XXXII.
DO TEGO SAMEGO.
W liście tym wyraża św. Grzegorz swe zadowolenie z tego, że Filagrjusz z filozoficznym spokojem znosi cierpienia, wynikłe z choroby. Rok mnie więcej 365.
To dobrze, że filozofujesz wśród cierpień i stałeś się dla wielu wzorem wytrwałości w boleściach! Pókiś zdrów był, używałeś swego ciała do rzeczy najchlubniejszych; więc pięknie z niem obchodź się i teraz, gdy chorujesz i -- że się tak wyrażę -- niepróżnująco próżnujesz. Filozofujesz bowiem, i co niegdyś powiedzieć miał Diogenes, gdy dzielnie się trzymał mimo gorączki, to i ty na sobie okazujesz: zmaganie się duszy z ciałem. Godziło się to memu Filagrjuszowi nie mięknąć, nie uginać się w męce, lecz pogardzić tem błotem, zostawić ciało jego cierpieniom, bo czy teraz czy później rozpadnie się ono całkowicie według prawa przyrody, czas czy choroba upora się z niem -- a duszę wysoko trzymać, przez rozmyśliwania z Bogiem się łączyć i o tem pamiętać, że byłoby tem czemś niedorzeczenem filozofować, gdy się jest zdala od niebezpieczeństwa, a w potrzebie tracić ducha filozoficznego i sprzeniewierzać się własnym postanowieniem.
Przeszedłeś myślą swą wszystko, rzeczy nasze i nienasze, boś znawcą i tych i tamtych i wychowawcą drugich. Ze wszystkiego zebrałeś sobie lekarstwo dla ludzkiej istoty. Niech i ja trochę z tobą pofilozofuję, jeśli tak każesz! Nie podoba mi się małoduszność Arystotelesa, który określając szczęśliwość, do pewnego punktu posuwa się trafnie, bo widzi w niej ,,działalność duszy według cnoty" dodaje: ,,w życiu całkowitem"; bardzo to mądrze, z powodu zmienności i chwiejności naszej natury. Ale to już nie brzmi wspaniale, przeciwnie aż nazbyt poziomo, że dodaje do tego zewnętrzną dóbr obfitość, jakby ktoś będąc biedny, schorzały, niskiego pochodzenia, z ojczyzny wygnany, już przez to samo wyłączony był od szczęścia.
Podoba mi się natomiast ono krzepkie i wielkoduszne stanowisko Stoików, według których rzeczy zewnętrzne nie stanowią żadnej przeszkody do szczęścia, a człowiek zacny jest szczęśliwy, choćby go palono w byku Falarysa. I dlatego podziwiam tych, co wśród nas narażali się dla tego, co piękne, i mężnie klęski znosili; podziwiam jednak również im najbliższych, acz nieznanych jak owego Anaksarcha, Epikteta, Sokratesa, żeby na tych się zatrzymać. Pierwszy z nich, gdyby mu w moździerzu -- na rozkaz tyrana -- ręce tłumaczono, katów swoich zachęcał, by trzepali worek Anaksarcha. Co miał na myśli? To nasze nędzne cielsko. Nie Anaksarcha bowiem , nie duszę filozofa bito. U nas nazywa się to: człowiek wewnętrzny i człowiek zewnętrzny. Drugi, gdy mu nogę naciągano i wykręcano, filozofował, jakby nie w swojem ciele. I wcześniej -- zdawało się -- goleń pękła, nim on ból poczuł. Sokrates zaś, skazany przez Ateńczyków na śmierć i przebywając -- jak wiesz -- w więzieniu, rozmawiał z uczniami o ciele, jakby o jakiemś drugiem więzieniu, i, chociaż mógł uciec, odmówił; a gdy mu pdano cykutę, przyjął z radością, jakby nie na mierć ją brał, lecz na zdrowie przepijał. Dodałbym do tych i naszego Hioba, gdybym nie wiedział, że dzięki Bogu od jego mąk i jesteś daleki i będziesz.
Takiemi myślami zdajesz mi sie urzekać siebie samego, boska i święta głow; a lecząc się tak, i sam ulgi doznasz, a mnie, twego chwalcę i kochającego przyjaciela, uradujesz, nie uginając się w chorobie ani chwiejąc -- jaki boski Dawid mówi -- z powodu pokoju grzeszników i ich pomyślności w tem życiu, owszem oczyszczając się, jeśli godzi się o tobie tego słowa użyć -- i niemoc uważając za tworzywo cnoty
Listy/św. Grzegorz z Nazjanu, str. 47-50