Ks. Piotr Skarga: Żywot św. Grzegorza



17. Listopada.

Żywot św. Grzegorza,

Cudotwórcy nazwanego, biskupa Neocezarei, pisany
od św. Grzegorza Biskupa Nisseńskiego (Niceph. lib.
6, cap. 17, Sacral, cap. 27. Hier. in Gatol.).

Żył około R. P. 220.


 Neocezarea jest miasto nad Czarnem morzem, które Pontus Euxinus łacinnicy zowią; w którem się Grzegorz z rodziców pogańskich urodził. A będąc osierociałym po śmierci rodziców swoich, porzuciwszy próżności świata tego, do których chętnie młodość przystaje, udał się na szukanie mądrości i rozumu dobrego; powściągliwie też żył, i miarę we wszystkiem i wstyd zachował. Dostatkiem ludzkim i pieniędzmi które pychę, próżność i zbytki rodzą, mocno wzgardził. A jako Abraham z nauki gwiazd do uznania dóbr onych niebieskich sobie pomagał, i z widomych rzeczy przywodzi! myśl do niewidomych; tak i ten Grzegorz z filozofskiej nauki, w której się pilnie i szczęśliwie od młodości ćwiczył, do wiary św. i chrześcijaństwa, opuszczając błędy ojców swoich, a widząc, iż nauki pogańskie utrzymać się nie mogły, pomoc sobie czynił. Bo krasomówskie i filozofskie rozumy do poznania prawdziwego Boga przywieść nie mogą; gdyż to tylko twierdzą, co rozum pojmuje. Lecz rzeczy Boskie, nad rozum nasz są, i pojęcie nasze, i przetoż dla nich wiara, która się ściąga do rzeczy rozumem nieogarnionych, miasto wywodów dana jest (Dz. Ap. 7). Poznał ten Święty jako i on Mojżesz, który był wyćwiczony w mądrości Egipskiej, iż filozofia
i wszystka nauka słaba jest, a zostać się przy swem mniemaniu nie może; i stał się uczniem św. Ewangelii, przed którą tak dobrze żył, iż grzechów potocznych a zwyczajnych ludziom pogańskim, do łaźni chrztu św. nie przyniósł.

 Ale gdy na naukach pogańskich mieszkał w Alexandryi, gdzie się wiele młodzi na ćwiczenie filozofii i lekarskiej naki zjeżdżało, rówiennicy jego nie mogli patrzeć na towarzysza a młodzieńca takiego, który powściągliwością i czystością, nietylko młode, ale starsze przechodził; bo tego chwała, który piękny a czysty żywot wiódł, innych którzy sprośnie żyli, była hańba. Żeby tedy niewstydliwi mieli wymówkę, iż żadnego nie było, któryby inaczej żył, niżeli oni, naprawili n a niego niewiastę niewstydliwą, która między przedniejszymi jego towarzyszami i nauczycielami oszczerczym językiem sławie świętego lżyć miała. A Pan Bóg chcąc bronić sławy tej u ludzi, o którą św. młodzieniec nie dbał, sumienie czyste samemu Bogu chowając, wnet na onę niewiastę ducha złego przepuścił, który ją w oczach onychże ludzi, przed którym i był zelżony, rzucać, ślinić, rozdzierać i dusić począł, tak że wszyscy patrzący drżeć musieli; a Grzegorz nędzę jej widząc, począł się modlić gorąco do Boga i od niej ducha złego odegnał. Ten był początek świątobliwości jego, i cudów w młodości onej. Nie schodziło mu na wielkich cnotach, bo lubo nie miał straży około siebie ani dozorców, a widział, jak o inni towarzysze jego, rozkoszą się bawili; on się jednak niepsował, ale Boga mając za świadka życia swego, i o potwarz niewieścią nie dbał. A nietylko rozkosz, ale i gniew, i chęć do świeckiej sławy w sobie umorzył, pomsty na nieprzyjaciela nie żądając, owszem wszetecznicy onej dobrze czyniąc. Taki był Józef on powściągliwy, który mając miejsce i zatajenie do swej pani tak urodziwej i dary dającej, na Boga pamiętał, i wolał za grzesznika udanym być, niżeli grzech popełnić; wolał to, co łotrowie cierpią odnosić, aniżeli sam złoczyńcą i łotrem zostawać. Tak i ten święty wolał przed Bogiem, który serca widzi i sądzi, czystym być, aniżeli to u ludzi mniemanie mieć.

