Na trzech krańcach Polski stoją trzy twierdze cudowne, na zachodzie Częstochowa, na północy Ostra Brama, na południowym wschodzie Kodeń. Przytem choć mimochodem wspomnieć należy, że jest jeszcze wiele innych miejsc cudownych, jak np.Swarzewo nad morzem, czy Piekary na Śląsku, Dąbrówka pod Poznaniem. Matka Boska płaszcz swój królewski rozpostarła nad Polską całą.
Kodeń, miasteczko niewielkie, ongiś gniazdo rodowe potężnych Sapiehów, znajduje się na południowo- zachodnich kresach Polski. Zasiąg wpływów cudownej Matki Boskiej Kodeńskiej dochodzi od Żmudzi i Podlasia aż po Wołyń, Ziemię Brzeska, Bełzką, Chełmską. Kraina łąk zielonych, lasów przepastnych i jezior błękitnych, przepasana szeroką wstęgą Bugu i mieniąca się srebrzystemi pasami rzeczułek i strug, których jedna, zwana Kalmaczką, płynie tuż pod miastem. Ta oto ziemia chełmska wskrzesiła wspomnienie dawnych martyrologiów. Tu w tych stronach rozgrywało się kilkadziesiąt lat temu okrutne męczeństwo Unitów, prześladowanych za wiarę św. i przemocą nawracanych na prawosławie. Tu wydzierano matkom niemowlęta, żeby je ochrzcić w cerkwi schizmatyckiej, tu katowano nahajkami na śmierć tych wiernych, którzy poważyli się odwiedzać kościoły rzymsko-katolickie i uczęszczać do sakramentów św. Tu katowano zakonnice i duchownych, porywano z domów i wysyłano na Sybir.
Historja cudownego obrazu Matki Boskiej Kodeńskiej pełna jest nieprawdopodobieństw, w które uwierzyć byłoby trudno, gdyby na dowód ich rzetelności nie istniały oczywiste dokumenty. Wątek zdarzeń prawdziwych, zapisanych w aktach archiwalnych, przeplata się jak kwietna girlanda z legendą i podniem, a więź ta błyszcząca i kolorowa jest tak długa, że trudno byłoby wymienić wszystko, trzeba z konieczności ograniczyć się do rzeczy najważniejszych.
Jeden z 12 uczni Chrystusa Pana, św. Łukasz ewangelista, mimo, że pokornego był serca i rozumiał błogosławieństwo pokoju wewnętrznego, przecież umysł miał niepośledni, obdarzony wszechstronnem uzdolnieniem, a duch jego gorzał płomieniem artystycznego natchnienia. W chwilach gorącej modlitwy, w momentach tęsknej zadumy religijnej, w ciszę wieczoru, czy we wczesny świt pracowitego dnia, św. Łukasz chwytał za pędzel, lub dłuto i odtwarzał w kształtach piękna to, co wizją cudowną jaśniało przed oczyma jego duszy. A malował najczęściej Madonnę z Dzieciątkiem, Przecież to właśnie św. Łukasz i św. Jan, dwaj przyjaciele, jeden poeta pędzla i dłuta, drugi dziewiczy wybraniec Mistrza, otaczali opieką Marję, Matkę Jezusa, św . Łukasz, mieszkając czas pewien wspólnie z św. Janem, namalował szereg obrazów, przed stawiających Madonnę z Dzieciątkiem, a prócz tego wyrzeźbił statuę z drzewa. Figura ta, pochowana w grobie razem z jej twórcą, została odnaleziona bardzo późno, a w roku 446 obnoszona w procesji wśród śpiewu suplikacyj „Święty Boże“ po Carogrodzie, uchroniła miasto od zupełnego zniszczenia przez trzęsienie ziemi. W roku 590 figura święta przewieziona do Rzymu, powstrzymała w mieście szerzące się morowe powietrze. Ówczesny papież Grzegorz, chcąc statuę podarować choremu przyjacielowi, świętemu Leandrowi ze Sewilli, zlecił św. Augustynowi — opatowi benedyktynów — wykonanie kopji figury cudownej na płótnie. Św. Augustyn, pokorny imiennik wielkiego Augustyna Kartagińskiego, nie śmiał sprzeciwiać się rozkazowi św. Grzegorza, a przecież czuł się nieudolnym i zbyt małym do wykonania tak wielkiego i ważnego dzieła. Obraz powstał więc nie tyle z artyzmu, ale z modlitwy, nie tyle z pracy rąk ludzkich, ile z natchnienia Bożego. Bowiem, w czasie, gdy ojciec Augustyn stawał przed płótnem, św. Grzegorz klękał w zacisznym rogu komnaty i modlił się o łaskę dla malarza, obaj święci w milczeniu głębokiem, w skupieniu ducha i żarliwości serca, utrwalali w sztuce najwierniejszy wizerunek Najśw. Panny.
