kapłani i zakonnice, by im udzielił rad, przestróg i pociechy; jego serce pełne miłości i jego czynne ręce nie znało co to znużenie.

Po śmierci opata jednomyślnie w jego miejsce obrano Anzelma. Trzy dni opierał się przyjęciu tej godności, aż nareszcie skłonił się do usilnych próśb. Powołany na tę godność kla sztorną, stał się dla współbraci jednocześnie ojcem i matką i przyświecał swym świątobliwym żywotem jako wzór wszystkich cnót. Wkrótce zniewolony był przedsięwziąć podróż po Anglii; podróż ta równała się tryumfowi, ale jemu samemu stała się początkiem walk i cierpień. Król tego kraju, Wilhelm Czerwony,
był nieokrzesanym, niesprawiedliwym i okrutnym księciem i bezwzględnie gwałcił prawa Kościoła św. i krzywdził go na majątku. Rozpasany w namiętnościach i samowoli umyślnie kilku biskupstw nie obsadzał, by dochody z nich zabrać dla siebie; inne stolice biskupie rozdawał tym, którzy mu najwięcej za nie płacili, a ludowi, zamiast godnych duszpasterzy, dawał za zwierzchników podłych służalców; na klasztory nakładał ciężkie opłaty, lub je łupił doszczętnie; nie ochraniał nawet umarłych w grobowcach, zabierając ze świętych relikwii cenne klejnoty. Wśród tych nadużyć zachorował śmiertelnie. Obawa przed sądem Bożym skłoniła go do uczynienia ślubu, że Kościołowi zwróci majątek, prawa i przywileje, jeżeli wróci do zdrowia. Wyzdrowiał istotnie i pierwszym jego krokiem do naprawy było, iż r. 1093 mianował Anzelma arcybiskupem w Canterbury. Cała Anglia była pełną radości, sam Anzelm tylko opierał się temu wyborowi wśród próśb i łez i tylko pod tym warunkiem dał się skłonić do przyjęcia tej wysokiej godności, jeżeli król da mu przyrzeczenie, że odda całe kościołowi w Canterbury zabrane mienie i uzna papieża Urbana II. głową Kościoła świętego.

Król przyrzekł, atoli zaledwie utrwalił swe zdrowie, złamał natychmiast dane słowo królewskie, ponowił dawne rabunki i oświadczył, że nigdy żadnemu Papieżowi nie przyzna prawa ani władzy w swym państwie. W tych niecnych postanowieniach wspierali go niestety biskupi, którzy tron jego otaczali.

Anzelm krzywoprzysięzcy stawił śmiało opór, bronił, ile mógł zagrożonych klasztorów i zakładów i potępiał bezprawia. Wilhelm traktował go z niesłychanem lekceważeniem i gwałtem chciał go pozbawić godności arcybiskupa; lecz najznakomitsi mężowie w państwie stanowczo temu się oparli. Z tego powodu udał się król do Papieża, oświadczył pozornie uległość wobec niego i przyrzekł nawet płacić roczną daninę, jeżeli papież Anzelmowi godność tę odejmie. Papież nie dał się obałamucić i okazał mężnemu bojownikowi prawdziwie ojcowskie dowody zadowolenia. Król wpadł w gniew szalony, a życie Anzelma zawisło na włosku. Uniknął niebezpieczeństwa i wyjechał do Rzymu, aby tam zasięgnąć rady i pomocy dla Kościoła w Anglii. Wszędzie, kędy przejeżdżał, przyjmowany był ze czcią i radością.

W jesieni roku 1100 zginął król Wilhelm od strzały na polowaniu, a następca jego Henryk I. pospieszył
powołać Anzelma jako prymasa na powrót do Anglii, wyznając, że mu brak takiego męża.

Z najżywszą radością powitano Anzelma powracającego i 3 lata w spokoju wykonywał duszpasterstwo. Po tym czasie i król Henryk I złamał przysięgę, mianował sam biskupów i opatów i nadawał im pierścienie i pastorały. Anzelm całą siłą i powagą karcił i opierał się krzywdom wyrządzanym najświętszym prawom Papieża i Kościoła świętego.