 Tam tedy trwając na nauce, trafił na dobrego towarzysza Firmiana z Kappadocyi, któremu się serca swego zwierzył, iż świat opuścić, a wszystką się myślą w Bogu zanurzyć i bawić miał wolę. I gdy się takim że też jego przedsięwzięciem posilił, opuścili obadwaj szkoły i nauki pogańskie, a udali się do chrześcijańskiej filozofii, której naonczas był jako przedni wódz i mistrz Orygines; i jego sobie obrał za mistrza do nauk świętych, a będąc przy nim ile było potrzeba, wrócił się do ojczyzny, i żywot sobie od
świata oddzielony obrał. Wszyscy sąsiedzi znając wielką naukę jego, tego czekali, aby się z nią jawnie pokazał, a chwały, urzędów i dostojności świeckich oną sobie nabywał i łowił. Lecz on wiedząc, na czem prawa chwała i dostojność sto i, zatajenie od świata obierając, jako drugi Mojżesz, na puste się miejsca udał; czem niepokojów życia pospolitego uchodząc, czystem i ostrem okiem na Boga patrzyć, i jego się Boskim sprawom przypatrować wolał.

 Wiedział o nim Fedym niejaki biskup Amasejski,  iż na puszczy mieszka, i chciał go pilnie z zniej wyciągnąć, a na kościelnym urzędzie posadzić; ale on też o tem wiedząc, krył się przed nim, z jednej puszczy do drugiej uchodząc; a czasu jednego z Boskiego zrządzenia raz go znalazłszy, obowiązał go rozkazaniem Boskiem, aby się z pracy kościelnej nie wymawiał. I gdy przyzwolić musiał, postawił go w Neocezarei po stopniach porządnych biskupem, gdzie nie było w okolicy jeno siedmnaście osób chrześcijan wiernych, tak wielkie ciemności były jeszcze w mieście onem.

 Nim zaczął urząd swój i naukę, wziął sobie czas do przygotowania się, aby mógł być prawdą Boską oświecony, i trwając na modlitwie, a chcąc o niektóre rzeczy pytać i mądrości się Boskiej radzić, nocy jednej miał dziwne widzenie. Widział w światłości Przeczystą Matkę Boga naszego: a ona św. Janowi Ewangeliście poleca, aby tego młodzieńca (na niego ukazując) rzeczy potrzebnych nauczył; i słyszał Grzegorz wszystką na swoje pytania naukę, i należytą odebrał odprawę, a z onego objawienia napisał po tem wyznanie o Trójcy św. Skąd też wziął wielkie serce na kazanie Ewangelii, i udał się w drogę do Neocezarei, gdzie miał onę srogą wojnę z niezbożnością pogańską zacząć, i Kościół Boży fundować, a wiarę św. szczepić, tam gdzie wszystko powietrze ofiarami bałwochwalskiemi śmierdziało.