Niebawem okazało się, że obraz, zwany odtąd Madonną Gregorjańską, zachował tę samą moc cudowną, co jego pierwowzór posągowy. Kiedy bowiem umieszczono wizerunek święty w ołtarzu kościoła Santa Maria Maggiore w Rzymie, a Ojciec święty, rozpoczynając uroczystą mszę św. papieską
zaintonował: „Dominus vobiscum “, znagła od stropu kościelnego rozebrzmiały cudowne głosy chórów
anielskich, w odpowiedzi: „Et cum spiritu tuo!“ — Zjawili się posłańcy niebiescy, by złożyć hołd obliczu Marji, zaklętemu w cudownym obrazie. Odtąd obraz cudowny zasłynął na Rzym cały i okolicę.
Szczególniej znamienny w jego historji jest rok 601. W ów czas to w czasie straszliwej zarazy, gdy św. Grzegorz, ratując ludność miasta, wyruszył z obrazem w procesji dokoła miasta, na szczycie zamku Hadrjana ukazał się archanioł Boży, chowający miecz ognisty do pochwy. Ukoił się snać gniew Boży na widok słodkiego oblicza Madonny.
Ponieważ z czasem, wywieziona do Hiszpanji figura św. Łukasza, została przezwana od miejsca swego pobytu Guadalupeńską, stąd i Madonnę Gregorjańską określa do nieraz jako Madonna de Guadalupe.
Przez lat tysiąc obraz święty pozostawał w Rzymie, przeniesiony później do prywatnego oratorjum papieskiego, gdzie odsłaniano go za każdorazową mszę św., odprawianą przez Ojca św. Tam to w 1631 roku ujrzał Madonnę Gregorjańską po raz pierwszy wojewoda brzeski, Mikołaj Sapieha. Obraz ten w zbudził zachwyt ogromny, miłość gwałtowną i gorącą i wzniosłe uniesienie religijne w sercu Mikołaja Sapiehy. Ponad wszystko na świecie, ponad szczęście i fortunę, ponad sławę i życie nawet zapragnął on posiadania na własność cudownego obrazu. Przybywszy chorym i złamanym na duchu do Rzymu, poczuł się jak odrodzony w obecności wizerunku Marji, lecz skoro tylko postanowił opuścić Święte Miasto, wracała dawna niemoc i udręka ducha. Zarazem głos jakiś tajemny szeptał mu, że Najświętsza Panna czułaby się lepiej i serdeczniej w Polsce wśród prostego, kochającego ludu, niż wśród w spaniałości rzymskich. A przecież rozumiał to doskonale pan Sapieha, że nigdy Rzymianie nie oddadzą obrazu, że niema prawie sposobu wydobycia świętości, że marzenie o tem, by przewieźć wizerunek Marji do rodzinnego Rodnia i umieścić w tamtejszym kościele, jest nieprawdopodobieństwem.
Bił się więc z myślami, ale pożądanie świętości nie opuszczało go ani na chwilę, a w umyśle błąkał się wiersz z Pisma św. z ewangelji Mateuszowej: „Królestwo Boże gwałt cierpi i gwałtownicy porywają je“.