Zanim zatarg ten był załatwiony, powrócił starszy brat króla, Robert, ze Ziemi świętej i groził, że siłą miecza zajmie tron królewski. Henryk I. dostał się w opały, albowiem szlachta i wojsko zawachały się we wierności i tylko pod tym warunkiem przyrzekły wierności dochować, jeżeli król złoży przysięgę, że praw państwa i Kościoła św. do końca życia nie naruszy. Henryk I. przysiągł.

Tymczasem udało się Robertowi zjednać sobie pewną część szlachty. Anzelmowi udało się jednakowoż powagą i siłą wymowy wymódz na Robercie, że dobrowolnie ustąpił z kraju. Tę największą przysługę odpłacił Henryk Anzelmowi czarną niewdzięcznością i szlachetnemu obrońcy tronu dał do wyboru — albo pozwolić, że sam Anzelma arcybiskupem zamianuje, a Anzelm potem miał wszystkich przez króla zamianowanych biskupów i opatów konsekrować — albo kraj niezwłocznie opuścić. Anzelm na to odparł, że ani tego ani owego nie uczyni, lecz tak działać będzie jak mu godność dawno nabyta nakazuje, to jest: że zostanie wiernym i posłusznym swej prawowitej władzy kościelnej i praw jej bronić nie przestanie.

Że jednakowoż tak biskupi jak opaci, starając się jedynie o łaski u króla, arcybiskupa swego opuścili, a starania jego o dobre stosunki z królem skutku nie odniosły, przeto Anzelm po raz drugi z sercem zakrwawionym opuścił Anglią i udał się do Ojca św. do Rzymu. Papież Paschalis II. potwierdził Anzelma jako prymasa Anglii i ponowił groźbę wyklęcia z Kościoła tak tych, którzyby nieprawnym sposobem ustanawiali duchownych, jak i tych, którzyby takich nieprawnych godności stali się uczestnikami. Henryk pienił się ze złości; Anzelm tym czasem cierpiał, a modlił się bezustannie za swych prześladowców i zarazem o ocalenie Kościoła św. w Anglii. Prośby jego zostały wysłuchane. Henryk z obawy przed wyklęciem i przed niebezpieczeństwem nowej wojny z bratem Robertem zaniechał niesprawiedliwości, zrzekł się prawa mianowania biskupów, Anzelmowi zwrócił wszelkie zabrane majątki i uprosił go, aby do Anglii powrócił.

Anzelm skłonił się do życzeń króla i powrócił do Canterbury, gdzie król uczcił go wysoko, nadając mu prawo zastępcy w państwie w razie nieobecności króla.

Sędziwy prymas strawił ostatnie siły życia na ojcowskiej trosce o dobro Kościoła św., ze szczególniejszą mądrością gojąc rany i usuwając wkorzenione nieporządki. W godzinę śmierci upraszał o łaskę, aby go złożono na odzieniu pokutniczem, posypanem popiołem, na którem też oddał ducha Bogu dnia 21. Kwietnia 1109 roku. Liczne cuda uwieczniły jego pamięć pełną sławy, a papież Klemens XI. w r. 1720 zaliczył go w poczet nauczycieli Kościoła świętego.

Nauka moralna.