 A będąc w drodze, trafiło mu się przenocować w jednym sławnym kościele pogańskim, gdzie szatani przemieszkiwali, i z ludźmi gadali; w którym on sobie kościół i dom modlitwy uczynił, z tymi, które miał, towarzyszami. Obecnością jego i wzywaniem Imienia Chrystusowego, gdy krzyżem św. powietrze ofiarami szatańskiemi zasmrodzone oczyszczał, zastraszeni czarci, z kościoła Onego uciekali; a gdy się rano swą drogą puścił Grzegorz, kapłan bałwochwalski zobaczył, iż czarci uciekli, i błagając je, wiele czynił, aby się na swe miejsce wrócili; lecz oni wołali: Wnijść tam nie możemy, gdzie ten gość taki przemieszkiwał. Co słysząc, puścił się za św. Grzegorzem , i dogoniwszy go, uskarżał się na niego, iż będąc chrześcijaninem, wnijść do ich kościoła śmiał, zaczem się miejscem bogowie zbrzydzili, i groził mu urzędem i cesarzem. A święty, gniew jego mądrze gasząc, rzekł nakoniec: Taki jest Bóg mój, który czartom rozkazuje, i mnie dał moc na nie, iż mię słuchać muszą, czego wnet sam doznasz, jeżeli chcesz. I dziwując się mocy onej kapłan, prosił, aby rozkazał się im wrócić tam , gdzie byli; a Święty udarłszy z swoich książek kartkę, napisał te słowa: Grzegorz szatanowi, wnijdź; i podał mu ją , a wracając się, skoro ją na ołtarzu położył, czarci się wrócili, i odpowiadali, o co ich pytał. Strwożył się bardzo on kapłan, dziwując się takiej mocy w Grzegorzu, którą tak mocno rozkazował; puścił się tedy drugi raz za nim, i dogonił go, niż do miasta doszedł, pytając, skądby moc taką miał? a Święty do tajemnic wiary św. widząc już sposobne serce, otwarzać mu je począł; i na potwierdzenie wiary, gdy cudu pragnął, opoce wielkiej jako górze, która się im na drodze trafiła, której ludzka sita ruszyć nie mogła, rozkazał, aby się tam przeniosła, gdzie on kapłan pogański chciał. Cudem onym zdumiały, uwierzył w P. Jezusa, i rozsławił rzecz onę tak prędko i szeroko, iż o tym cudzie i mocy onej nad szatanam i, w Neocezarei ludzie pierwej wiedzieli, niżeli do nich Wielki Grzegorz przyszedł. I wiele ich wyszło przeciw niemu, chcąc go widzieć, a wsławiło się przyjście jego wszystkiemu miastu. 

 Skłonił się z towarzyszami w dom niejakiego Musoniusza, i tak kazaniu jego szczęścił P. Bóg, iż w kilka dni niemały poczet wiernych zebrał, a codzień więcej się ich przyczyniało, widząc i cuda, które czynił nad chorymi; a nie bawiąc kościół z majętności ludzkiej postawił, i brała moc Ewangelia, a słowo Boże szczepiło się i szerzyło obficie.

 Dwaj bracia o jezioro się jedno zgodzić nie mogli i brali go sobie za sędziego, a on wyszedłszy nad jezioro, upominał ich do powinnej miłości i zgody braterskiej, nad którą nie ma nic być przekładano. Ale gdy słowa nie pomagały, a z obu stron wiele ludzi było, i do krwi rozlania przychodziło został na noc przy jeziorze onem, i tam całą noc modlitwy czyniąc, imieniem Chrystusowem rozkazał wodzie zniknąć, a ziemię osuszyć, żeby do orania i pożytków ludzkich sposobna była; i tak się wnet stało. O, cuda mocy twojej Chryste! innej św. człowiek drogi do stanowienia pokoju między ludźmi nie znajdował, jeno oddalenie wody onej, którą się dzielić nie mogli. To widząc lud wszystek, chwalił Boga, a bracia się zgodzić, i do przyrodzonej miłości wrócić musieli.