I rzeczywiście po nocach bezsennych, wśród kotłowiska przeróżnych myśli, wahań sumienia i uczuć na odmianę radosnych i rozpaczy pełnych, dojrzało w potom ku litewskich kniaziów postanowienie szaleńcze dokonania raptu świątobliwego, wzorem przodków najezdników porwania z Rzymu wizerunku Marji i uwiezienia go do Kodnia. Wiedział, że popełnia ciężki grzech, szczególniej, gdy przekupstwem zjednał sobie współudział stróża - zakrystjana, a przecież czuł wewnętrznie, że choć on osobiście winien będzie zbrodni świętokradztwa, Ojczyzna jego zyska skarb niezrównany, dla ludu włości sapieżyńskich zdobędzie opiekę niezawodną a Marja w niezmierzonej łaskawości swojej wjedna
mu przebaczenie doczesne i wieczne.
Więc pewnego ranka o wczesnym świcie wyruszył z Rzymu konno z małym taborem, unosząc na siodle skarb bezcenny. Nie wiedział nikt ze służby i pachołków, czemu tak pośpiesznie, nie doczekując
noclegów i omijając bite trakty, wypierając ostatni dech ze zdrożonych koni, śpieszy pan wojewoda do domu. Gdy oto kiedyś niespodziewanie natrafiono w austerji przydrożnej kilku braci dominikanów, wiodących do Rzymu opętanego człowieka. Nieszczęśliwy ten nędzarz, gdy spotkał orszak cudzoziemski, padł nagle na drodze i w cudowny sposób uzdrowiony został. Michał Sapieha, widząc jawny cud działającego z ukrycia obrazu Gregoriańskiego, zamilczał sprawę, lecz wtem śpieszniej rzucił się do ucieczki pozostawiając w rozpadlinach górskich zbyteczny sprzęt i pakunki. Pędził teraz dniem i nocą, ścigany gońcami papieskimi i wojskiem książąt italskich. Za zrządzeniem boskiem jednakże wymknął się z zastawionej nań przy granicy sieci żołnierskiej i przedarł się ku stronom ojczystym . W dniu 15 września roku 1631 w uroczystej procesji, z współudziałem tysiącznych rzesz ludu z wiosek okolicznych, została wprowadzona do Kodnia Madonna Gregorjańską, odtąd Cudowna Matka Boska Kodeńska.
I choć pan wojewoda brzeski za grzech swój ukarany został wygaśnięciem kodeńskiej linji rodu Sapiehów, choć ciężką musiał odprawić pokutę, jednakże uzyskał w reszcie przebaczenie papieskie Mikołaj Sapieha, a Marja Kodeńska zasłynęła cudami na Polskę całą.
Przeznaczonem jednakże było cudownemu obrazowi odbyć jedną jeszcze wędrówkę i to poprzez Polskę całą. W roku 1875 na rozkaz cara rosyjskiego zamknięto bazylikę kodeńską, a obraz święty wywieziono do Częstochowy na przechowanie. Władze rosyjskie uważały bowiem, że świętość ta podtrzymywała w ludzie okolicznym przywiązanie do prawdziwej wiary i do narodowości polskiej. Śmiertelna cisza i smutek zapanowały nad Kodniem, gdzie jeszcze przez lata długie szerzyła się przemoc moskiewska, prześladowanie religji i uczuć narodowych.
W końcu jednakże Bóg odwrócił swój gniew od skołatanej Ojczyzny naszej i podobnie jak przed lat tysiącem anioł nad Rzymem miecz swój ognisty schował za wstawiennictwem Madonny Gregoriańskiej, tak i teraz nad Polską uciszyła się burza wojenna, im rok niewoli rozjaśniło promienne słońce niepodległości
Cudowna Matka Boska Kodeńska, z Częstochowy, drogą przez Warszawę powróciła do Kodnia, w dniu 4 września r. 1927-go.
Opuszczone i tak długo osierociałe Wschodnie Kresy Polskie odzyskały swą patronkę i opiekunkę,
która jest Wspomożeniem Wiernych, Ucieczką Grzesznych, Opiekunką Strapionych i Panią Wielkiego
Miłosierdzia.
Eminus
Gość Niedzielny, 3 września 1933 rok, str. 10-11