Gdy święty Anzelm jeszcze był przeorem w Bek, uskarżał się pewnego dnia przed nim rektor zakładu wychowawczego dla chłopców, że uczniowie jego są nieokrzesanymi, brutalnymi i bez wszelkich szlachetnych uczuć. ,,Trzymam ich ostro i karcę surowo, a mimo to stają się codzień gorszymi, ograniczam ich we wszelki możliwy sposób, aby się nie popsuli, a wszystko to nie pomaga." Anzelm dał mu taką naukę: ,,Mój drogi! Jeżeli chcesz młode drzewko zasadzić w ogrodzie, a jeżeli ci nie wystarcza wysokie ogrodzenie i zamknięte drzwi przed szkodliwemi zwierzętami i odejmiesz mu jeszcze świeżego powietrza a ściśniesz jego gałęzie, tak aby się poruszać nie mogły — jakże to drzewo będzie wyglądało po kilku latach? Czy da ci owoc? To samo dzieje się z twymi chłopcami wobec twej przesadzonej surowości. Z tych też powodów nie mają ani miłości ku tobie, uważając ciebie za niemiłosiernego stróża więzienia. Karami do paragrafów zastósowanemi przenigdy nie zdołasz stawić zapory gwałtownym porywom i wybrykom młodzieży, a więc winieneś gorycz surowości zaprawić słodyczą ojcowskiej łagodności."

Rektorów w obronie swego postąpienia dodał: ,,Tak, ale ja chciałbym ich wykształcić na mężów poważnych." Anzelm odrzekł: ,,Dobrze, ale pamiętaj o tem : ludzie dorośli, mający silne zęby pogryzą chleb twardy, ale jeśli takiego chleba chcesz dać dziecku, które jeszcze nie ma zębów, to winieneś chleb ten wprzód rozmoczyć w mleku, bo inaczej dziecko udusisz. Tak jak ciało ludzkie stósownie do wieku swego wymaga odpowiedniego starania oraz różnorodnego pożywienia, pod względem dobroci i ilości, tak samo wymaga tego i dusza. Silnej duszy wystarcza pożywienie twarde i suche n. p. boleść i niedola, ale dusza, która w służbie Bożej jeszcze się nie utwierdzała, wymaga mleka — jak mówi święty Paweł; — z taką winniśmy się obchodzić łagodnie i życzliwie, nęcić ją wesołością i delikatnie usuwać wszelkie niedostatki — słowem: z "uczniami twymi nie powinieneś się obchodzić, jak z zakonnikami, którzy już są dojrzałymi, lecz winieneś się zniżyć do ich siostry młodzieńczej, winieneś zostać dzieckiem, aby ich zjednać Bogu za łaską Jego." Rektor uznał z pokorą dotychczasowe błędy, poszedł za rozumną radą Anzelma i zmiana ta w całym zakładzie błogie wydała owoce.

Pewnego dnia spostrzegł Anzelm chłopca bawiącego się ptakiem w ten sposób, że mu przywiązał nitkę do nóżki i raz go puszczał w powietrze, a potem znów ściągał ku sobie. Święty ów z wielkim smutkiem przypatrywał się tej zabawce i życzył w głębi serca, aby się nitka zerwała — co też nastąpiło. Chłopiec trząsł się ze złości, a Anzelm rzekł do towarzyszy: ,,w taki sposób igra szatan z wielu młodzieńcami, skłaniając ich do grzechów jako to: pychy, skąpstwa, nieczystości, chęci używania. Serce młodzieńcze, wytrzeźwiwszy się, doznaje zgryzoty, dręczone jest niepokojem i obawą, wzdycha do wolności i obiecuje poprawę, ale szatan ciągnie znów za nitkę, drażni i pcha do nowej chuci i szatańską napawa się radością w tem szamotaniu się uwięzionego młodzieńca. Jedynie tylko skuteczne działanie łaski Bożej i szczera modlitwa jest zdolną przerwać tę nić, a my cóż lepszego czynić możemy, jeśli nie ratować tych nieszczęśliwych za pomocą przestrogi, rady i modlitwy?

Modlitwa.

Boże! który św. Anzelma napełniłeś
tak wielkim wstrętem do grzechu,
oświeć umysł nasz i podnieś serce nasze,
abyśmy grzech poznali w całej
jego brzydocie, nauczali się nienawidzieć
go i unikać, i tym sposobem znaleść
mogli ocalenie od doczesnego i wiecznego
potępienia. Amen.


ks. Ojca O. Bitschnau’a ,,Żywoty świętych pańskich podług najlepszych źródeł" str. 336-340