 Jest w ziemi onej Likus rzeka, która z brzegów wylewając, pola wielkie zabierała, a szkody niezmierne ludziom czyniła. Obywatele oni, gdy się do nich ten Święty trafił, nie mając na to rady, a grobli żadnej tak wielkiej i tak mocnej postawić nie mogąc, prosili Grzegorza, aby o nich radził. A on im oznajmując, iż Bóg sam wodom zamierzył brzegi, a dziać się takie rzeczy, jeno jego wszechmocnością nie mogą; wszakże ludzką nędzą, jako bardzo miłosierny, ściśniony, udał się na modlitwę, z której wziąwszy ufanie, mocną wiarą, kij, który miał w ręku, na brzegu przerwach rzeki onej, w ziemi utknął, i rzekł: Chrystus kazał: póty wodo pocieczesz, a dalej nie pójdziesz. Kij on w drzewo urósł, a rzeka napotem nigdy za to drzewo nie wylała; skoro się drzewa onego na wiosnę z powodzi dotykać poczyna, wnet wody ku górze podnoszą się, a od kija onego uciekając, pola i robót ludzkich zalewać nie śmieją.

 O nim św. Hieronim dokłada, iż budując przy górze jednej kościół, gdy mało miał miejsca, a góra rozszerzyć się nie dała, zostając przez dzień na modlitwie, Chrystusowem imieniem ustąpić się górze kazał; i po słuchała, a miejsca, ile trzeba, ustąpiła. O, wielka wiara tego męża, Mojżeszowi i Elizeuszowi równego, którego tak żywioły i nieme stworzenie słuchało. Takiemi cudami sławił się Chrystus, a wielka się liczba wiernych przyczyniała, i sława onych przedziwnych rzeczy napełniła ziemię. Żydowie niektórzy, gdy był w drodze, naśmiać się z niego, i oszukać go chcieli, pokazując, iż Ducha Bożego niema. I zmyślili takie kuglarstwo: kazali się jednem uumarłym uczynić, a postawili go na drodze, którą św. Grzegorz iść miał, i prosili aby uczynił umarłemu miłosierdzie, a pokrył jego ciało; on płaszcz z siebie zdjąwszy, dał im i odchodził. A gdy się śmiać i radować poczęli, kazali wstać towarzyszowi, ale go umarłym wprawdzie znaleźli, i wzięli zapłatę zdrady swojej.

 Gdy za czasów Dyoklecyana na chrześcijany cesarskie wyroki po wszystkim święcie wydane były, aby je do ofiar bogom przymuszano, albo rozmaitemi mękami gnębiono, radził wielu, którzyby daru do wytrwania w sobie Boskiego nie czuli, aby uchodzili. Do czego sam im dai przykład, i na miejsce puste z niektórym i zaszedł, czasu do męczeństwa od Boga ukazanego czekając. Szukać go oni okrutnicy jako głowy w onej stronie wszystkich chrześcijan kazali; i już go był jeden poganin wyszpiegował, i przywiódł na niego sługi urzędowe. Widział go Grzegorz i już się skryć nie mógł; a mając dyakona przy sobie, kazał m u ręce na modlitwę podnieść, a Bogu się poruczyć. I idąc żołnierze mimo, olsneli, a ujrzeć ich nie mogli, jeno z miejsca wychodząc powiadali, dwaśmy tylko drzewa niedaleko jedno od drugiego widzieli. On, co na nich przywiódł, poznał cudo, i padłszy do nóg Grzegorza św. chrześcijaninem być pragnął, i tego doczekał.

 A gdy ucichło prześladowanie, a pokój się Kościołom Bożym wrócił, powrócił do swego biskupstwa, i dni święte a pamiątki Męczenników stanowiąc, i wszystkie święte chrześcijańskie cnoty w czujności pasterskiej szczeniąc, robić około dusz ludzkich nie przestawał; i szerzyła się wiara Chrystusowa. Przychodząc zaś do kresu żywota swego, w padł w chorobę, z myśli starania o rozmnożenie czci Bożej w wierze świętej nie składając aż do końca; i gdy już umierał, pytał, wieleby jeszcze w Neocezarei ludzi w ślepocie pogańskiej zostawało? a gdy mu powiedziano, tylko siedmnaście, rzeki: Chwała Bogu, tyle wiernych, gdym biskupstwo przyjął, znalazłem; i z temi słowami żyć na ziemi przestając, na inny się żywot przeniósł. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z Ojcem i z Duchem św. w jedności Bóstwa m a wszelką cześć i pokłon, na wieki wieków, Amen.

Obrok duchowny.

 Wielki ten cudowny biskup i doktor wyraził na sobie opisanie u Ezechiela Ewangelisty, przez podobieństwa czterech zwierząt. Pierwej się wysoko, jako orzeł, podniósł na bogomyślność, uciekając na puszczę, i od ludzi się kryjąc, i bujno pod obłoki latając modlitwą; a serca podniesieniem, nauczył się od Jana Ewangelisty dziwnych o Trójcy św. i o innych wiary naszej artykułach tajemnic. Potem jako lew oburzył się na czary i na grzechy ich, i pogańską ślepotę, puszczając się do miasta onego bałwochwalskiego, pełnego filozofii, grzechów i ciemności pogańskiej, gdzie nie miał jeno siedmnaście chrześcijan, na żaden się postrach, zelżenie i śmierć nie oglądając, a śmiele one pogańskie
grzechy karząc, i ślepotę ich ukazując. Posilony od Chrystusa, rozkazował czartom, chorobom, rzekom, górom; jako lew ufał onemu Lwu z pokolenia Judy, a nie był nigdy pohańbiony, jako Pismo mówi: Sprawiedliwy, jako lew śmiały jest, i bez bojaźni zostanie (Przyp. 28). A do tego robił jako wół na żniwo pańskie, ustawicznie pracując we dnie i w nocy około zbawienia ludzkiego, usługując, nauczając, upominając, za nie ofiary ustawiczne i modlitwy czyniąc. Swego nic nie szukając, o sławę swoją niedbając — jako wół nie sobie robi, ale panu swemu — tak i ten Święty gumno tylko pańskie ubogacał, tak iż do niego miasto wszystko, siedmnaście tylko ludzi wyjąwszy, przyprowadził. Błogosławiona i szczęśliwa jego praca! Błogosławione jego serce i chęci! Umierając, skarby swoje na tastamencie i pieniądze liczy, na które robił, które po śmierci z sobą wziąść miał. — A wiele, prawi, jeszcze pogan w mieście? jużemli dorobił pańskiej roboty, za którą się spodziewam zapłaty? Powiedziano mu: — Tylko siedmnaście niewiernych zostało; krzyknął konając: — Chwała Bogu, to nadzieja moja przed Sędzią sprawiedliwym!—-O mizerne nasze duchowieństwo! wysłani jesteśmy od Pana na robotę około dusz krwią jego odkupionych — a my co innego zbieramy; posłano nas po jabłka, — a my liście niesiemy. Jeżeli dusz ludzkich nie pozyskujemy, z czemże się na sądzie jego ukażem? Nakoniec, wedle czwartej twarzy, która jest ludzka, ten Ewangelista, jako człowiek, dziwnie się łaskawym, ludzkim, miłosiernym stawił, zwłaszcza ku grzesznikom. Co dobrze znać w postępku z tą niewiastą nieuczciwą, która na niego onę sromotną potwarz przed ludźmi, których się bardzo wstydził, kładła. Nie złe za złe — nie łajanie i pomstę za potwarz — ale użalenie za nią oddawał, sławy swojej u ludzi nie szukając, a dobrze czyniąc nieprzyjaciołom swoim. Myślił sobie: Pan Bóg ją nam nie przepuścił, ona politowania godna, bo w złych obyczajach wychowana, gdyby to wiedziała, co ja, i tak Pana Boga znała, lepszaby była, niżeli ja; którym takiego grzechu, który na mię kładzie, bardzo bliski, i dawno bym w nim zginął, by mię laska Pana Boga mego nie zatrzymała. Przetoż ją tak pięknie odprawił, krzywdę Panu Bogu oddając, który czynić o nie umiał. Boże daj nam takiej łaskawości naśladować.


Ks. Piotr Skarga, Żywoty świętych starego i nowego Zakonu na każdy dzień (listopad), str. 252-272